sobota, 2 kwietnia 2016

Prorok Codzienny

W tym tygodniu rozdziału nie będzie, bo jakoś nie miałam czasu, aby się za niego wziąć, a wena też nie przychodziła. Mam nadzieję, że osoby które czytają moje wypociny :P - jeśli takie są - poczekają tydzień, aby przeczytać kolejny rozdział. :)

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 14

Kiedy Rage i Blackness weszły do środka willi pierwszym co zwróciło ich uwagę była ciemność panująca we wnętrzu domu, co było dość dziwne, bo widziały przed chwilą jak do willi wchodził Aleksiej, a niewiarygodna cisza i nie dochodzące znikąd światło świadczyło o braku jakiejkolwiek żywej duszy w domu.
Dopiero po chwili zauważyły uchylone drzwi i wydobywające się zza nich słabe światło. Oby dwie dziewczyny podeszły do nich i powoli otworzyły je szerzej. Od razu ujrzały betonowe schody oświetlone migoczącym światłem psującej się żarówki. Gdy stało się na schodach dało się słyszeć krzyki dobiegające z dołu.
Rage i Blackness wymieniły między sobą spojrzenia i zaczęły schodzić po betonowych schodach. Gdy dotarły na dół uderzyła ich fala chłodu, który był charakterystyczny dla nieogrzewanych pomieszczeń pod ziemią.
Blackness wychyliła głowę zza ściany by zobaczyć co dzieję się w pomieszczeniu z którego dobiegały krzyki. To co zobaczyła sprawiło, że wytrzeszczyła oczy i gestem nakazała Rage by ta też rzuciła okiem na to co wyprawia się w piwnicy Rosjan.
Gdy Rudowłosa zobaczyła co spowodowało reakcje towarzyszącej jej dziewczyny wcale nie byłą zdziwiona jej zachowaniem. W długim szerokim „korytarzu” można było ujrzeć około trzydziestu osób zebranych dookoła ogromnej klatki.
Ogromnej klatki, w środku której można było zobaczyć dwie okładające się pięściami dziewczyny o zakrwawionych twarzach i zlepionych w strąki włosach. Dwudziestolatki – bo na tyle wyglądały – były ubrane w krótkie spodenki odsłaniające ich posiniaczone nogi oraz poplamione i poszarpane bokserki, a na dłoniach miały bandaże, które zaczęły się już rozwiązywać i były lekko poplamione krwią
- Plan A odszedł w niepamięć. - mruknęła cicho Blackness, ale musiała powtórzyć, bo zagłuszył ich zbiorowy okrzyk radości, gdy jedna z dziewczyny, najprawdopodobniej, dość mocno przyłożyła swojej przeciwniczce.
- Czyli pora na plan B. - powiedziała Rage i cofnęła się trochę w stronę schodów ciągnąc za sobą brunetkę.
- A jaki jest ten plan?
- Eee...
- Jak twój genialny plan B nie wypali to nie martw się. Alfabet ma jeszcze... a, b, c...
- Nie sądzisz, że to niezbyt dobra chwila na uczenie się alfabetu?
***
- Jeśli twój plan nie wypali będziemy martwi. Tylko, że oni nas nie zabiją strzałem w głowę. Najpierw obedrą nas ze skóry zaczynając od najwrażliwszych miejsc, potem posypią solą kuchenną, a następnie poćwiartują, a gdy już staniemy się drobnymi kawałeczkami posklejają nas taśmą i...
- Tak, tak... Już wystarczy Rage. - Industria, który stał oparty o samochód Peggy przerwał wywód dziewczyny. - A skoro już mamy plan to przydałoby się go zrealizować. Dexter idź po samochód, a wy rzućcie zaklęcia wyciszające jak już dotrzecie na swoje miejsca, bo naprawdę sól na dupie nie jest w tym momencie moim marzeniem.
Industria wsiadł z powrotem do samochodu Peggy i zaczął o czymś rozmawiać z blondynką. Dexter pognał do samochodu, a pozostała trójka, która miała w tej chwili coś do zrobienia, czyli Serpent, Rage i Blackness, ruszyli w stronę domu Rosjan nawet nie przejmując się tym, że ktoś ich zobaczy, bo rzucili na siebie odpowiednie zaklęcia, a poza tym willa do której zmierzali była jedynym domem w okolicy.
Kiedy cała trójka była już niemal przy schodach prowadzących do drzwi wejściowych odbili w prawo, by po chwili iść przy prawej ścianie budynku. Tuż przy ziemi można było zauważyć okna z kratami zamiast szyb, których szukali. Okna te znajdowały się mniej więcej dwa metry od siebie.
Serpent, Rage i Blackness rozdzielili się. Każdy przykucnął przy swoim oknie i wyciągnął różdżkę. Po kilku machnięciach drewnianymi patykami podnieśli się z klęczek i niemal od razu podjechał do nich czarny pickup, na którego bagażniku widać było trzy grube łańcuchy. Kiedy samochód zatrzymał się przed nimi wysiadł z niego Dexter i nawet nie zamykając drzwi od auta ruszył po łańcuchy, które razem z Serpentem przeniósł na przód samochodu, tak aby mogli je przymocować do zderzaka
Gdy jeden z łańcuch został już przymocowany do samochodu, Rage chwyciła za jego drugi koniec i zaczęła sprawdzać jak najlepiej przytwierdzić go do krat w oknach. To samo zrobiła Blackness i Serpent, gdy pozostałe dwa łańcuchy zostały już przymocowane do zderzaka.
Nie było to jednak takie proste i znów musieli się posłużyć magią, by pierwsze z ogniw łańcucha rozchyliło się i dało się je nałożyć na pręt. Kolejne machniecie ich różdżek sprawiło, że ogniwo zespoliło się.
Dexter wsiadł do samochód, gdy reszta zajmowała się zamocowaniem łańcuchów do krat, a gdy teraz ogniwa były już przytwierdzone do prętów odpalił silnik i wrzucił wsteczny. Kiedy przycisnął pedał gazu tylko przez kilka sekund jechał bez przeszkód, ponieważ po kilku metrach łańcuch napiął się do granic możliwości i stawiał niemiłosierny opór.
Chłopak miał już się wycofać i wrócić na poprzednią pozycję by się trochę rozpędzić, ale w momencie gdy chciał już zdjąć nogę z gazu opór ustąpił. Kraty już nie uniemożliwiały przeciśnięcia się przez okno tylko ciągnęły się za samochodem.
Każdy z trójki znów stanął przy swoim oknie, po czym opadli na kolana. Pierwsza jakikolwiek ruch wykonała Blackness, która najpierw spuściła nogi przez otwór, a potem asekurując się rękami „zjechała” na dół lądując w malutkim pomieszczeniu, które było delikatnie oświetlone przez światło księżyca. Ta delikatna poświata wystarczyła brunetce by ujrzeć postać skuloną na podłodze.
Była to dziewczyna ubrana podobnie do tych, które wcześniej walczyły w klatce. Dziewczyna miała rozcięty łuk brwiowy i dolną wargę, a na prawym oku widać było siniaka, którego barwa świadczyła o tym, że dziewczyna zdobyła go niedawno. Blondynka cały czas dygotała z zimna.
Blackness chwyciła się parapetu i próbowała się podciągnąć, ale że nie szło jej to zbyt dobrze wyciągnęła telefon. Błagam zasięgu nie odchodź.
Brunetka spojrzała na ekran telefonu. Jedna kreska. Zwycięstwo! wykrzyknęła dziewczyna w myślach i wybrała odpowiedni numer, po czym nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Dexter podjedź do środkowego okna. Mam dla ciebie dziewczynę.
- To zabrzmiało co najmniej dziwnie. - usłyszała jeszcze nim chłopak się rozłączył. Po chwili już widziała koła nadjeżdżającego pickupu, a potem ujrzała buty, które musiały należeć do Dextera.
Chłopak opadł na kolana przed środkowym otworem przez który wcześniej wcisnęła się Blackness i pochylił głowę tak by móc ujrzeć co dzieje się w środku. Niestety nie było mu to dane, bo pojawiając się w oknie zasłonił jedyny dopływ światła w pomieszczeniu zapadła całkowita ciemność.
- Łaskawie rusz swoją dupę i odsłoń to cholerne okno. - warknęła Blackness, która stałą opierając się o ścianę i wpatrując się w ciemność.
Blondyn przesunął się trochę i do małego pomieszczenia wpadło odrobinę światłą księżyca. Chłopak zauważył, że pomieszczenie jest tak małe, że Blackness i dziewczyna skulona na podłodze ledwo się w nim mieściły. Może i pomieszczenie miało dwa metry wysokości, ale każda z czterech ścian mierzyła tylko metr.
Kiedy chłopak próbował się ułożyć w jakiejś wygodniejszej pozycji Blackness zaczęła coś szeptać do dziewczyny. Blondynka bez wahania wstała z podłogi i podeszła chwiejnym krokiem do okna. Tam złapała za ręce blondyna i z pomocą Blackness wyczołgała się przez otwór.


