poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 3

Od tygodnia Rage słuchała tylko o jednym. O ślubie jej ojca z Arianą Mitchell. Próbowała jak najmniej przebywać w domu i wcale nie było to takie trudne bo co chwilę musiała gdzieś jeździć po jakieś rzeczy potrzebne do ślubu. Tym razem została wysłane do pracy ojca aby przekazać mu jakąś głupią karteczkę z wiadomością. Jakby Ariana nie mogła mu tego przekazać przez jej telefon.
Zatrzymała się przed dużym budynkiem i weszła do środka. Kręciło się w nim dość sporo osób. Gdy w końcu zauważyła swojego ojca w tym tłumie zaczęła się do niego przeciskać. Jednak gdy już przy nim stanęła był zbyt zajęty oglądaniem gry aktorów by mogła mu przekazać kartkę.
Tak, Harry Potter nie pracował w ministerstwie magii w którymś z departamentów. Został reżyserem. Gdy tylko zakończyła się wojna postanowił tak zrobić, bo nie chciał dostać jakiejś wysokiej posady w ministerstwie tylko ze względu na to, że pokonał Voldemorta. Wkręcił się do jednej z mugolskich szkół filmowych i w teraz jest jednym z najlepszych reżyserów w Zjednoczonym Królestwie.
Spojrzała na aktora, który teraz właśnie odgrywał scenę śmierci. Mężczyzna nie zdążył jeszcze „umrzeć” kiedy jej ojciec zarządził przerwę. Podszedł do aktora i zaczął zwymyślać go od nieudaczników nie to jednak było najlepsze. Rage musiała powstrzymywać śmiech gdy Harry zakończył swoją przemowę słowami:
- … w pańskim sposobie umierania nie ma za grosz życia.
Lily odchrząknęła i podała tą śmieszną karteczkę, przez którą tu przyjechała, swojemu ojcu. Harry przeczytał ją i wyrzucił.
- Lily przekaz Arianie, że jak chce coś ode mnie to może do mnie zadzwonić twoim telefonem albo swoich dzieci a nie wysyłać cię z każdą bzdurą. - powiedział.
- Też tak uważam. - przytaknęła z zamiarem jak najszybszego wyjścia z tego budynku i okrążeniem miasta za nim wróci do domu.
- Ale w końcu jutro jest ślub więc ma prawo być zdenerwowana. - zaczął. - Zresztą ja też nie jestem dzisiaj zbyt spokojny. Już raz to przeżywałem więc powinienem wiedzieć, że tak będzie, ale... - i w tym momencie przestała słuchać. Oczywiście nie na darmo chodziła tyle lat na historię magii aby ktokolwiek zdołał zauważyć, że wcale nie słucha swojego ojca. - Pamiętaj, że dzisiaj jedziecie kupić suknię ślubną. Nie wiem czemu Ariana to tak odkładała.
- Okay. To może ja już pojadę. - mruknęła. - Lepiej przygotuj się na telefony od swojej narzeczonej.
***
- Rage jedziemy po sukienkę mojej mamy. - usłyszała od Blackness gdy tylko weszła do domu.
- Kogo samochodem? - zapytała z powrotem narzucając na siebie skórzaną kurtkę.
- Bez różnicy. - mruknęła brunetka męcząc się z zapięciem butów.
- Wiesz możemy moim, ale coś czuję że wtedy twoja mama może zwrócić śniadanie.
- Nic dzisiaj nie jadła więc nie musisz się o nią martwić.
- Ależ ja się nie martwię o Arianę tylko o mojego nissana.
- To było do przewidzenia.
Rage posłała w jej stronę uśmiech i wyszła z domu. Oparła się o swój samochód, a zaraz potem dołączyła do niej Blackness.
Gdy w końcu dołączyła do nich Ariana w granatowym kostiumie i czarnymi włosami spiętymi w koka mogły jechać do salonu z sukniami wieczorowymi. Oprócz sukni ślubnej Ariany, strój na jutro miały sobie kupić też Rage i Blackness.
