wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 7

12 października zdaniem Rage nadszedł stanowczo za szybko. To dzisiaj do Hogwartu mieli przyjechać ci cholerni goście, a konkretnie mają się pojawić za minutę, bo wtedy aktywują się świstokliki. Cała szkoła zebrała się w Wielkiej Sali oczekując na całą tą zgraję. Nauczyciele siedzieli podjarani na swoich miejscach przy stole, próbowali udawać, że wcale nie czekają na te wszystkie szkoły, z marnym skutkiem. Za to Rage i cała reszta drużyny sterczała przed stołem. Oczywiście Vogel przekazywał im, że mają się ubrać elegancko, ale jakoś im to nie wyszło.
Rage ubrała się w burgundowe rurki i białą koszulę w czarną kratę, a na nogach miała czarne, zamszowe botki. Nie obyło się też bez mocnego makijażu i bransoletki z ćwiekami.
Serpent wcisnął na siebie czarne rurki i T-shirt, na to miał narzuconą bordową koszulę w kratę oraz skórzaną kamizelkę. Na nogach miał glany, a z kieszeni wystawał mu kabel od słuchawek.
Raphael Moliere wyglądał w miarę elegancko w zgniłozielonych spodniach oraz czarnej koszuli, w której podwinął rękawy.
Hades oczywiście był ubrany cały na czarno, a jego strój składał się z bluzy, rurek i trampek. Do niedawna kaptur miał na głowie, ale pod ostrzałem spojrzeń wszystkich nauczycieli łaskawie go ściągnął.
Dwie przyjaciółki – pałkarki -, Bellona i Sana były ubrane w trochę przydługie swetry w kolorze szmaragdu i szafiru oraz obcisłej jeansy z dziurami na kolanach.
Ostatnią osobą z tej grupy byłą Natalie, ścigająca w drużynie Hogwartu. Dziewczyna może nie była zbyt mądra, ale jeśli chodzi o quidditcha stawała się prawdziwym geniuszem. Dziś ubrana w łososiową spódnicę z baskinką, żakiet w tym samym kolorze, białą bluzkę oraz szpilki wyglądała chyba najbardziej elegancko z nich wszystkich.
Gronu pedagogicznemu nie chodziło jednak o taką elegancję jaką prezentowała Natalie. Arnold Vogel wspominał chyba coś o szatach, które nie wyglądałyby jakby ktoś w nich spał, ale gdy mówił on o czymś co nie miało związku z quidditchem, drużyna wyłączała swoje myślenie i nie pamiętała nic z jego paplaniny.
Nagle w Wielkiej Sali zaczęło się pojawiać co raz więcej osób. Oczywiście byli to uczniowie z zagranicznych szkół. W jednej chwili pojawiło się osiem drużyn quidditcha wraz opiekunami i zawodnikami rezerwowymi.
Rage udało się wyłapać potępiające spojrzenie dyrektora, który spostrzegł gość z francuskiej szkoły magii dla chłopców, którzy byli wystrojeni w wyjściowe szaty.
- Nie da nam żyć przez ten strój. - mruknęła Rage nawet nie odwracając wzroku od gości. - Nadal nie rozumiem po co my tu w ogóle sterczymy.
- Pewnie będziemy się widać z tymi... No z nimi. - odpowiedziała Sana wskazując podbródkiem na przybyłych. W tej samej chwili słowa dziewczyny się potwierdziły, bo opiekun Francuzów zaczął poganiać swoich podopiecznych w swoją stronę. Gdy byli oni już dość blisko Rage przeżyła szok widząc Louisa Weasleya
- To ty nie skończyłeś jeszcze szkoły? - syknęła chłopakowi do ucha, gdy ten zamknął ją w uścisku.
- Tak jakoś wyszło. - zaśmiał się cicho i przeszedł do kolejnej osoby.
Tysiące uścisków rąk później, jedną chorą przemowę oraz bardzo głośną kolację w końcu mogli pójść do Pokojów Wspólnych. Scott Grant oczywiście podczas swojej cholernie długiej przemowy uwzględnił fakt, że ci cali goście muszą w końcu gdzieś spać więc porozdzielał po dwie szkoły na jeden dom. Gryffindorowi dostali się Francuzi oraz Rosjanie. Oczywiście trzeba było te szkoły jakoś doprowadzić do domów więc prefekci mieli porównywalną robotę jak ta na początku roku.
- Czy tylko ja czuję się jak na początku roku? - zapytała Rage Devila, gdy szli skrótami do Pokoju Wspólnego.
- Wiesz tym razem znamy hasło i z łatwością dostaniemy się do środka. - mruknął chłopak w odpowiedzi i podał także hasło Grubej Damie, która odsunęła się ukazując im wejście do Pokoju Wspólnego, który jak na razie był całkowicie opustoszały.
Rage wraz z Devilem weszli do środka i od razu opadli na sofę, która stał przy kominku przez co siedzącym było przyjemnie ciepło.
- Mam jedno małe pytanko. - zaczął blondyn. - Czy ty masz znajomości wszędzie?
- A co masz tym razem na myśli?
- Tego chłopaka z którym się przytulałaś.
- Ach... To mój kuzyn, Louis. Szczerze mówiąc byłam zdziwiona, gdy go zobaczyłam, bo myślałam, że już skończył szkołę, ale jak widać myliłam się.
Gdy usłyszeli głosy wchodzących Gryfonów i reszty przerwali rozmowę. Nie minęła nawet minuta, a przysiadł się do nich Louis z wielkim uśmiechem na twarzy.
- No to co tam u ciebie Lils? - zapytał rozsiadając się na fotelu.
- To sam co zawsze. - mruknęła w odpowiedzi. - Widzę, że czujesz się jak u siebie.
- Oczywiście. W końcu chodziłem tu do aż dwa miesiące. - pochwalił się z dumą. - Znam ten zamek jak własną kieszeń.
- Echem... Coś czuję, że chyba nie nosisz spodni z kieszeniami. - Rage uniosła jedną brew patrząc na blondyna.