- Co teraz? - zapytała brunetka Dextera.
- Teraz... Serpent powinien się przebić do tych więzień bez okien.
- A co ja tu mam robić?
- Napij się herbatki lub wysadź którąś ze ścian. Jak wolisz...
***
- Coraz bardziej wątpię w ten plan. - mruknęła Rage kiedy pomagała wydostać się jakiejś dziewczynie z jej więzienia. - A poza tym nie wiadomo czy Albus tu jest.
- Kiedy stałaś się taką pesymistką? - zapytał Dexter.
- Mniej więcej pięć minut temu. - warknęła dziewczyna.
W tym momencie ich rozmowa została przerwana przez brzęk kluczy wkładanych do zamka. Rage zaklęła szpetnie pod nosem, a Dexter puścił trzymaną dziewczynę, która momentalnie wpadła na Rage i razem z rudowłosą opadła na podłogę. Potter szybko wyczołgała się spod dziewczyny i wyciągnęła różdżkę.
- Ku*wa, ku*wa, ku*wa. - powtarzała jak mantrę Lily. - Momextinctio* - wykonała różdżką skomplikowany ruch i dziewczyna, która przebywała z nią w pomieszczeniu zniknęła. Chciała jeszcze rzucić kilka zaklęć pochodzących z dziedziny transmutacji własnej, ale nie miała na to czasu, bo osobnik stojący za drzwiami wsadzał już klucz do trzeciego – ostatniego – zamka, więc musiała się zadowolić zaklęciem iluzji.
W momencie, w którym schowała różdżkę do kieszeni drzwi otworzyły się i oczom Rage ukazał się rosły mężczyzna z czarnymi, krótko obciętymi włosami. Miał kwadratową szczękę i niebieski oczy. Był dość niski jak na mężczyznę, ale bardzo umięśniony. Ubrany był w szary T-shirt i czarne spodnie, a na nogach miał sportowe buty.
Kiedy złapał ją za ramię, jego krótkie palce wbiły jej się w ciało Rage była pewna, że na pamiątkę po tym wydarzeniu zostaną jej siniaki.
Mężczyzna ciągnąc ją za sobą wyprowadził z małego pomieszczenia, w którym znajdowała się jeszcze przed chwilą i zatrzasnął za nimi drzwi. Pierwsze co zobaczyła Rage to rozstępujący się przed nimi tłum, który przez swoje odsunięcie ułatwiał im dojście do klatki. I tak kończy się ku*wa ratowanie ludzi – pomyślała Potter, gdy została wepchnięta do klatki, w której już czekała na nią jej przeciwniczka.
Rage momentalnie przypomniał się tekst jednej z piosenek, którą miała na playliście w swoim telefonie.
...One finger and a fist.
I'll claw my way out of any situation.
I got a one, two punch.
I'll fight my way out of any confrontation...**
Nie sądzisz Rage, że to niezbyt dobry moment na przypomnienie sobie tekstu piosenki. Słowami to ty raczej nie pokonasz tej dziewczyny.
Chodź Lily zdawała sobie sprawę, z tego, że ma minimalną przewagę, bo nie była tak zmaltretowana jak jej przeciwniczka wiedziała też, że jej wygrana nie jest pewna. W końcu stojąca naprzeciw niej szatynka wiedziała jak poradzić sobie walcząc w klatce, a Potter może i nie raz musiała sobie poradzić podczas niektórych akcji to nie miała zbyt dużego doświadczenia w walce.
Witaj śmierci – pomyślała, gdy jej przeciwniczka rzuciła się na nią. Rage odskoczyła w bok, a szatynka nie zdążyła wyhamować i zatrzymała się dopiero na siatce oddzielającej je od grupy krzyczących obserwatorów.
Kiedy dziewczyna próbuje ją uderzyć Rage w ostatniej chwili blokuje cios. Szatynka nie uderza samą ręką – cios wyprowadza z bioder, a w zamachu uczestniczy całe jej ciało – co powoduje, że przy blokowaniu tego ciosu Potter traci równowagę. Gdy znów staje na nogach jej przeciwniczka znów się na nią rzuca. Tym razem Lily nie udaje się uniknąć spotkania z ciałem drugiej dziewczyny.
Szatynka przygniata ją swoim ciałem i teraz walka zmienia charakter z – jeśli można to tak nazwać – profesjonalnej na walkę dwóch piszczących cheerleaderek. Przeciwniczka Rage zaczęła ją ciągnąć za włosy, więc Lily nie była jej dłużna. W ruch poszły też paznokcie którymi wzajemnie orały sobie skórę.
Szatynka zaczęła dziwnie wywijać językiem, co chwilę wystawiając go i chowając. Potter miała ochotę unieść brwi i zapytać „kobieto, co ty odpie*dalasz?”, ale powstrzymała ją pewna myśl. Uderzyła dziewczynę nasadą dłoni w nos, a ta odruchowo zacisnęła zęby, które zatrzasnęły się na nadal wyciągniętym języku, z którego momentalnie popłynęła krew.
Dziewczyna szybko otrząsnęła się z chwilowego szoku spowodowanego nagłym uderzeniem i złapała Rage za czarną bluzę, która dla szatynki wyglądała identycznie jak noszona przez nią bokserka. Przeciwniczka Potter zaczęła przygotowywać się do ciosu, ale nagle została złapana za mały palec od ręki, który został momentalnie wykręcony.
Szatynka pomimo – zapewne – cholernego bólu nadal trzymała rękę na bluzie drugiej dziewczyny. Kiedy Rage mocniej wykręciła jej palec zawyła z bólu i puściła czarny materiał nieświadoma, że dotychczasowe ignorowanie nieprzyjemnego uczucia doprowadziło ją do złamania którejś z części ręki.
Przeciwniczka Lily próbowała jeszcze jakoś wybrnąć z tej sytuacji jakimś widowiskowym uderzeniem, ale złamana ręka jej w tym nie pomagała i doprowadziła do tego, że dziewczyna niemal się rozpłakała i zaczęła wyrzucać z siebie wszystkie możliwe przekleństwa.
W końcu do klatki wkroczył ten sam mężczyzna, który przywlókł tu Rage i podszedł do rudowłosej. Chwycił ją za nadgarstek i uniósł jej rękę oświadczając tym gestem, że to ona wygrała tę walkę. Potem znów złapał ją za ramię i zaczął ją prowadzić z powrotem do pomieszczenie z którego ją wywlókł na walkę.
Najpierw wepchnął ją do prowizorycznej celi, a potem wrzucił do tego pomieszczenia butelkę wody, która musiała być nagrodą za wygraną.
Dopiero kiedy mężczyzna odszedł Lily zauważyła w ścianie dziurę o średnicy około trzydziestu centymetrów. Rage trochę się zdziwiła, że rosły mężczyzna jej nie zauważył, ale bez zbędnego wnikania zajrzała przez otwór i ujrzała takie samo pomieszczenie jak to w którym się znajdowała, tylko pozbawione okna. Na podłodze w celi siedział Serpent i... Pieprzony Albus.