Podczas drogi do sklepu Ariana była uczepiona pasów, którymi się zapięła. Nie odezwała się ani słowem nawet wtedy, gdy Lily wyprzedzała korek i miałaby czołówkę gdyby w ostatniej chwili nie wcisnęła się na swój pas. Rudowłosa była pewna, że po prostu nie otwierała ust, bo nie chciała zwrócić kawy czy czegoś innego co tam dzisiaj piła.
Gdy w końcu zaparkowały narzeczona Harry'ego jako pierwsza wypadła z samochodu, a Rage miała ochotę się na ten widok zaśmiać. Ariana od razu podeszła do jakiejś swojej przyjaciółki z którą się umówiła.
Lily ociągając się z zamknięciem samochodu weszła do sklepu jako ostatnia z miną skazańca. Gdy tylko postawiła pierwszy krok w sklepie została dokładnie zlustrowana wzrokiem przez sprzedawczynię, która obdarzyła ją zdegustowanym spojrzeniem patrząc na jej strój.
Rage dobrze wiedziała, że ubrana w jasne, poprzecierane jeansy, czarny T-shirt z napisem i skórzaną kurtkę nie za bardzo pasowała do tego świata przeróżnych sukienek z tiulu, atłasu i innych cholernych materiałów.
Stanęła obok Blackness, która przebierała w sukienkach i co chwilę wyjmowała jakąś którą miała zamiar przymierzyć. Wpatrywała się w nią chwilę po czym z westchnięciem zaczęła przeszukiwać sukienki tak jak druga dziewczyna.
- Myślisz, że czarny to odpowiedni kolor na ślub? - zapytała po pewnej chwili Rage z dziwnym grymasem na twarzy.
- Nie, raczej nie. - mruknęła Blackness, która właśnie wchodziła do przymierzalni z naręczem sukienek. - A poza tym powinnaś w końcu coś przymierzyć, bo inaczej spędzimy tu cały dzień. - powiedziała jeszcze brunetka i zniknęła za zasłoną oddzielającą ją od reszty sklepu.
Rage zgarnęła jedną z miętowych sukienek i zniknęła w przymierzalni by po chwili już wymienić sukienkę na inną w kolorze szafirów. Sukienka sięgała jej przed kolana i od pasa była rozkloszowana, a koronka zakrywała dekolt i tworzyła grube ramiączka, odsłaniając jednak plecy gdzie można było zobaczyć wycięcia w kształcie łzy.
Zadowolona wyszła z przymierzalni z sukienką w rękach, ale nie zdążyła zrobić nawet kroku w stronę kasy, bo została zatrzymana przez Blackness, która jakimś cudem zdołała już przymierzyć wszystkie sukienki, które sobie wybrała i teraz trzymała w ręce tylko jedną. Oczywiście chciała aby Lily ubrała się w swoją sukienkę i jej się pokazała, ale dziewczynie udało się jakoś z tego wykręcić i po chwili już stały przed kasą.
Jednak nie mogły jeszcze wrócić do domu ponieważ Ariana otoczona jedną z pracownic sklepu oraz swoją przyjaciółką chodziła od sukni do sukni i nie mogła się zdecydować czy chcę suknię écru i czy może jednak klasyczną białą.
Rage wraz z Blackness wyszły ze sklepu po dłużej chwili czekania na matkę tej drugiej. Włożyły torby z sukienkami do bagażnika i oparły się o samochód czekając na Ariane.
Lily wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i wyjęła z niej jednego. Odpaliła go i zaciągnęła się.
- Czy ty nie miałaś rzucić? - zapytała brunetka oglądając znudzona swoje paznokcie.
- Wiesz teoretycznie miałam zrobić wiele rzeczy. - zaśmiała się Rage. - A poza tym to nie był mój pomysł tylko Industrii. Tylko on może mieć takie głupie pomysły. A zresztą on też miał rzucić...
- Wiesz on przynajmniej próbuje się z tym ukrywać. - zauważyła Blackness.