- Je... - Louisowi przerwał jakiś Francuz, z którego gadania jedyne co Lily zrozumiała to Louis. Takie życie, gdy zna się tylko jeden język.
- Nicolas naprawdę nie musisz szpanować swoim francuskim, bo ona na to nie leci. - zaśmiał się kuzyn Rage, a drugi chłopak posłał mu mordercze spojrzenie.
- Ty tylko o jednym myśleć. - powiedział Nicolas ze śmiesznym akcentem i rudowłosa oraz Devil musieli się powstrzymać od śmiechu.
- Och... Nie histeryzuj Nico. - Louis wstał i usadził chłopaka na swoim poprzednim miejscu. - Usiądź sobie i słuchaj naszych jakże fascynujących rozmów, a wszystko będzie dobrze.
- Ugh... Qu'est-ce que une cruche… - Nicolas zaczął coś gadać po francusku i w głowie Rage znów pojawiła się jedna myśl Co on pie*doli?
- Louis mógłbyś łaskawie przetłumaczyć. - Lily posłała chłopakowi przesłodzony uśmiech.
- No, a więc... Mówi, że jestem idiotą. Nie wie dlaczego jeszcze się ze mną zadaje. No i inne takie brednie. Jest strasznie wybuchowy więc nie próbuj go denerwować, bo twoja szkoła może zniknąć z powierzchni ziemi. - zakpił Louis. - A teraz pozwól o pani, abym mógł go odprowadzić, bo dostał słowotoku i nie skończy gadać przez następny kwadrans.
- A gdzie masz ten swój pokój? - Devil odezwał się po raz pierwszy od pojawienia się dwójki chłopaków.
- Nie mam bladego pojęcia, ale ten dyrektorek coś mówił, że mamy się zgłosić do jakiegoś prefekta. - odpowiedział. - Znacie jakiegoś?
- Ten przy wejściu. - Devil wskazał na Aleca, który stał w jednym miejscu od pewnego czasu.
- Uuu... Przystojny. - Louis zagwizdał i dostał łokciem w żebra od swojego kumpla.
- Bo jeszcze pomyślę, że jesteś gejem Lou. - Rage spojrzała na niego przenikliwie, a ten tylko poruszał brwiami w górę i w dół i pognał z Nicolasem w stronę prefekta Gryffindoru.
***
- Rage jaką sukienkę zakładasz na bal? - zapytała Blackness, która pojawiła się w Pokoju Wspólnym około dwudziestej-trzeciej, wpadła do środka, gdy jakiś Gryfon wchodził pokoju.
- Nie zakładam. - mruknęła rudowłosa kręcąc się Pokoju Wspólnym w poszukiwaniu zasięgu. Blackness siedziała na sofie i wodziła tylko wzrokiem za dziewczyną.
- Jak to?! To idziesz w jeansach? - zszokowała się brunetka, a wszyscy którzy siedzieli jeszcze w pokoju spojrzeli się na nią.
- Nie nie idę. - warknęła, a tym razem wszyscy spojrzeli się na nią.
- Jak to nie idziesz?!
- Normalnie.
- Ale jesteś w drużynie. Musisz iść.
- Nie wiem co bycie w drużynie quidditcha ma do pójścia na jakiś cholerny bal.
- Ma i to bardzo dużo. Przecież musisz reprezentować Hogwart.
- Nie dramatyzuj Blackness. Nie idę i tyle.
- Nie martw się. Zaciągnę cię tam.
- Hmm... Raczej ci się nie uda. Mam szlaban.
- Ale... - Blackness momentalnie zamilkła nie wiedząc co powiedzieć.
Lily nadal krążyła po pokoju kiedy z dormitorium chłopców wyszedł Devil, który od razu do niej podszedł i cicho szepnął do ucha:
- Podstępna s*ka. - Rage zareagowała na to śmiechem, ale nagle urwała go i zaczęła piszczeć wisząc na jednym z foteli na którym siedział jakiś chłopak z siódmego roku. - Co ci odwala? - zapytał Devil teatralnie pocierając skronie.
- Mam zasięg! - pisnęła.
- Tutaj? - spojrzał na nią z niedowierzaniem i wyciągnął z kieszeni telefon, po czym podszedł do dziewczyny. Rzucił okiem na ekran i spostrzegł, że ma aż trzy kreski zasięgu. - Och... życie jednak jest piękne.
- Mam 48 wiadomości głosowych i 196 SMS-ów od ostatniej wizyty w klubie. - mruknęła Rage i zaraz podleciała do nich Blackness nadal z obrażoną miną. - Czy ci debile nie rozumieją, że skoro nie odpisuję przez miesiąc to już nigdy nie odpiszę?
- Jak widać. - odpowiedziała w tym samym czasie pozostała dwójka
- Czy tylko do mnie Industria wysłał tą dziwną wiadomość? - zapytała czytając SMS-a.
Rage mam nadzieję, że uda ci się odczytać tego SMS-a. Specjalnie wysyłam go wcześniej. Za miesiąc musicie być wszyscy w klubie. Podkreślam musicie. Najlepiej bądźcie przed dwudziestą. Sprawa wagi państwowej.
- Chyba tylko do ciebie. - Blackness zajrzała jej przez ramię. - Przecież wie, że będziesz szukała zasięgu za wszelką cenę. - Lily spojrzała na nią, a jej spojrzenie mówiło wszystko, ale na pewno nie zapowiadało nic dobrego. - No co taka jest prawda. - Rudowłosa nie przestała się na nią patrzeć. - Och... Mniejsza z tym. Spójrz na datę.
- 20 września.
- Dzień po meczu.
- Zajebiście.
***
- Lilyanne Luno Potter.
- Jak myślisz ma zamiar mnie zabić, bo zastanawiam się nad tym jak się bronić. Słownie czy może jednak trzeba użyć siły. - mruknęła Rage próbując zignorować chłopaka, który zbliżał się do niej co raz bardziej.
- Wiesz najlepsza będzie ucieczka. Nie wygląda na słabego. - odpowiedziała Blackness.
- Dzięki. Rozumiem, że uważasz mnie za słabego człowieka.
- Emm...
- Pie*dol się. - warknęła.