- Zabije cię Albus. Przysięgam ci idioto, że cię zabije. - warczała Rage idąc w stronę brata i blondyna siedzącego obok. Miała ochotę walnąć swojemu bratu i to mocno. Bardzo mocno. Postanowiła jednak odłożyć to na później, bo miejsce, w którym się aktualnie znajdowali nie było za dobrym miejscem do wygłaszania kazań, a co dopiero na bicie swojego zmaltretowanego brata. - Chodźmy stąd, bo drugi raz nie chce wylądować w tej klatce.

*Momextinctio - zaklęcie które sprawią, że osoba na którą je rzucasz znika na około 3 minuty.
**Drowning Pool - One Finger and a Fist 

niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 13

Zapraszam do czytania mojego nowego opowiadania unwanted-story.blogspot.com i przepraszam, że rozdział taki krótki, ale 13 to jednak pechowa liczba :D
***
- Lils jedź po naszego kochanego brata. Miał być tu o dziesiątej, a zaraz będzie dziesiąta, ale w nocy. - James wpadł do pokoju Rage z niezbyt zadowoloną miną i stanął przy drzwiach oparty plecami o ścianę.
- A czy ty nie możesz ruszyć swojego szanownego tyłka i pojechać po niego? - zapytała Lily, która wyglądała jak ktoś, kto miał zupełnie inne plany na wieczór.
- Nie, ponieważ mam coś do zrobienia.
- Pff... Pewnie twoim „zajęciem” będzie leżenie na kanapie. - prychnęła.
- Bardzo się cieszę, że po niego pojedziesz. - uśmiechnął się złośliwie. - Jak myślisz, skąd najłatwiej wytrzasnąć bożonarodzeniowe potrawy?
- Błagam cię, nie mów mi, że wszyscy przychodzą do nas na święta.
- Myślisz, że Ramsay ma skrzata domowego?
- Skąd mam do cholery wiedzieć? Lepiej powiedz mi po co ci skrzat.
- Zastanówmy się... Do czego może być mi potrzebny skrzat? - brunet potarł, niby w zamyśleniu, brodę. - Ktoś w końcu musi ugotować te wszystkie potrawy. No chyba, że ty odkryjesz w sobie talent kulinarny.
- Lepiej poszukaj skrzata. - rzuciła Rage i wyszła ze swojego pokoju kierując się w stronę wyjścia z domu.
Kiedy już znalazła się w środku swojego samochodu i wyjechała spod domu odezwał się jej telefon. Odebrała go, włączyła tryb głośnomówiący i odłożyła komórkę tak, aby nie przeszkadzała jej w jeździe.
- Rage musimy się natychmiast spotkać. - usłyszała wydobywający się z telefonu głos Blackness.
- Dopiero co wyszłam z domu. Nie mam zamiaru się wracać.
- Myślisz, że gdybym była w domu to bym do ciebie dzwoniła? Spotkajmy się w...
- Czekaj. Nie możemy o tym porozmawiać jak spotkamy się w klubie? Teraz nie za bardzo mogę się z tobą spotkać, bo jadę po Albusa.
- No to pa. Zobaczymy się u niego pod domem.
- Wiesz w ogóle gdzie on mieszka?
- W domu?
- A ja przez całe życie żyłam w błędzie myśląc, że od mostem. Ulica B507 numer 15.
***
- I tu niby mieszka twój szanowny braciszek? - zapytała Blackness stojąca obok Rage przy samochodzie tej drugiej. Obie dziewczyny wpatrywały się w blok z czerwonej cegły.
- Tia... -mruknęła Lily i sięgnęła po swoją różdżkę, która znajdowała się w samochodzie.
- Różdżka chyba nie będzie nam zbyt potrzebna. Wiesz mugole i tak dalej.
- Fakt. - rudowłosa włożyła różdżkę do kieszeni tam gdzie zwykle ją trzymała, a mugolską broń wsunęła za pasek tak aby mieć do niej łatwy dostęp.
- Chodź, bo mam ci trochę do opowiedzenia, a jeszcze Industria umyślił sobie to zebranie.
Rage i Blackness ruszyły w stronę wejścia do budynku, a gdy już były w środku zaczęły się wspinać po schodach. Zatrzymały się dopiero na czwartym piętrze przed środkowymi drzwiami.
- Ehh... Przydałoby się zachować resztki kultury. - westchnęła Rage i zapukała, a właściwie uderzyła kilka razy w drzwi otwartą dłonią. Pomimo, że na korytarzu było cicho rudowłosa była niemal pewna, że w środku muzyka jest tak głośna, że zagłusza nawet myśli. W końcu od czego są zaklęcia wyciszające.
Po dłużej chwili drzwi w końcu się otworzyły i stanął w nich wysoki blondyn z czterodniowym zarostem. Jego jasne, trochę przydługie włosy były rozczochrane, a niebieskie oczy podkrążone. Ubrany był w poprzecierane jeansy i obcisły, biały top bez rękawów. Chłopak chwiał się i na kilometr waliło od niego alkoholem.
- Alex, gdzie jest Albus? - zapytała Lily i wepchnęła chłopaka do mieszkania wchodząc zaraz za nim razem z Blackness, która zamknęła za nimi drzwi. Od razu uderzył w nich zapach stęchlizny oraz alkoholu.