- Ale nie za bardzo mu to wychodzi.
- Powiedziałam, że próbuje, a nie, że do brze mu to idzie.
- Fakt.
- A poza tym moja matka chyba już się szykuje do wyjścia więc pozbądź się fajki, no chyba, że chcesz usłyszeć kazanie od swojego ojca.
- Zachowujesz się jakbyś była moją matką, wiesz. - mruknęła Rage, ale wyrzuciła niedopałek.
Ariana ze swoją przyjaciółką wyszły ze sklepu chwilę później i od razu wsiadły do samochodu – ta pierwsza z niezbyt zadowoloną miną co wywołało na ustach Lily lekki uśmieszek.
- Lilyanne zawieź nas jeszcze do Westfield Londyn* - usłyszała głos narzeczonej jej ojca, która przerwała na chwilę swoją rozmowę z przyjaciółką.
Zabiję cię kiedyś za to Lilyanne. No i przy okazji za bycie szoferem. Chociaż nie za to możesz zapłacić w inny sposób pomyślała Rage i na jej ustach wykwitł lekki uśmiech, gdy ruszyła z piskiem opon i w lusterku zobaczyła jak Ariana szybko łapie się pasów.
***
Od rana w domu Potterów panował istny chaos. Prawie wszyscy chodzili w kółko z góry na dół, z pokoju do pokoju, bo za każdym razem czegoś zapominali. Wszędzie było widać pełno rudych głów należących do Weasleyów oraz nieliczne innych kolorów.
Prawie wszyscy ponieważ Lily, Blackness i reszta ekipy siedzieli w pokoju tej pierwszej i spokojnie szykowali się na ślub Harry'ego Pottera oraz Ariany Mitchell. Oczywiście dziewczyny nadal dopracowywały swój dzisiejszy wygląd, ale chłopaki siedzieli teraz na łóżku Rage i przyglądali się ich poczynaniom.
Właścicielka pokoju w którym teraz przesiadywali też zresztą była już prawie gotowa, dokańczała swój manicure by już po chwili siedzieć obok chłopaków i rozmawiać z nimi o różnych mało ważnych rzeczach.
Pewnie siedzieliby tak dopóki nie byliby zmuszeni zejść na dół na ślub, ale ich rozmowy przerwało czyjeś wejście do pokoju. Okazało się, że to Serpent, który w garniturze wyglądał dość dziwnie. Jednak trampki i ułożone włosy wyglądały znajomo.
- Dłużej się nie dało?! - krzyknęła Peggy z łazienki.
- Wiesz wciskanie się w to coś było strasznie nieprzyjemnym doświadczeniem. - mruknął ze zmarszczonymi brwiami. - A poza tym skąd wiedziałaś, że to ja?
- Kobieca intuicja.
- Byłeś jedyną osobą, która mogła tu wejść, bo reszta jest tak zestresowana, że kompletnie o nas zapomnieli. - wytłumaczył Daemon nie odrywając wzroku od komórki.
- To ty zaprosiłaś Russell? - zapytał Serpent kierując to pytanie do Rage.
- Nie... - odpowiedziała przeciągle. Ona nawet nie wspominała swojemu ojcu o koleżance z dormitorium. - I miło byłoby się dowiedzieć skąd ona się tu wzięła.
- Widziałem też resztę jej rodziny. - zauważył.
- Nie mów, że przyprowadziła tu swoje rodzeństwo! Całą piątkę?! - Blackness z lekko zszokowanym wyrazem twarzy transumowtowała sobie książkę w fotel.
- Widziałem tylko trójkę, ale możliwe, że reszta była... - wypowiedź została przerwana przez kogoś kto wszedł do pokoju i tym samym złamał teorie Daemona, który w końcu oderwał się od telefonu i spojrzał na drzwi.
Salome Russell blondynka, której włosy w tej chwili były ułożone w tak dziwny sposób, że nie można było zobaczyć gdzie jest początek a gdzie koniec wparowała do pokoju. Ubrana w długą sukienkę wyglądał dość dziwnie ponieważ zawsze można było ją zobaczyć tylko w jeansach i T-shircie. Gdy się uśmiechnęła można było zobaczyć jej aparat na zęby.