- Potter jak się wyrażasz. - upomniał ją nauczyciel mugoloznawstwa przechodzący obok.
- Przepraszam. - mruknęła potulnie.
- Trzy, dwa... - Blackness zaczęła odliczać. - … jeden i zero. - Gdy z wypowiedziała ostatnie słowo odsunęła się i stanęła pod ścianą, a Lily została złapana za ramię i gwałtownie obrócona przez bruneta. Chłopak przyparł ją do ściany, a ta zaczęła żałować, że nie ma tu jednak nauczyciela mugoloznawstwa.
- Moliere opanuj się, bo pomyślę, że chcesz mnie...
- Nie kończ Potter. - chłopak spojrzał na nią złowrogo. Nadal trzymał ręce na jej ramionach jednak uchwyt trochę zelżał. - Możesz mi łaskawie wytłumaczyć dlaczego nie było cię dzisiaj rano na... - Raphael nie dokończył, bo Rage pocałowała go, a ten zdziwiony momentalnie puścił ją. Lily wywinęła się i szybko stanęła w bezpiecznej odległości od chłopaka.
- Żegnaj Moliere spotkamy się na następnym treningu. Are vaire czy jak tam się u was mówi. - powiedziała Rage i podeszła do Blackness, która cicho chichotała pod nosem.
- Au revoir. - poprawił ją machinalnie Raphael po czym sam odszedł w swoją stronę.
- Widzisz nie wykorzystałaś żadnego koła ratunkowego. - zaśmiała się brunetka.
- Bo wymyśliłam nowe. - zauważyła z udawaną dumą.
- Ta... Będę wykorzystywała je za każdym razem w takim wypadku.
***
- To może jednak skusisz się na ten bal?
- Mam szlaban.
- Ale...
- Nie.
Rage spojrzała na jakiegoś chłopaka z czwartego roku, który chodził od dziewczyny do dziewczyny i wypytywał się czy pójdzie z nim na bal, co nie było za bardzo możliwe, bo prawie każda miała już partnera, a nie który łudziły się, że ten wymarzony zaprosi je.
- Okay zrozumiałem.
- No to bosko.
Lily ruszyła przed siebie omijając szerokim łukiem każdego chłopaka, który zbliżył się do niej na odległość mniejszą niż metr. Gdy szła tak slalomem omal nie wypadła na jakąś dziewczynę, która była bardzo zajęta wlepianiem oczu w jakiegoś wysokiego blondyna, którym okazał się Serpent.
Rage postanowiła się na chwilę zatrzymać i złamać swój „zakaz” pochodzenia do jakiegokolwiek chłopak na wyznaczoną odległość. Ten jednak nie stanowił zagrożenia w postaci namawiania jej na pójście na bal.
- Jeżeli nie masz jeszcze żadnej kandydatki na bal to tamta niezdara jest tobą cholernie zainteresowana. - mruknęła siadając obok Serpenta na parapecie i wyjmując mu słuchawki z uszu.
- Od kiedy tak się troszczysz o to z kim pójdę na bal? - zapytał wyjmując jej słuchawki z ręki i wsadzając je do kieszeni razem z telefonem.
- Od teraz. - wzruszyła ramionami i widząc kolejnego zdesperowanego chłopaka z siódmego roku. - Mam do ciebie sprawę, ale złapię cię jutro. - zsunęła się z parapetu.
- A ty nie idziesz na bal? - spojrzał na nią zdziwiony.
- Jeszcze nie słyszałeś? Przecież Blackness żali się z tego powodu każdej napotkanej osobie.
- Nie słucham o żadnej rzeczy z balem związanej, bo mam szlaban i nie idę. - powiedział, a Lily zagwizdała.
- No to może jednak uda mi się ci to powiedzieć dzisiaj.
- Też szlaban?
- Mhm...
- U kogo?
- Kojarzysz może moją ciocię Hermionę. - zaśmiała się.
- Ona? Myślałem, że lubi cię choć trochę.
- Żyłeś w błędzie.
- Jak widać.
***
- Ale jesteś pewna, że nie przyjdziesz chociaż na chwilę? - Blackness spojrzała na Rage oczami pełnymi nadziei, gdy ta układała jej włosy. Przy tej minię nawet Lily nie miała sumienia jej odmówić.
- Może wejdę na chwilę. - mruknęła z niechęcią, a brunetka rzuciła by jej się na szyję gdyby nie świeżo pomalowane paznokcie. Nie powstrzymało jej to jednak przed piskiem radości przez co Rage niemal pękły bębenki.
- Ale przecież nie masz co na siebie włożyć. - panikowała Blackness i znów niemal zerwała się na równe nogi, ale Rage usadziła ją z powrotem na krześle. - Weź moją drugą sukienkę. Powinna na ciebie pasować.
- Okay. - rudowłosa po utrwaleniu drugiej dziewczynie fryzury podeszła z różdżką do szafy i wyciągnęła szmaragdową suknię, którą zmniejszyła i schowała do kieszeni spodni.
- No i co ty byś beze mnie zrobiła. - zaśmiała się Blackness.
- Mogłabym powiedzieć to samo. - wskazała ręką na fryzurę dziewczyny.
- Nie moja wina, że jestem w tym słaba. - prychnęła.
- Ja już idę, bo zaraz mam szlaban, a muszę jeszcze odnieść tą twoją sukienkę do pokoju.
- Pa!
Rage wyszła z dormitorium dziewczyn z Ravenclawu i skierowała się do Pokoju Wspólnego. Nie spodziewała się tam nikogo zobaczyć, bo wszyscy z pewnością szykowali się na ten bal. Zdziwiła się jednak widząc tam Raphaela siedzącego na sofie. Chciała przemknąć nie zauważona, ale jej „misja” od razu byłą przesądzona na porażkę, bo chłopak siedział niemal na wprost wyjścia z pokoju.
- Och Potter. Spodziewałem się, że cię dzisiaj tutaj zobaczę.
- Doprawdy. - mruknęła zbliżając się do wyjścia. - A ty co czekasz na swoją dziewczynę.
- Nie mam dziewczyny.