- Albus, Albus... - mruczał pod nosem. - O to ty Lily! Dawno cię tu nie było! - zawołał chłopak, a Rage miała ochotę uderzyć głową w ścianę. Czy zna ktoś większego idiotę od Alexa Lewisa?
- To ty sobie z nim pogadaj, a ja poszukam twojego brata. - mruknęła Blackness i ruszyła w głąb mieszkania, z którego dobiegała muzyka stłumiona przez zamknięte drzwi.
- Albus wyszedł z domu po dwunastej. - odezwał się Alex kiedy brunetka miała już wejść do pokoju, który najprawdopodobniej był salonem. Chociaż w tym przypadku można go było nazwać pokojem imprez.
- Ku*wa mać. Kolejny zaginął w akcji. - mruknęła pod nosem Rage.
- Wiesz Lily gdybyś była milsza mógłbym ci powiedzieć coś więcej. - mruknął blondyn z, jego zdaniem, uwodzicielskim uśmiechem i wyciągnął rękę by objąć ją w tali.
- Uwierz mi potrafię być bardzo miła, gdy mam na to ochotę. - warknęła Potter i wykręciła mu rękę. Na jej korzyść działał fakt, że chłopak był pod wpływem alkoholu, więc nie miał zbyt sprawnych ruchów. Pewnie gdyby był trzeźwy, chociażby wykręcenie mu ręki, nie byłoby takie proste. Nie wyglądał na kogoś kto dałby się powalić dziewczynie.
- Uuu ostra. Lubię takie. - zaśmiał się, a Rage zarumieniła się lekko ze złości. Pieprzony ch*j.
- Mów wszystko co wiesz o tym gdzie może być Albus. - warknęła jeszcze bardziej wyginając mu rękę oraz naciskając na kciuka wyginając go do wewnątrz.
- Wiesz... Może być wszędzie. Równie dobrze gdzieś na obrzeżach miasta jak i na Karaibach. Chociaż do jego „przyjaciół” takie miejsca jak Karaiby niezbyt pasują.
- O jakich przyjaciołach mówisz? - zapytała Blackness uprzedzając rudowłosą.
- Taka dwójka ze wschodu, kotku. Wątpię, aby ci się spodobali. Ja jestem o wiele lepszy w tych sprawach. - poruszył brwiami w górę i w dół. Zaraz z nim ku*wa zwariuje. Na szczęście za chwilę powinien się wygadać.
- Jaka dwójka? - zapytała Rage w miarę spokojnie.
- Handlują tym i tamtym. Właściwie każdy od nich kupuje. W końcu kto w tych czasach nie ma interesów z Rosjanami?
***
- Mamy tu sterczeć jeszcze przez...
- Koło pięciu minut. - powiedziała Rage, która siedziała razem z Blackness w swoim samochodzie, zaparkowanym między drzewami niedaleko miejsca, w którym Aleksiej – jeden z dwójki Rosjan – miał się spotkać ze swoim klientem.
- Mam nadzieję, że przyjedzie wcześniej, bo umrę z nudów. Zresztą nie tylko ja. - westchnęła Blackness. - Jedynie Peggy się nie nudzi.
- Skąd ta pewność?
- Wiesz... Ona przynajmniej coś robi.
- Możliwe, że... - Lily umilkła, bo koło nich przejechał czarny jeep i ruszył w stronę miejsca o którym dziewczyny siedzące w Nissanie dowiedziały się od Daemona.
- Okay, jeden już przyjechał. Teraz jeszcze drugi. - szepnęła brunetka, jakby mężczyzna, który nie dawno przejechał obok nich miał ją usłyszeć.
Lily dotknęła ramienia siedzącej obok niej dziewczyny, po czym wskazała na okno po swojej stronie przez które można było zobaczyć granatowy, trochę zmaltretowany samochód częściowo przesłonięty drzewami.
- No to powodzenia Rage. - zaśmiała się cicho Blackness.
- Czemu zawsze ja?
- Twój brat, gdyby to była moja matka to...
Lily westchnęła i wyciągnęła różdżkę z kieszeni. Rzuciła na siebie zaklęcie, które stłumi jej kroki, gdy zacznie się skradać, po czym narzuciła na siebie pelerynę-niewidkę.
Kiedy wyszła z samochodu ucieszyła się, że w tym roku śnieg nie miał w planach się pokazać, ponieważ przez swoje odciski na pewno by się zdradziła. Dziś jednak jedyne co można było zauważyć to uginające się pod jej ciężarem liście oraz drobne gałązki.
Rage szła szybkim krokiem w stronę polany, na której znajdowali się Aleksiej i jego klient. Na razie nie musiała się martwić o to, że mężczyźni zauważą jej kroki. Choć były one słabo widoczne to osoby, które zwracały uwagę na szczegóły mogły je dojrzeć z łatwością.
Kiedy ujrzała już polanę od razu rzucił jej się w oczy rosły mężczyzna, którego twarz była oświetlona przez światło księżyca, a promienie Srebrnego Globu odbijały się od łysej głowy faceta. Miał on koło dwóch metrów wzrostu i nie wyglądał na osobę, która omijała siłownie szerokim łukiem. Jego twarz była przecięta przez bliznę, która ciągnęła się od ucha, przez policzek, do krawędzi kwadratowego podbródka.