Jednak uśmiech szybko zniknął na widok nie znanych jej osób. Stanęła koło drzwi z wyrazem niedowierzania na twarzy wpatrując się w każdego po kolei, a na końcu spoglądając na Lily, która siedziała pomiędzy Dexterem a Industrią.
- Kim oni są? - zapytała z powrotem lustrując resztę wzrokiem.
- Moi znajomi. - odpowiedziała wolno Rage. - To jest In... Guy. - wskazała na chłopaka po chwili zastanowienia nad jego imieniem. - A to D... Joe, Larry i Leo oraz P... Margaret i Chloe.
- Chloe to nie jest córka narzeczonej twojego ojca? - zapytała Salome.
- Tak jest. - mruknęła Lily. - A tego dupka to chyba znasz. - wskazała na Scorpiusa opartego o ścianę.
- Od kiedy to wy się przyjaźnicie. - dziewczyna spojrzała na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Ale my się nienawidzimy i nadal uważam go za kompletnie popieprzonego Ślizgona, ale pewna sytuacja zmusiła nas do tolerowania się. - Wszyscy znowu spojrzeli w kierunku drzwi, gdy Rage skończyła swoje zapewnienia o niechęci do blondyna, ponieważ do pokoju weszła kolejna osoba. Hades.
- Jeszcze jedna osoba tu wejdzie w przeciągu kolejnych pięciu minut, a chyba zmuszę was do rzucenia jakiegoś zaklęcia na ten przeklęty pokój. - warknął Daemon.
- Czego chcesz? - zapytała Rage kierując swoje pytanie w stronę Hadesa.
- Widzę, że straciłaś rachubę czasu. - zauważył z kpiącym uśmieszkiem na ustach. - Zaraz zaczyna się ślub. Więc radzę wam zejść na dół. - Białowłosy szybko opuścił pokój, a za nim wyszła cała ich dziewiątka.
Ogród wyglądał pięknie. Altana byłą przystrojona białym tiulem oraz goździkami w tym samym kolorze, różowobiałymi liliami i frezją. Droga do altany była usłana białymi płatkami kwiatów, a po obu jej stronach stały krzesła przystrojone białym materiałem, były one przewiązane złotą kokardą, za którą wetknięte były kwiaty – dwa goździki i lilia.
Wszyscy goście siedzieli już na wyznaczonych im miejscach i prowadzili między sobą rozmowy. Jednak gdy z balonów lewitujących nad nimi, dzięki rzuconemu zaklęciu, popłynęła muzyka wszyscy umilkli. Nawet ekipa, która zdążyła już zająć swoje miejsca.
Rage spojrzała tam gdzie wszyscy czyli na początek drogi prowadzącej do altany gdzie teraz pojawili się jej ojciec oraz jego najlepszy przyjaciel – Ramsay.
Ramsay był to mężczyzna w wieku jej ojca, z którym Harry przyjaźnił się odkąd ona pamiętała. Był on mężczyzną średniego wzrostu z ułożonymi na wszystkie strony czarnymi włosami oraz niebieskimi oczami. Gdyby spojrzał na tą dwójkę od tyłu ktoś kto nie przebywał z nimi dość długo mógłby ich pomylić. Jednak Lily, która widywała się z nimi od dzieciństwa – w końcu jeden był jej ojcem, a drugi chrzestnym – potrafiła ich rozróżnić po samym ułożeniu ramion.