- Bardzo mi smutno z tego powodu. Naprawdę miło było cię zobaczyć, ale śpieszę się.
- Do tego blondyna?
- Którego, bo znam dużo?
- Tego co ciągle za tobą chodzi.
- Uważaj bo uznam, że jesteś zazdrosny.
- O ciebie?
- Nie o Devila.
Rage nie zważając na to czy chłopak miał zamiar jej odpowiedzieć czy też nie wypadła z Pokoju Wspólnego i pognała w stronę wieży Gryffindoru. Miała trochę ponad pięć minut, aby dotrzeć do swojego dormitorium i odłożyć sukienkę, a potem dojść jeszcze pod gabinet woźnego.
Teraz woźny był jeszcze gorszy niż za czasów jej ojca. Czterdziestolatek z kompleksami. Pomimo, że nie był charłakiem jego umiejętności magiczne były na najniższym poziomie i miał trudności z zaklęciem rozbrajającym. Z niemałym trudem udawało mu się rzucić zaklęcie czyszczące, gdy było mu ono naprawdę potrzebne, najczęściej jednak wysługiwał się uczniami.
Gdy Lily zostawiła już sukienkę została jej minuta. Wiedziała, że nie zdąży i szczerze mówiąc nie miała zamiaru się spieszyć. Lubiła jak woźny się wydzierał przez jej spóźnienie, a ona się wyłączała i nie pamiętała nic z jego gadki.
Szła spacerkiem, a gdy dotarła pod mieszkanko woźnego była spóźniona już dobre dziesięć minut, bo nie szła skrótami, lecz okrężną drogą. Weszła do komnaty nawet nie pukając i od razu rozsiadając się na wolnym krześle przed biurkiem woźnego.
Podczas jego przemowy miała ochotę położyć nogi na drewnianym meblu zawalonym papierami ułożonymi w kupki, ale nie chciała go doprowadzać aż do takiej wściekłości. Chociaż...
- Powinien pan sobie kupić jakąś komodę na tę papiery. - niby przypadkiem lekko trąciła najwyższą kupkę i wszystkie kartki rozsypały się po komnacie. Wyścielały one posadzkę niczym dywan.
- TY nie wdzięczny bachorze, plugawy szczeniaku. - wyleciały z jego ust dwie podstawowe obelgi. - Masz to natychmiast posprzątać zanim będziesz odrabiała swoją karę z resztą.
Lily ze złośliwym uśmieszkiem wyciągnęła różdżkę. Jednym machnięciem sprawiła, że papiery ułożyły się w kupkę, a drugim, że wylądowały na biurku.
Woźny nie odezwał się ani słowem choć Rage z jego wyrazu twarzy wyczytała wszystko. Był wściekły, nawet bardzo. Gestem ręki wskazał jej i pozostałej trójce, a by zanim poszli.
Oczywiście milusi woźny podzielił ich na dwie grupy. Lily i Serpenta wysłał do łazienki, a ich zadaniem było czyszczenie toalet. Pozostałą dwójka musiała zaś szorować kociołki w sali od eliksirów. Nie ominęło ich także oddanie różdżek. Po odtransportowaniu ich na miejsca pracy zostawił ich samych sobie razem z toaletami lub kociołkami.
Rage obdarzyła toalety zniesmaczonym spojrzeniem i wyjęła jeszcze jedną różdżkę, na co Serpent patrzył bez jakichkolwiek oznak zdziwienia. Gdy wszystkie toalety były już uprzątnięte usiedli we wnęce jedynego okna w łazience i Lily wyjęła paczkę papierosów. Poczęstowała chłopaka, a ten z chęcią wziął jednego.
- Teraz czeka nas siedzenie tu przez... No dość długo. - powiedział chłopak patrząc na ekran telefonu.
- Mhm... - mruknęła i zaciągnęła się papierosem.
***
Kiedy woźny pozwolił im iść minęły już dwie godziny od momentu kiedy Rage pojawiła się w gabinecie. Oczywiście najpierw dziesięć minut zajęły mu oględziny łazienki i gdy stwierdził, że wygląda w miarę dobrze, w końcu łaskawie ich puścił.
- Co masz zamiar teraz robić? - zapytał Serpent, gdy tylko wyszli z łazienki.
- Niestety pojawię się na chwilę na tym pieprzonym balu, bo inaczej Blackness nie odezwie się do mnie ani jednym słowem przez najbliższy miesiąc. - westchnęła. - A ty?
- Też chyba pójdę. Dziewczyny nie dawały mi żyć jak się dowiedziały, że mam szlaban podczas balu. - powiedział i rozdzielili się przy schodach. On poszedł w dół, a ona w górę.
Lily dość szybko dotarła do wieży i od razu wparowała do dormitorium z miną, która nie świadczyła o jej zadowoleniu. Zabrała się od razu za wciśnięcie na siebie sukni Blackness, szmaragdowej sukni. Pieprzona Krukonka zakochana w Ślizgonie. – pomyślała Rage, gdy założyła już na siebie ubranie i przejrzała się w lustrze – Przynajmniej w miarę dobrze w niej wyglądam.
Zrobiła sobie makijaż i w miarę szybko pomalowała paznokcie. Gdy rozczesała włosy i już była przy drzwiach przypomniała sobie, że nie założyła butów. Spojrzała na wszystkie swoje buty. Raczej nie założę trampek. - pomyślała i sięgnęła po wysokie szpilki, które były cholernie nie wygodne.
Kiedy jakimś cudem udało jej się dojść pod Wielką Salą zobaczyła tam Blackness, która wyraźnie nie była w za dobrym humorze. Rage westchnęła i podeszła do niej po czym usiadła na schodach.
- Całował się z jakąś dzi*ką. - mruknęła płaczliwym tonem, ale z jej oczu nie kapały łzy.
- Pieprz go.
- Chciałabym. - zaśmiała się Blackness.
- Och... Nie użalaj się nad sobą. - powiedziała Rage. - Idź poderwać sobie jakiegoś chłopaka.
- Jestem za. - Serpent, który musiał dopiero co przyjść, stał oparty o ścianę i przypatrywał się im.