Lily nawet nie przyglądała się drugiemu mężczyźnie tylko ruszyła w stronę czarnego samochodu należącego do Aleksieja. Miała o tyle ułatwione zadanie, że jeep znajdował się tuż przy wyjeździe z okrągłej polany i był oddalony o kilka metrów od dwójki mężczyzn pochłoniętych... Rozmową.
Rage powoli podeszła do auta i pomimo tego, że miała coś do zrobienie postanowiła mu się przyjrzeć. Choć odrobinę. Czarny samochód okazał się Jeepem Grand Cherokee. Opony samochodu były wymienione na takie, które pozwalały na jazdę nawet gdyby zostały przestrzelone. Samochód na pewno został przerobiony, więc prędkość 245 km/h odeszła w zapomnienie.
Potter odwróciła wzrok od auta i podeszła do niego jeszcze bliżej, po czym opadła na kolana. Jej zadaniem, było jedynie podrzucenie nadajnika, ponieważ nie chcieli ryzykować, że stracą samochód z oczu i nie dotrą do kryjówki mężczyzn. Peggy niby próbowała znaleźć jakieś informacje o tym, gdzie mieszkają, ale nie szło jej to zbyt dobrze. Daemonowi zresztą też nie.
Kiedy już pozbyła się nadajnika wstała i ruszyła w drogę powrotną, by jak najszybciej znaleźć się w Nissanie. W końcu dwójka mężczyzn mogła w każdej chwili odjechać, a Rage musiała jeszcze powiadomić Peggy, która miała za zadanie uruchomić nadajnik.
Lily cały czas oddalając się słyszała za sobą głosy mężczyzn, a właściwie jeden głos, którego właścicielem na pewno nie był Aleksiej. Co dziwne Rage kojarzyła skąd ten głos, ale za cholerę nie mogła sobie przypomnieć do kogo należał.
***
- Można się było spodziewać, że będą mieszkać w czymś takim. - powiedziała Blackness, gdy zatrzymały się niedaleko domu przed którym zaparkował Aleksiej. Była to pokaźna, dwupiętrowa willa. Przez której okna nie można było zobaczyć nic. No chyba, że odbijające się w nich światło księżyca można było uznać za „coś”.
- Jak myślisz jest tu? - zapytała Rage.
- Możliwe.
- Możliwe?
- Wiesz... Równie dobrze mogą go trzymać w jakimś pustostanie na obrzeżach miasta, ale to jest ta bardziej ekstremalna wersja.
- Jak ja kocham ekstremalne wersje. - prychnęła Lily i wyciągnęła telefon z kieszeni, po czym wybrała numer Serpenta. Chłopak odebrał po kilkunastu sekundach.
- Czego dusza pragnie?
- Jak idzie Peggy?
- Nasza prędkość jest doprawdy zawrotna. Właśnie oglądamy sobie czarny ekran.
- Rozumiem, że jest sporo zabezpieczeń.
- Tak, jest w ch*j zabezpieczeń, ale przeszliśmy już przez ponad połowę. A przynajmniej tak mi się wydaję.
- Czyli trochę sobie poczekamy. Zadzwoń jak...
- Czekaj chwilę. Chyba zbliżamy się do mety.
Przez chwilę w słuchawce dało się słyszeć szepty, a potem cichy tryumfalny okrzyk, który najprawdopodobniej wydała zadowolona z siebie Peggy.
- Okay możecie robić co wam się rzewnie podoba. Kamery i brama są nasze.
Rage rozłączyła się i schowała telefon z powrotem do kieszeni, po czym spojrzała na Blackness wyciągającą broń ze schowka i podającą jeden pistolet rudowłosej.
- Wątpię, aby peleryna nam się przydała. - westchnęła Lily i rzuciła srebrny materiał w miejsce w którym jeszcze przed chwilą była schowana ich broń teraz znajdująca się za paskami spodni dziewczyn.
- Ta... Ale zaklęcie oślepiające nigdy nie zaszkodzi. - wyszczerzyła się brunetka i wyciągnęła różdżkę, po czym rzuciła na siebie i towarzyszącą jej dziewczynę odpowiednie zaklęcie.
- Ehh... Conjunctivitis zawsze przydatny. Chociaż wolę, gdy to ja je rzucam, a nie gdy moje ciało oślepia innych.
- Jakoś przeżyjesz. Ciesz się, że możesz na mnie patrzeć.
- Błagam nie komplementuj sama siebie w takiej sytuacji.
- Jakiej sytuacji? Na razie nic nie robimy.
- To chwilowy stan rzeczy. - rzuciła Rage i wyszła z samochodu, a zaraz za nią ruszyła Blackness nadal szczerząca się jak głupia.
- Już się nie mogę doczekać, gdy ludzie będą krzyczeli na mój widok.
- Jesteś chora wiesz?
- Rzadko to słyszę, ale doskonale o tym wiem. W końcu przebywam z sobą non-stop.
- Cieszę się, że ja nie muszę z tobą siedzieć przez całą dobę.
- Och, nie jęcz.
- Masz środek paraliżujący?
- Gdzieś powinien być. - Blackness zaczęła przeszukiwać kieszenie swoich spodni.
- Błagam tylko nie mów, że wbiłaś go sobie w tyłek...
- Wiesz nie jestem pewna.
- Merlinie, z kim ja żyję?!

niedziela, 28 lutego 2016

Prorok Codzienny

Niestety rozdział nie pojawi się w tym tygodniu ponieważ mam dużo na głowie, a moje (nędzne) pomysły nie chcą się ujawnić. Spróbuje dodać 13 rozdział w następny weekend. ;)

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 12

Wysoki, szczupły mężczyzna stał przy gotyckim oknie i wpatrywał się w nie zamyślony. Jedyne co można było zobaczyć za szybą to ciemne, nocne niebo oraz księżyc, który co jakiś czas był całkowicie zasłaniany przez ciężkie chmury zwiastujące śnieg.
- Panie, wszystko już przygotowane.
Do pokoju wszedł przysadzisty mężczyzna z przerzedzonymi, płowymi włosami, które były zaczesane tak, aby zasłaniały już kompletnie pozbawione włosów miejsca. Ubrany był w podniszczoną czarną szatę, która mocno opinała jego ramiona. Bystre, niebieskie oczy wpatrywały się z lekkim strachem w sylwetkę drugiego mężczyzny.
- Zaraz przyjdę. Muszę się przygotować. - powiedział wyniosłym tonem mężczyzna nadal stojący przy oknie. - Lepiej wracaj i pilnuj, by ci idioci niczego nie zniszczyli.
Kiedy niebieskooki wyszedł z pomieszczenia drugi mężczyzna odwrócił się, a jego twarz został oświetlona przez słabe światło, które docierało do komnaty przez uchylone drzwi.
Czarne oczy lustrowały pomieszczenie, a białe włosy poprzecinane czarnymi pasemkami spływały po ramionach sięgając już niemal ud mężczyzny. Usta same w sobie wąskie teraz były niemal nie widoczne, bo mężczyzna zacisnął je chyba nieświadomie, intensywnie nad czymś rozmyślając .
Po dłuższej chwili stania w jednym miejscu ruszył w stronę szafy stojącej w rogu pomieszczenia. Otworzył ją i wyjął z niej krwistoczerwoną szatę ozdobioną dziwnymi znakami, które przywodziły na myśl najgorsze rzeczy.
Białowłosy wyszedł przez uchylone drzwi i ruszył korytarzem. Na ścianach z szarego kamienia można było zobaczyć starodawne kinkiety. Posadzka była wykonana z jasnego marmuru.
Mężczyzna zatrzymał się dopiero gdy doszedł do jednej z surowych komnat pod ziemią. Była ona dość duża, ale nie znajdowało się w niej kompletnie nic. Na ścianach były cegły z których najprawdopodobniej zbudowany był cały budynek, a na podłodze marmur, który królował w całej rezydencji. Najbardziej w oczy rzucał się pentagram wyryty w posadzce.
- Możesz odejść. - powiedział białowłosy do mężczyzny, który wcześniej wszedł do jego komnaty, a teraz stał w całkowicie pustym pomieszczeniu. Niemal natychmiast wyszedł z niej i zamknął za sobą drzwi, a czarnooki mężczyzna został sam w komnacie.
Podszedł do wyrytego w marmurze symbolu, wyciągnął z kieszeni sztylet o srebrnym ostrzu i czarnej, zdobionej rękojeści, po czym przeciął nim opuszek, z którego zaczęła skapywać krew. Mężczyzna opadł na podłogę i przyłożył palec do pentagramu. Kiedy krew przestała już płynąć podniósł się, a symbol zaczął się jarzyć czerwonym, oślepiającym blaskiem. Białowłosy przymknął oczy i zaczął coś szeptać w niezrozumiałym języku.
Kiedy znów otworzył oczy ujrzał wysoką, kobietę o krótkich, ciemnych włosach. Jej oczy były czarne, całkowicie czarne. Wyglądało to tak jakby gałkę oczną zastąpiła kula, którą grało się w bilarda. Miała surową, ale piękną twarz o ostrych rysach i wydatnych kościach policzkowych. Mlecznobiała cera kontrastowała z ciemnymi szatami, które były tak luźne, że nie można było określić czy kobieta jest szczupła, czy może wręcz przeciwnie.
Mężczyzna wykrzywił swoje wargi w coś na kształt uśmiechu i spojrzał na stojącą przed nim kobietę. Mierzył ją przez jakiś czas wzrokiem i gdy miał się już odezwać przeszkodziła mu czarnowłosa.
- Dawno się nie widzieliśmy Lycorisie. - powiedziała kobieta dość niskim głosem. - Czyżbyś zapomniał o swojej starej przyjaciółce?
- Nie śmiałbym.
- Wiem doskonale czego ode mnie oczekujesz, ale nie wiem, czy warto jest to dla ciebie zrobić.
- Warto.
- I myślisz, że twe słowa mi wystarczą.
- Uważam, że tak. W końcu twe życie byłoby nudne bez moich pomysłów.
- Moje życie... - prychnęła. - Doskonale zdajesz sobie sprawę ile mam lat i ile jeszcze będę mogła zobaczyć. Twoje wybryki są dla mnie tym czym dla rodziców są drobne wpadki dzieci. Zaproponuj mi coś co będzie warte poświęcenia kilku moich pobratymców.
- Czego pragniesz? Zrobię wszystko by tylko pomścić Lucretie i by ma zdradziecka żona w końcu pożałowała swego czynu sprzed lat.
- Dobrze, a więc możemy teraz omówić szczegóły naszego układu...
***
Rage obudziło ciche stukanie, które okazało się dobijającą sową. Nikogo oprócz niej nie było w dormitorium więc zwlokła się z łóżka i podeszła do okna by wpuścić popielatą sowę, która wleciała do środka i wylądowała na jej szafce nocnej.
Rudowłosa ze zrezygnowaniem znowu ruszyła do swojego łóżka i gdy na nim usiadła odwiązała liścik od nóżki sowy, która nie miała chyba w planach wracać, bo nadal stojąc w tym samym miejscu zaczęła skubać pióra swoim dziobem.
Potter spojrzała na list i bez czytania go rozpoznała kto był nadawcą. James. Tylko on potrafił pisać tak okropnie.
Lils nie uwierzysz co się stało!
Postanowiłem przyjechać dwa dni wcześniej i nie zgadniesz jaki „piękny” widok zastałem. Nasz tatuś leżał na sofie rozpaczając, a towarzystwa dotrzymywała mu Ognista. No i twój chrzestny, ale on wtedy latał po kuchni w samym fartuszku. A wiesz co było tego powodem (nie chodzi mi o powód przez który Ramsay miał na sobie ten przeklęty strój). Uciekająca panna młoda. Chociaż chyba bardziej pasuje uciekająca żona, która leci tylko na forsę.
Dobrze, że przyjeżdżasz jutro, bo ja już nie wytrzymuje w tym domu wariatów. Ojciec cały dzień jęczy o Arianie, a ja już nie mogę tego słuchać. Niby Ramsay też u nas przesiaduje, ale to wcale nie pomaga.
Coś czuję, że za niedługo skończy się faza rozpaczy i Harry Potter obudzi w sobie lwa. A to będzie jeszcze gorsze. Zacznie te swoje poszukiwania. Jeśli komuś uda się go wtedy utrzymać w domu to będzie mistrzem.
Twój najprzystojniejszy,
najinteligentniejszy
i najpopularniejszy brat,
James.
PS. Nie udałoby ci się przyjechać wcześniej?
Rage uśmiechnęła się pod nosem widząc podpis swojego brata. Chwyciła pergamin i pióro, po czym zaczęła odpisywać Jamesowi na list.
Mój najbrzydszy, pozbawiony szarych komórek bracie,
nie, nie uda mi się przyjechać wcześniej chociaż cholernie bym chciała, ale obiecuje, że jak tylko przyjadę to Ariana pożałuje, że się urodziła. Chociaż... Potem to ja skończę martwa zabita przez Chloe i Hadesa Jeremiego, a byłaby to okropna strata dla ludzkości. Więc lepiej będzie jeśli to ty zajmiesz się tą „straszną” rzeczą, bo nikt nie będzie za tobą płakał,. A ja w czasie, gdy będziesz odwalał czarną robotę przywrócę naszego ojca do porządku. Ale jeśli do Bożego Narodzenia nasz sławny Harry Potter się nie ogarnie to ja się poddaję.
Idę znaleźć Chloe, a ty lepiej znajdź sobie nową sowę, bo ta właśnie romansuje z moją szafką. Naprawdę zaklęcia naprawcze nie są moją dobrą stroną, więc łaskawie jeśli będziesz chciał do mnie napisać wysyłaj sowę ojca.
Twoja jedyna w swoim
rodzaju siostra,
Lily.
PS. Jimmy wiem, że śnisz o Ramsayu po nocach no, ale mógłbyś łaskawie nie zdradzać mi szczegółów swoich fantazji. Mój chrzestny w samym fartuszku... Niezbyt ciekawa wizja. A poza tym uwierz mi bracie, ale on jest dla ciebie za stary i zbyt Ramsayowaty.
***
- Wiesz może gdzie jest Ariana? - zapytała Rage podchodząc do Blackness, która przed chwilą wyszła z Pokoju Wspólnego Krukonów.
- Emm... Powinna być w pracy. - mruknęła dziewczyna ze zmarszczonymi brwiami. - A od kiedy cię interesuje moja matka?
- Od momentu kiedy mój ojciec rozpacza, brat uważa ją za uciekającą pannę młodą, a chrzestny siedzi u mnie w domu i udaje kucharkę. - powiedziała Lily przeczesując włosy ręką. - Czyli od chwili kiedy Ariana nie wróciła do domu...
- Od kiedy jej nie widzieli?
- Nie mam bladego pojęcia. Na pewno nie ma jej już od dwóch dni.
- Może gdzieś pojechała.
- Może...
- Nie pomagasz Rage.
- Wiem. Ja tu tylko jestem informatorem. W końcu przydałoby się abyś wiedziała o zaginięciu twojej matki. - No i o tym, że Jim planuje zabójstwo... Razem ze mną. dopowiedziała w myślach.
- Ona nie mogła zaginąć! M... Może ktoś ją porwał?! Ale... Przecież ona nie miała wrogów. - brunetka próbowała utrzymać kamienną minę, ale nie szło jej to najlepiej. No, bo komu by się to udało, gdyby dowiedziałby się o zaginięciu swojej matki. Chociaż... Malfoy'owi by się to udało.
- Spokojnie Blackness. Znajdziemy ją. - Rudowłosa zaczęła ją pocieszać. Nie była w tym najlepsza, więc po chwili postanowiła się zamknąć i po prostu posiedzieć z dziewczyną w ciszy dopóki ta się nie uspokoi. W końcu jeśli nie uda się uspokoić brunetki to nie będzie się dało zdobyć żadnych informacji, które pomogłyby im w poszukiwaniu Ariany.
***
Rage nawet się nie zdziwiła, gdy otworzyła oczy i dostrzegła, że leży w Pokoju Życzeń. Wczoraj siedziała w nim do późna razem z Blackness i resztą, a że nikomu nie chciało się wracać do dormitoriów zostali w tym pokoju na 6 piętrze.
- Wie ktoś może która godzina? - zapytała, ale jedynym co dostała w odpowiedzi była cisza.
Lily z westchnięciem zwlokła się z łóżka, które wczoraj na jej polecenie pojawiło się w Pokoju Życzeń. Chciała sięgnąć po telefon, ale przypomniała sobie, że zostawiła go w dormitorium. Jednak, gdy pomyślała o telefonie ten nagle pojawił się na stoliku. Może i nie jej, ale mogła sprawdzić godzinę.
8:43 Ciekawe od kiedy ja tak wcześnie wstaje? Już chciała się z powrotem rzucić na łóżko kiedy przypomniała sobie o czymś. Dzisiaj wraca do domu. Pociąg odjeżdża za trochę ponad godzinę, a ona nawet się nie spakowała. Zresztą wątpiła w to, aby reszta osób znajdujących się w pokoju była spakowana.
Eh... Żeby ich obudzić potrzeba sprawdzonego sposobu. Potter sięgnęła po różdżkę i mruknęła pod nosem zaklęcie przez co zaczął się z niej wydobywać strumień wody, którym zaczęła oblewać każdego po kolei.
- Zabije cię Rage. - Alie zerwała się z piskiem z łóżka i zaczęła szukać swojej różdżki by jak najszybciej się wysuszyć.
- Może odłożymy to na później. Za godzinę odjeżdża pociąg do Londynu. - powiedziała Lily i cofnęła zaklęcie, bo wszyscy stali już na równych nogach.
- Za godzinę?! - tym razem wydarła się Isabelle i rzuciła się w stronę drzwi, a zaraz za nią ruszyła reszta Ślizgonów. Oni jednak nie śpieszyli się tak jak brunetka. Najwyraźniej wyszykowanie się zajmuje Izzy o wiele więcej niż godzinę.
- Spotkamy się pod Wielką Salą. - rzuciła Potter do Ludy i Blackness, po czym chwyciła za ramię Devila i popchnęła go w stronę drzwi.
Rage i Devil szli chwilę w ciszy, ale gdy tylko chłopak już się otrząsnął po drastycznej pobudce zaczął o czymś gadać. Na początku rudowłosa niezbyt go słuchała, ale gdy dostała łokciem w żebra postanowiła choć trochę się skupić na jego paplaninie.
- ...dzisiaj zaczynasz wielkie poszukiwania. - usłyszała końcówkę wypowiedzi chłopaka.
- James się tym zajmuje. Wiesz ja nie chce zostać zabita przez Blackness, gdy coś pójdzie nie tak.
- Czyli ty masz w planach wylegiwać się w domu.
- Ja mam w planach ogarnąć mojego ojca. Wierz mi to jest trudniejsze niż jakakolwiek akcja ratownicza.
- Mons leones. - powiedział Devil do Grubej Damy i ta od razu ukazała im wejście do Pokoju Wspólnego. Pomieszczenie było kompletnie puste, bo wszyscy znajdowali się teraz na śniadaniu w Wielkiej Sali, a przynajmniej powinni się znajdować.
- Jak skończę się pakować to przyjdę do ciebie. - rzuciła Rage i zaczęła się wspinać po schodach, które prowadziły do jej dormitorium. Tak jak się spodziewała w pokoju nikogo nie zastała, a kufry jej współlokatorek był ustawione przy ich łóżkach razem z klatkami na ich zwierzęta.
Lily otworzyła szafę i to co zobaczyła sprawiło, że zarumieniła się lekko ze złości. Każde jej ubranie było porozrywane na kawałki lub przynajmniej rozszarpane w jakimś miejscu.
- Russell jesteś tak martwa jak to tylko możliwe. - warknęła Potter i sięgnęła po różdżkę. Jej jedyną nadzieją było reparo. Może i lubiła zakupy – no bo jaka dziewczyna nie lubiła -, ale naprawdę nie uśmiechało jej się wymienianie swojej garderoby.
Rzuciła zaklęcie i po chwili wzięła jeden ze swoich T-shirtów do ręki by ocenić wyniki swojej pracy. Wyglądał tak jak poprzednio, może i w jednym miejscu było widać trochę jaśniejszą od reszty linię, ale nie rzucała się ona w oczy. Na szczęście bluzka nie była mieszanką trzech różnych.
Rage nadal wściekła wzięła ubrania, w które miała zamiar się dzisiaj ubrać, po czym jedynym zaklęciem sprawiła, że pozostałe jej ubrania znalazły się w kufrze.
Kiedy już się ubrała lewitując przed sobą swój bagaż pognała do dormitorium w którym znajdował się Devil. Oczywiście chłopak na razie stał przed szafą i zastanawiał się co ubrać.
- Nie zgadniesz co ta su*a zrobiła. - warknęła Potter na powitanie i opadła na łóżko chłopaka.
- Zakładam, że mówimy o Salome. No a więc co takiego się stało.
- Ta niezrównoważona psychicznie idiotka zniszczyła mi wszystkie moje ubrania.
- Jak widzę nie wszystkie. - blondyn rzucił okiem na jej dzisiejszy strój.
- Przeklęte reparo zadziałało.
- Masz jakiś szatański plan na zemstę?
- A jak myślisz? - zapytała dziewczyna z błyskiem w oku. - Zrealizuje go po świętach.
***
Rage wyszła z pociągu i pierwsze co rzuciło jej się w oczy to tłum rodziców czekający na swoje dzieci. Jednak, gdy bardziej wpatrzyła się w te osoby zauważyła stojącego w oddali Jamesa bawiącego się kluczykami od samochodu. Najwyraźniej tak bardzo miał dość siedzenia w domu, że już wolał po nią przyjechać.
Lily szybko pożegnała się ze Ślizgonami oraz Ludą i Devilem, po czym podeszła do swojego brata rzucając jeszcze w stronę Blackness, że będą na nią czekać. Brunetka jednak chciała jeszcze coś załatwić na mieście, więc powiedziała, że wróci sama.
- No w końcu przyjechałaś Lils. - James przytulił ją na przywitanie. - Zakładam, że mam nie czekać na naszego brata, bo z pewnością leci do tego swojego chłopaka.
- Echem... To nie jest jego chłopak. - sprostowała dziewczyna. A bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- Mniejsza z tym. Chodź. - brunet pociągnął ja za rękę i znaleźli się w mugolskiej części dworca.
Trochę czasu minęło za nim przepchali się przez tych wszystkich mugoli i dotarli do wyjścia gdzie od razu skierowali się na parking na którym czekało na nich auto Jamesa. Samochodem tym było białe BMW M9. Rage nie raz zastanawiała się po co jej bratu auto, ale w końcu doszła do wniosku, że w dzisiejszych czasach dość sporo czarodziejów jeździ tym mugolskim środkiem transportu. Zresztą ona sama należała do tych osób.
Lily rozsiadła się wygodnie na miejscu pasażera, a James wziął jej kufer i wrzucił go do bagażnika, po czym zajął miejsce za kierownicą.
- No, a więc teraz możesz mi opowiedzieć co się dzieje w naszym domu wariatów. - powiedziała Rage, gdy wyjechali już z parkingu na główną drogę.
- Właściwie to nic się nie dzieję. Wiesz ojciec nic nie robi, ja nic nie robię i Ramsey też nic nie robi.
- Czyli przestał już rozpaczać.
- Można tak powiedzieć. Siedzi i prawie nic nie gada.
- Zajebiście. A co z tą przeklętą Arianą.
- Emm... Jeszcze moje poszukiwania nie zostały rozpoczęte.

- Tak myślałam. To co jutro zaczynamy wielkie poszukiwania?
Mia Land of Grafic