Teraz Ramsay i Harry byli ubrani w takie same czarne garnitury, a w butonierkach mieli po goździku. Jej chrzestny jak to on posyłał wszystkim kobietom powalające uśmiech, a do niej puścił oczko. Zaś jej ojciec próbował uśmiechem – który za bardzo mu nie wychodził – zamaskować swój strach, który widziała, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Gdy Harry i Ramsay stali już w altanie z balonów popłynęła inna melodia – marsz Mandelsona. Wszystkie spojrzenia skierowały się na Ariane i można było usłyszeć westchnienia. Kobieta, która już za chwilę miała się stać panią Potter wyglądała pięknie w sukni ślubnej. Błyszczące drobinki na białej sukni odbijały promienie słońca i gdyby było ich więcej Ariana mogłaby wyglądać jak kula dyskotekowa., jednak była ich idealna ilość. Jej czarne włosy były spięta w wymyślnego koka, na jej głowie widać też było diadem, który przechodził w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie.
Przed kobietom szły dwie jej siostrzenice ubrane w proste, złote suknie na cienkich ramiączkach przyozdobionych małymi, sztucznymi brylancikami.
- Panie i panowie. - rozbrzmiał melodyjny głos przedstawiciela ministerstwa – wysokiego, rudego czarodzieja ubranego w ministerialną szatę. - Zebraliśmy się tutaj, by świętować zjednoczenie dwóch wiernych dusz...
Lily dyskretnie spojrzała na zebranych w ogrodzie gości. Widziała znajome twarze członków jej rodziny oraz nieznane jej do tej pory oblicza osób należących do rodziny Blackness. Nie które łatwiej wzruszające się osoby płci pięknej trzymały w rękach chusteczki.
Białe chusteczki. Prawie wszędzie dzisiaj było widać biel. Biel w kwiatach, biel w ozdobach, biel w dodatkach do niektórych strojów, biel na twarzach przerażonych z jakiegoś powodu. Gdyby nie goście wszystko byłoby białe. Tylko oni byli jedną, wielką, kolorową plamą, która była wyjątkiem w tej bieli panującej dziś w ogrodzie.
- Harry Jamesie Potterze, czy chcesz poślubić Ariane Florence Mitchell...
Molly Weasley, która, można powiedzieć, robiła dzisiaj za matkę Harry'ego, łkała w koronkową, białą chusteczkę tak jak kilkanaście innych kobiet.
- … a więc ogłaszam, że jesteście złączeni na całe życie.
Wysoki, rudy czarodziej uniósł różdżkę nad głowami Harry'ego i Ariany, z której wytrysnął deszcz srebrnych gwiazdek, omotujący ich świetlistymi spiralami. Wybuchły oklaski i radosne okrzyki, a złote balony nad ich głowami pękły, uwalniając rój rozśpiewanych, rajskich ptaszków i małych, złotych dzwoneczków.
- Panie i panowie! - zawołał czarodziej. - Proszę wszystkich o powstanie!
Kiedy wszyscy podnieśli się z pozycji siedzącej, machnął różdżką. Krzesła, na których siedzieli, uniosły się łagodnie w powietrzu , a nad nimi pojawiła się krata z której zwisały kwiaty w kolorach bieli. Krata ta tak jak altana była lekko przyozdobiona tiulem, tym razem oprócz bieli pojawił się również złoty. Pomiędzy wszystkimi gośćmi, którzy tworzyli teraz okrąg, pojawiła się sadzawka jakby płynnego złota, która po chwili stężała i stała się błyszczącym parkietem. Unoszące się do tej pory krzesła, podzieliły się na grupki i ustawiły wokół okrągłych stołów, które pojawiły się znikąd, były one nakryte białym obrusem i przyozdobione podobnie jak krzesła, altana i krata wisząca nad ich głowami. Na stołach oprócz talerzy, sztućcy oraz szklanek i kieliszków stały już napoje zarówno alkoholowe jak i te bez procentów. Kelnerzy zaś zaczęli już chodzić między stolikami i roznosić jedzenie.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić by zająć przeznaczone dla nich miejsca. Ekipie dano jeden, trochę powiększony za pomocą magii stolik, by mogli się przy nim zmieścić oni i Salome Russell.
Dexter i Daemon od razu rzucili się na jedzenie. Jednak, gdy spróbowali soku z dyni zaczęli wygłaszać przemowę o tym jak bardzo dziwni muszą być ci czarodziej, że piją takie gówno. Zostali w tym poparci przez Rage, której też nie za bardzo smakował ten napój.