- To twój partner na bal? - zapytała brunetka.
- Chyba sobie kpisz!
- Nigdy w życiu!
- Tak myślałam. - westchnęła. - Chodźmy już.
- Jak chcesz. - Rage wzruszyła ramionami i wstała ze schodów. - Jeżeli przeżyje dzisiaj w tych butach to będzie cud.
- A co wyszłaś z wprawy. - Blackness poruszała brwiami w górę i w dół z wyraźnie lepszym humorem niż wcześniej.
- S*ka. - warknęła Lily. Pchnęła drzwi do Wielkiej Sali i weszła do środka razem z pozostałą dwójką. Oczywiście wszyscy od razu skierowali wzrok w stronę drzwi i zaczęli się przypatrywać dwójce nowo przybyłych. Zarówno Hogwartczycy jak i reszta z zagranicy.

- Pora zacząć to pie*dolone przyjęcie. - westchnął Serpent, a dziewczyny tylko mu przytaknęły. Razem ruszyli w stronę reszty.

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 6

- Moi drodzy, chciałbym wam coś ogłosić. - głos Scotta Granta rozniósł się po całej Wielkiej Sali. - W tym roku Departament Magicznych Gier i Sportów oraz Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów postanowiły zorganizować międzyszkolne zawody w quidditcha. Pan Arnold Vogel oraz ja postanowiliśmy, że nabór do naszej reprezentacji szkolnej odbędzie się jutro o godzinie szesnastej na boisku. Mam nadzieję, że osoby, które kompletnie nie znają się na tym sporcie nie będą zawracać głowy panu Arnoldowi, bo naprawdę nie mamy na to czasu. - Dyrektor przerwał na chwilę by spojrzeć na nauczyciela latania na miotłach, a by upewnić się, że powiedział już wszystko w kwestii naboru. Gdy mężczyzna kiwnął lekko głową, Scott wrócił do przerwanej wypowiedzi. - Pierwszy mecz zostanie rozegrany u nas za ponad miesiąc, dokładnie 19 października. Tydzień przed meczem przyjadą do nas goście, z którymi będziemy rozgrywać ten pierwszy mecz oraz pozostałe drużyny z innych krajów. Ja wraz z gronem pedagogicznym postanowiliśmy zorganizować bal na ich powitanie. Przyjść na niego mają wszyscy uczniowie od czwartego roku wzwyż. Strój na tą uroczystość także został przez nas uwzględniony, lecz aby nie przedłużać w Pokojach Wspólnych zostały rozwieszone ogłoszenia z tym związane. - Grant wziął wdech i zakończył swoją przemowę tym, że łaskawie pozwolił uczniom iść do swoich dormitoriów.
Gdy tylko dyrektor skończył wszyscy zebrani w Wielkiej Sali podnieśli się ze swoich miejsc i pognali do wyjścia. Przepychali się wzajemnie, aby jak najszybciej dojść do swoich pokoi.
- Może skoczymy do Pokoju Życzeń? - zapytała Blackness, gdy ze spokojem czekali aż wszyscy już opuszczą Wielką Salę.
- Jak dla mnie okay. - mruknęła Rage, a Luda, Serpent i Devil pokiwali zgodnie głowami.
- A wy? - zapytał Devil elity Slytherinu.
- My musimy jeszcze odrobić zadanie z astronomii. - odpowiedziała za wszystkich Alie.
- To było jakieś zadanie z astronomii?! - Blackness zmarszczyła brwi patrząc na Ludę.
- Jak widać było. - mruknął chłopak i wzruszył ramionami.
- Ja tam nie wiem po co wy na to jeszcze chodzić. - powiedział Devil, gdy rozstawali się ze Ślizgonami przy drzwiach.
- Żeby poromansować pod gwiazdami. - zaśmiał się Max i w zamian dostał od siostry po głowie.
- Auu... O co ci chodzi, idiotko? - dało się jeszcze słyszeć, gdy trójka schodziła w dół do lochów, aby dotrzeć do swojego Pokoju Wspólnego.
Kiedy pozostał piątka uczniów Hogwartu zbliżała się już do Pokoju Życzeń nagle ktoś wypadł zza rogu i wpadł z impetem w Rage. Rudowłosa upadłaby gdyby nie szybko reakcja Serpenta, który szedł centralnie za nią. Osoba, która w nią wpadła nie miała jednak takiego szczęścia i miała naprawdę bliskie spotkanie z kamienną posadzką.
Osobnikiem tym okazała się Chiara albo Costanaza. Chwilę... Gdy brunetka zaczęła gorliwie przepraszać Rage, tej udało się domyślić, że to Costanaza, która była z nią w jednym domu. Chiara na pewno nie byłaby zdolna do jakichkolwiek przeprosin.
- Nic się nie stało. - odparła mechanicznie Rage. - Gdzie się tak śpieszysz? - zapytała, gdy Costanaza od razu po zebraniu się choć po części z podłogi zaczęła szybko zbierać swoje rzeczy.
- Emm... Umówiłam się z siostrą, a ona nie lubi jak się spóźniam. - wytłumaczyła szybko i pognała w swoją stronę.
- Coraz bardziej utwierdzam się w tym, że ta Chiara Lucchese to naprawdę dziwna laska. - mruknął Devil, który zdążył już doprowadzić Puchonkę do gniewu i przekonał się na własnej skórze jak wygląda – choć z błahego powodu – wściekłość dziewczyny. Kiedyś na zielarstwie Devil potknął się i przez przypadek wysypał na nią ziemie wraz z nawozem. Mina Chiary mówiła wszystko, nie trzeba było jej słuchać aby domyślić się, że Devil jej zdaniem powinien zlizać z niej całą tą ziemię. Profesorka ucząca tego przedmiotu dała dziewczynie szlaban i odjęła punkty Hufflepuffowi za jej wydzieranie się na lekcji i obrażanie Devila.
- Ona chyba powinna być Ślizgonką, a nie Puchonką. - powiedział Luda, który akurat należał do Hufflepuffu. - Dzisiaj rano wydarła się na pierwszoroczniaka tylko dlatego, bo ośmielił się stać na jej drodze i musiałaby go okrążyć, aby dojść do wyjścia.
- Ta cała Lucchese nie pasuje do Slytherinu. My jesteśmy opanowani, a zemsty knujemy po cichu, nie ogłaszamy tego całemu światu. - odpowiedział szybko Serpent, a Rage z niechęcią przyznała mu rację.
Ich rozmowę przerwał fakt, że musieli wejść do Pokoju Życzeń, do którego drzwi pojawiły się, gdy tylko Lily przeszła pod ścianą trzy razy.
Pokój do którego weszli miał dwie czarne ściany, a pozostałe dwie wyłożone szarobiałymi cegiełkami. Pod jedną z szarobiałych ścian stał czarny narożnik, a przed nim szklany stolik. Na hebanowej podłodze pośrodku pokoju leżał biały, puchaty dywanik. Pokój nie był zbyt duży, a oświetlały go halogeny znajdujące się na suficie.
- Następnym razem wy ruszacie mózgami, bo mi wena twórcza się skończyła. - warknęła Rage, patrząc na swoje dzieło krytycznym wzrokiem.
- Jak chcesz. - mruknął Devil i rzucił się na kanapę. - Mogłaś tu wstawić coś wygodniejszego.
- Jeszcze jakieś wymagania. - prychnęła Lily i w pokoju zamiast narożnika pojawiło się pięć czarnych foteli, które wyglądały na wygodne. Dla Devila jednak w tej chwili nic mogło być wygodne, bo gdy narożnik zniknął on wylądował dupą na podłodze i na pewno nie było to... Wygodne. - Mam nadzieję, że teraz ci lepiej. - Rage uśmiechnęła się złośliwie do leżącego na podłodze chłopaka.
- Jest za*biście. - warknął blondyn.
***
- Czy ich już do reszty po*bało? - zapytała Rage, gdy tylko zobaczyła ogłoszenie na którym było napisane jak mają się ubrać. Każdy uczennica Hogwartu miała się ubrać w suknie balową jednak mogła ona być tylko w kolorze należącym do jednego z domów. Za to każdy z chłopaków miał być ubrany w mugolski garnitur, a koszula także miała być w takiej kolorystyce jak suknie dziewczyn. - Ja nie idę na ten pieprzony bal.
- Wiesz, że Blackness cię zabije jak się o tym dowie. - mruknął Devil, który leżał na sofie stojącej nieopodal.
- Kiedyś trzeba umrzeć. - prychnęła i odeszła od ogłoszenia siadając na fotelu.
- Ona się tak łatwo nie podda i coś czuję, że zaciągnie cię tam siłą.
- Na pewno coś wymyślę, aby się wykręcić. - odpowiedziała, w międzyczasie ze znudzeniem bawiąc się kosmykiem włosów. Zapadła między nimi chwilowa cisza, która jednak została szybko przerwana przez Rage. - Idziesz na ten nabór?
- Nie wiem, może spróbuje, wiesz nigdy nie byłem aż tak dobry w quidditcha. Mam nadzieję, że ty idziesz, bo przecież nie możemy zmarnować twojego talentu. - zaśmiał się blondyn.
- Nie wiedziałam, że jestem aż taka utalentowana we wszystkich dziedzinach, za niedługo zrobisz ze mnie geniusza z eliksirów. - zakpiła. - Może pójdę.
- P... - Devil nie zdążył nawet dokończyć słowa, które miał na myśli, bo do pokoju wpadł Albus, który zachowywał się tak głośno, że nie dało się go nie zauważyć. Prowadził go Alec z miną cierpiętnika. Brat Rage darł się tak głośno, że mógł tym obudzić nie tylko całą wieżę Gryffindoru, ale i Ślizgonów. Alexander chyba zrobił z tym coś wcześniej, bo nie weszło za nimi całe grono pedagogiczne, ale teraz niestety już to nie działało.
Kiedy z ust brata Lily wyleciała kolejna wiązanka przekleństw skierowana oczywiście do jego przyjaciela, dziewczyna podniosła się z fotela i podeszła do tej dwójki. Rzuciła na swojego brata zaklęcie wyciszające i drętwotę, a potem prze lewitowała go do jego dormitorium. Oczywiście podczas drogi nie obyło się bez przypadkowego uderzenia jego ciałem w ścianę.
Gdy wróciła do Pokoju Wspólnego opadła na fotel, na którym siedziała wcześniej, a ten naprzeciwko niej zajął Alec.
- Dzięki. - westchnął głośno chłopak. - Rzuciłem na niego wcześniej wyciszające, ale on je jakoś zdjął. Na szczęście byliśmy wtedy już przy wejściu do pokoju więc nie udało mu się obudzić żadnego nauczyciela.
- Bosko... A teraz powiedz mi gdzie ten idiota polazł tym razem? - zapytała się, choć w rzeczywistości dobrze wiedziała jaką odpowiedź usłyszy.
- Polazł do tego swojego kumpla, z którym mieszka i jak widać się upił. Ja znalazłem go jak wyczołgiwał się z tajnego przejścia do Hogsmead. Ciekawi mnie tylko jak on zdołał się teleportować. - odpowiedział Alexander.
- Zabije tego sku*wysyna i mojego kochanego braciszka też, ale dopiero jak wytrzeźwieje. - warknęła Rage. Albus od roku mieszkał z 5 lat starszym od niego chłopakiem, który na pewno nie należał do grzecznych chłopców, którzy chodzili codziennie do szkoły i stronili od imprez – zresztą ona sama do takich dziewczyn nie należała. Oczywiście ma to w dupie dopóki jej brat nie wraca do Hogwartu i nie wydziera się jakby go ku*wa ze skóry obdzierali. Właśnie po takich akcjach jej ojciec przyjeżdża do szkoły i jakby nie było mało wydzierania się na jej brata to jeszcze jej prawi kazania, aby nie brała z niego przykładu.
- To może ja już pójdę. - mruknął Alec i szybko poszedł do swojego dormitorium, które dzielił z Albusem.
- Zachowujesz się jak starsza, święta siostra, która nigdy nie piła. - zaśmiał się Devil. - A wątpię abyś podczas mojej nieobecności ze smutku i żalu przestała chodzić na imprezy. Dodajmy, że nie jesteś od niego starsza.
- Mówił ci ktoś, że jesteś małym, podłym, wrednym... - zaczęła, ale nie zdążyła dokończyć, bo zrobił to za nią ktoś inny, a konkretnie Devil.
- Człowiekiem. - wyszczerzył się i puścił jej oczko.
- Miałam coś innego na myśli. - mruknęła i spojrzała na niego zmrużonymi oczami.
- Och, Rage masz dzisiaj chyba zły dzień. Może wybierzemy się jutro po naborze do klubu Industrii. -zaproponował. - Nie widziałem ich przez rok i stęskniłem się. - zrobił minę zbitego psa.
- Okay. - zgodziła się łaskawie. - Wiesz Hogwart chyba na mnie źle działa. - zaśmiała się.
- Albo brak faceta. - Devil od razu po wypowiedzeniu tych słów ze śmiechem zaczął uciekać przed Rage, która podczas gonitwy już planowała w jaki sposób go zabić.
***
- Mam nadzieję, że Vogel się pośpieszy... I że będzie wyglądał tak samo bosko jak zawsze. - westchnęła Blackness, gdy zostawiali ją na trybunach.
- Ją już do reszty popie*doliło? - spytał Devil wskazując na dziewczynę, od której coraz bardziej się oddalali.
- Musisz się przyzwyczaić. - zaśmiał się Luda.
- Przecież on ma z cztery dychy na karku. - prychnął blondyn.
- Ma 23 lata tak dla ścisłości. - wetknęła swoje trzy grosze Rage.
- To dlaczego nie gra w drużynie quidditcha tylko siedzi w szkole? - dopytywał się Devil.
- Miał jakąś tam kontuzje i nie mógł grać przez długi czas i potem czekała go długa rehabilitacja... Bla, bla, bla. - odpowiedziała mu Lily.
- A skąd ty o nimi tyle wiesz? - tym razem do rozmowy wtrącił się Serpent.
- Czytałam jego biografie, bo jestem jego fanką. - warknęła. - A ten dupek co tu robi? - spojrzała z nieukrywaną pogardą na białowłosego chłopaka, który stał kilka metrów przed nimi i flirtował z jej kuzynką Rose. Kolejna Słodka Idiotka do kolekcji przemknęło Rage przez myśl.
- Proszę wszystkich o podejście bliżej mnie, tylko błagam nie za blisko, bo nie chcę zostać zgnieciony. - Lily przez głos Arnolda została zmuszona do przeniesienia swojego spojrzenia na jego sylwetkę. Trzeba dodać, że bardzo umięśnioną sylwetkę. - Na początek chciałbym abyśmy się pogrupowali tak abym wiedział kto o jakie stanowisko się ubiega. Proszę aby koło mnie stanęli wszyscy, którzy chcieliby zostać ścigającymi w naszej drużynie. - Obok Vogel'a stanęło 12 osób w tym Luda, Serpent i Hades, większość stanowili chłopcy, ale były tam też dziewczyny. - Dobrze, podzielcie się na cztery grupy. Zagramy sobie dwa krótkie mecze. Teraz poproszę szukających. - Tym razem wyszły 4 osoby w tym Rage. Lily została przydzielona do grupy, w której był Serpent i jakieś dwie dziewczyny, które kojarzyła z widzenia. - A teraz obrońcy. - Podeszło do niego pięciu chłopaków i z tej grupy jedynymi osobami jakie Rage kojarzyła był Luda i Raphael Moliere. Vogel czwórkę od razu po przydzielał do jakichś drużyny, a ostatniego, czyli Raphaela postanowił zmieniać z chłopakiem z grupy, w której znajdowali się Lily i Serpent. Na sam koniec zostali pałkarze i zdziwieniem większości chłopaków był fakt, że znajdowało się tam kilka dziewczyn. Na dodatek na każdą drużyną przypadało dwa razy więcej pałkarzy niż powinno i dlatego każda drużyna miała czterech pałkarzy i musieli się oni zmieniać. - Okay skoro już jesteście podzieleni możemy zagrać mecz. Najpierw te dwie drużyny. - wskazał na nie ręką i okazało się, że do jednej z nich należy Hades, a do drugiej Luda, a reszta osób była jej znana tylko z widzenie, gdy mijała się z nimi na korytarzu czy też miała z nimi jakiś szlaban.
Każdy mecz miał się zakończyć albo po dziesięciu minutach gry, albo po złapaniu znicza przez szukającego. Pojedynek pierwszych dwóch drużyn zakończył się po dziesięciu minutach gry, ponieważ żadnemu z szukających nie udało się złapać znicza. Ostatecznie jeżeli patrzeć na punkty, w prawdziwym pojedynku wygrałaby drużyna Hadesa.
Kolejne dwie drużyny podeszły do Arnolda Vogel'a. Do jednej z nich należała oczywiście Rage, Serpent, Raphael i reszta, a do drugiej Devil oraz pozostałe sześć osób, nie licząc dodatkowych pałkarzy.
- Proszę dosiąść mioteł. - Gdy Lily usłyszała te standardowe słowa, które słyszała przed każdym meczem w jakim grała od razu podskoczyła jej adrenalina. Na gwizdek piętnaście mioteł wzleciało do góry.
Rage zaczęła krążyć wokół boiska. Obserwowała przez chwilę to co się działo na boisku, ale już po chwili wróciła do poszukiwań znicza, którego jak na razie nie było widać na horyzoncie.
W pewnej chwili zauważyła tłuczek, który szybował w jej stronę i w ostatniej chwili zrobiła unik. Dwójka pałkarzy – chłopaków – chyba nie interesowała się za bardzo drugim tłuczkiem, bo jak na razie we dwójkę obserwowali tylko jeden.
Kiedy usłyszała gwizdek, rzuciła okiem na Arnolda, który właśnie zmieniał pałkarzy w obydwóch drużynach oraz obrońcę w drużynie do której należała. Z tego co zdążyła zauważyć ich obecny obrońca był do dupy tak samo jak pałkarze. Teraz na boisko wkroczyły dwie dziewczyny, które były o wiele lepsze od swoich poprzedników.
Lily jednak nie miała więcej czasu na zastanawianie się nad kompetencjami poszczególnych graczy ponieważ zauważyła złoty błysk przy pętli, której bronił Raphael. Szybko poszybowała w tamtą stronę i spostrzegła, że mała złota piłeczka znajduje się tuż obok ucha chłopaka. Ja zawsze mam takie szczęście pomyślała i przeleciała tuż obok chłopaka łapiąc piłeczkę, która niemal jej uciekła.
Po gwizdku wylądowała z gracją na trawie i oddała znicza Arnoldowi, schwał zarówno złotą piłeczkę jak i tłuczka. Kafla jednak zostawił i przerzucał go z ręki do ręki.
- Ponieważ nie zdążyłem sprawdzić jednego obrońcy, chciałbym aby wszyscy ścigający go wypróbowali. Każdy po dwa rzuty. - powiedział Vogel i rzucił kafla do Serpenta.
Po chwili cała trzynastka wzbiła się w powietrze, a zaraz za nimi nasz sędzia, który dokładnie obserwował każde ruchy zarówno ścigających jak i obrońcy. Raphael przepuścił tylko jedną piłkę, było już chyba przesądzone kto zdobędzie miejsce obrońcy.
- Na początku miałem zamiar wyniki ogłosić dopiero jutro... - zaczął Arnold po wylądowaniu i zebraniu wszystkich uczniów wokół siebie. Jego dalsze słowa niemal zagłuszył jęk protestu wydany przez kilka osób. - … ale zmieniłem zdanie. Dowiecie się dzisiaj wieczorem. - zaśmiał się i odszedł.
***
- Kogo j atu widzę? - zaśmiał się Daemon, gdy zobaczył grupkę wchodzącą do klub. Waszej czwórki się spodziewałem – wskazał ręką na Rage, Blackness, Serpenta i Ludę – ale ciebie nie. Myślałem, że zostaniesz w tej swojej Ameryce na zawsze, a nie tylko na rok. - Poklepał chłopaka przyjacielsko po plecach. - Właśnie miałem dzwonić po resztę.
- Wyścig? - zapytał Devil.
- O tej godzinie? - mruknął z powątpiewaniem, jednocześnie kręcąc głową. - Musimy przygotować się do akcji, a właściwie bardziej to Peggy musi przygotować te swoje urządzonka do ciężkiej pracy. - wyszczerzył się. - Przed chwilą dowiedziałem się o tym od Industrii.
- Jaka akcja? - spytała Rage siadając na szklanym stoliku, który stał za nią.
- Industria cię udusi jak rozpie*dolisz mu kolejny stolik. - zauważył uczynnie Dameon i sam też usadowił swój tyłek na stoliku. - Podobno masz stary, dobry przyjaciel znów wkracza do akcji i idziemy na hmm... Zwiady.
- Debra tu była?
- Nie, ale krążyła w okolicach. Widzieliśmy jej samochód nie daleko już kila razy w tym tygodniu. Wątpię, aby tylko przejeżdżała.
- Ciekawe czego oni znowu chcą? Chyba nie przypomnieli sobie po dwóch latach o tej forsie. Przez tyle czasu mieli okazje, aby się zemścić...
- Nie mam bladego pojęcia. - mruknął Daemon. - Ja idę zadzwonić. - pokazał im telefon jakby na potwierdzenie swoich słów.
Piątka uczniów Hogwartu została na chwilę sama. Nie minęła jednak nawet minuta kiedy rozległ się huk i z góry zaczęły spadać papiery, które wylądowały wokół nich. Zaraz po nich pojawił się Industria. On jednak nie spadł z góry i nie rozsypał się, tylko zbiegł na dół po schodach.
- Rage złaź ze stolika. - warknął, a potem wyciągnął różdżkę, machnął nią kilka razy i papiery znalazły się z powrotem w teczkach, które zostały odesłane do jego gabinetu.
- Daemon miał rację, jęczysz jak po czterdziestce. - zaśmiała się Rage.
- On tak powiedział?! Zabije sku*wysyna. - mruknął pod nosem i przytulił Lily oraz Blackness, które chichotały pod nosem, wymienił też męskie uściski z chłopakami. Zatrzymał się jednak chwilę dłużej przy Devilu. - A ty co tu robisz?
- Wiedziałem, że wszyscy się za mną stęskniliście, ale nie wiedziałem, że aż tak bardzo. - mruknął z ironią słyszalną w głosie.
- Bardzo mi przykro, że nikt cię nie kocha, ale mam lepsze powody zmartwień. - Industria spróbował zrobić smutną minę, ale wyglądała ona jak... No po prostu nie należała do udanych.
- Dziewczyna cię nie chciała? - spytała Rage. - Ja tam bym nie marudziła. Urody nie ma, ale przynajmniej jest forsa.
- Pieprzona materialistka już wiem dlaczego się tak do mnie przyczepiłaś. - zaśmiał się i odwrócił do niej plecami, a gdy ta już siadała na stoliku odwrócił się i spojrzał na nią zmrużonymi oczami. - Złaź ze stolika.
- Tak to jest po pięćdziesiątce. - mruknęła pod nosem.
- Po czterdziestce, czy po pięćdziesiątce, zastanów się w końcu. - spojrzał na nią rozbawiony.
- Po pięćdziesiątce. - powiedziała i zrobiła minę obrażonego dziecka.


***
Dzisiejszy rozdział jest kompletną porażką. Przez całe dwa tygodnie nie miałam nawet czasu przysiąść do komputera i cokolwiek napisać, a wszystko przez moją "kochaną" szkołę, która nie daje mi żyć. Napisałam go w dwa dni w przerwach między czytaniem przeróżnych lektur więc mogą tam się pojawiać jakieś dziwne, starożytne słowa, ale to nie moja wina... No może tak połowicznie moja.
Mia Land of Grafic