Sally zaś siedziała obserwując tylko towarzystwo, które śmiało się z przeróżnych rzeczy, których ona nawet nie próbowała słuchać. Jedyne z czego zdawała sobie sprawę to śmiech i rzucane jej spojrzenia przez Lily i... Scorpiusa.
***
- Lily dlaczego mi nie powiedziałaś, że zadajesz się z Malfoy'em?! Przecież wy nie potrafiliście w Hogwarcie ze sobą normalnie porozmawiać, trudno wam nawet było wytrzymać w jednym pomieszczeniu bez dogryzania sobie wzajemnie. - powiedziała Salome z pretensją w głosie. Złapała ona Lily gdy ta odchodziła od miejsca w którym bawili się goście. - Czuje się jak w jakimś mugolskim serialu, w którym okazuje się, że dziewczyna którą znałam przez tak długi czas okazuje się kimś zupełnie innym. Jest osobą, która jest jej przeciwieństwem, dziewczyną która zachowuje się i nawet odzywa zupełnie inaczej niż wcześniej. Kto cię tak zmienił Lily?
- A nie pomyślałaś, że może w szkole udawałam osobę, którą nie jestem, bo tego ode mnie chciano. Powinnam być przykładną córką Harry'ego Pottera, która ma same Wybitne i nigdy nie ląduje na szlabanach, która nigdy nie pije czegoś co mogłoby zawierać choć odrobinę alkoholu i nie uczestniczy w żadnych imprezach. Przez cały ten czas byłam przeciętną dziewczyną, która trafiła do Gryffindoru, bo tego od niej oczekiwano, dziewczyną której jedyną rozrywką były kłótnie z chłopakiem, którego dom nigdy nie żył w zgodzie z jej domem. - Rage cały czas mówiła cichym głosem. Chciała powiedzieć to wszystko już dawno, wszystkim tym ludziom którzy cały czas uważali ja za inną niż w rzeczywistości. Dzisiaj zaś nadarzyła się okazja, a by powiedzieć to choć jednej osobie z tej długiej listy.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że Malfoy to twój przyjaciel, a ja byłam tylko zabawką. Ofiarą tego całego przedstawienia! W rzeczywistości gdy znikałaś nie raz pod pretekstem nauki w bibliotece czy też samotnego spaceru po błoniach byłaś z tym Ślizgonem, który ma wszystkich w głębokim poważaniu! - Lily nawet gdyby chciała coś odpowiedzieć to nie mogłaby tego zrobić bez krzyku ponieważ Salome, gdy tylko skończyła mówić skierowała się w stronę gości i po chwili już zniknęła w tłumie.
***
- Rage przechowasz nas dzisiaj u siebie? - zapytał Daemon, który lekko się zawracał od wypitego alkoholu. Zresztą nie on jeden. Większość gości nie była zbyt trzeźwa i na pewno nie była w stanie się aportować. Nie mal wszyscy nocowali dziś w domu Potterów, a nie był on jakimś zamkiem by mógł pomieścić on aż tyle osób, więc Harry musiał teraz za pomocą magii powiększać pokoje aby wszyscy mogli się jakoś zmieścić.
- Jeżeli będziecie spali u mnie w pokoju na podłodze to proszę bardzo. - mruknęła rudowłosa wchodząc do swojego pokoju. - Mogę wpuścić do łóżka ze dwie osoby. Kto pierwszy ten lepszy. - Wszyscy nagle rzucili się na jej łóżko więc szybko się odsunęła. - Powiedziałam dwie osoby.

Gdy w końcu wstali łaskawie z jej łóżka okazało się, że na samym dole leżeli Industria i Serpent, który też nie był jakiś wybitnie trzeźwy. Rage westchnęła teatralnie i położyła się między dwójką chłopaków. Może jakoś to przeżyję przemknęło jej przez myśl nim zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic