Od
tygodnia Rage słuchała tylko o jednym. O ślubie jej ojca z Arianą
Mitchell. Próbowała jak najmniej przebywać w domu i wcale nie było
to takie trudne bo co chwilę musiała
gdzieś jeździć po jakieś rzeczy potrzebne do ślubu. Tym
razem została wysłane do pracy ojca aby przekazać mu jakąś
głupią karteczkę z wiadomością. Jakby Ariana nie mogła mu tego
przekazać przez jej telefon.
Zatrzymała
się przed dużym budynkiem i weszła do środka. Kręciło się w
nim dość sporo osób. Gdy w końcu zauważyła swojego ojca w tym
tłumie zaczęła się do niego przeciskać. Jednak gdy już przy nim
stanęła był zbyt zajęty oglądaniem gry aktorów by mogła mu
przekazać kartkę.
Tak,
Harry Potter nie pracował w ministerstwie magii w którymś z
departamentów. Został reżyserem. Gdy tylko zakończyła się wojna
postanowił tak zrobić, bo nie chciał dostać jakiejś wysokiej
posady w ministerstwie tylko ze względu na to, że pokonał
Voldemorta. Wkręcił się do jednej z mugolskich szkół filmowych
i w teraz jest jednym z najlepszych reżyserów w Zjednoczonym
Królestwie.
Spojrzała
na aktora, który teraz właśnie odgrywał scenę śmierci.
Mężczyzna nie zdążył jeszcze „umrzeć” kiedy jej ojciec
zarządził przerwę. Podszedł do aktora i zaczął zwymyślać go
od nieudaczników nie to jednak było najlepsze. Rage musiała
powstrzymywać śmiech gdy Harry zakończył swoją przemowę
słowami:
-
… w pańskim sposobie umierania nie ma za grosz życia.
Lily
odchrząknęła i podała tą śmieszną karteczkę, przez którą tu
przyjechała, swojemu ojcu. Harry przeczytał ją i wyrzucił.
-
Lily przekaz Arianie, że jak chce coś ode mnie to może do mnie
zadzwonić twoim telefonem albo swoich dzieci a nie wysyłać cię z
każdą bzdurą. - powiedział.
-
Też
tak uważam. - przytaknęła z zamiarem jak najszybszego wyjścia z
tego budynku i okrążeniem miasta za nim wróci do domu.
-
Ale w końcu jutro jest ślub więc ma prawo być zdenerwowana. -
zaczął. - Zresztą ja też nie jestem dzisiaj zbyt spokojny. Już
raz to przeżywałem więc powinienem wiedzieć, że tak będzie,
ale... - i w tym momencie przestała słuchać. Oczywiście nie na
darmo chodziła tyle lat na historię magii aby ktokolwiek zdołał
zauważyć, że wcale nie słucha swojego ojca. - Pamiętaj, że
dzisiaj jedziecie kupić suknię ślubną. Nie wiem czemu Ariana to
tak odkładała.
-
Okay. To może ja już pojadę. - mruknęła. - Lepiej przygotuj się
na telefony od swojej narzeczonej.
***
-
Rage jedziemy po sukienkę mojej mamy. - usłyszała od Blackness gdy
tylko weszła do domu.
-
Kogo samochodem? - zapytała z powrotem narzucając na siebie
skórzaną kurtkę.
-
Bez różnicy. - mruknęła brunetka męcząc się z zapięciem
butów.
-
Wiesz możemy moim, ale coś czuję że wtedy twoja mama może
zwrócić śniadanie.
-
Nic dzisiaj nie jadła więc nie musisz się o nią martwić.
-
Ależ ja się nie martwię o Arianę tylko o mojego nissana.
-
To było do przewidzenia.
Rage
posłała w jej stronę uśmiech i wyszła z domu. Oparła się o
swój samochód, a zaraz potem dołączyła do niej Blackness.
Gdy
w końcu dołączyła do nich Ariana w granatowym kostiumie i
czarnymi włosami spiętymi w koka mogły jechać do salonu z
sukniami wieczorowymi. Oprócz sukni ślubnej Ariany, strój na jutro
miały sobie kupić też Rage i Blackness.
Podczas
drogi do sklepu Ariana była uczepiona pasów, którymi się zapięła.
Nie odezwała się ani słowem nawet wtedy, gdy Lily wyprzedzała
korek i miałaby czołówkę gdyby w ostatniej chwili nie wcisnęła
się na swój pas. Rudowłosa była pewna, że po
prostu nie otwierała ust, bo nie chciała zwrócić kawy czy czegoś
innego co tam dzisiaj piła.
Gdy
w końcu zaparkowały narzeczona Harry'ego jako pierwsza wypadła z
samochodu, a Rage miała ochotę się na ten widok zaśmiać. Ariana
od razu podeszła do jakiejś swojej przyjaciółki z którą się
umówiła.
Lily
ociągając się z zamknięciem samochodu weszła do sklepu jako
ostatnia z miną skazańca. Gdy tylko postawiła pierwszy krok w
sklepie została dokładnie zlustrowana wzrokiem przez
sprzedawczynię, która
obdarzyła ją zdegustowanym spojrzeniem patrząc na jej strój.
Rage
dobrze wiedziała, że ubrana w jasne, poprzecierane jeansy, czarny
T-shirt z napisem i skórzaną kurtkę nie za bardzo pasowała do
tego świata przeróżnych sukienek z tiulu, atłasu i innych
cholernych materiałów.
Stanęła
obok Blackness, która przebierała w sukienkach i co chwilę
wyjmowała jakąś którą miała zamiar przymierzyć. Wpatrywała
się w nią chwilę po czym z westchnięciem zaczęła przeszukiwać
sukienki tak jak druga dziewczyna.
-
Myślisz, że czarny to odpowiedni kolor na ślub? - zapytała po
pewnej chwili Rage z dziwnym grymasem na twarzy.
-
Nie, raczej nie. - mruknęła Blackness, która właśnie wchodziła
do przymierzalni z naręczem sukienek. - A poza tym powinnaś w końcu
coś przymierzyć, bo inaczej spędzimy tu cały dzień. -
powiedziała jeszcze brunetka i zniknęła za zasłoną oddzielającą
ją od reszty sklepu.
Rage
zgarnęła jedną z miętowych sukienek i zniknęła w przymierzalni
by po chwili już wymienić sukienkę na inną w kolorze szafirów.
Sukienka sięgała jej przed kolana i od pasa była rozkloszowana, a
koronka zakrywała dekolt i tworzyła grube ramiączka, odsłaniając
jednak plecy gdzie można było zobaczyć wycięcia w kształcie łzy.
Zadowolona
wyszła z przymierzalni z sukienką w rękach, ale nie zdążyła
zrobić nawet kroku w stronę kasy, bo została zatrzymana przez
Blackness, która jakimś cudem zdołała już przymierzyć wszystkie
sukienki, które sobie wybrała i teraz trzymała w ręce tylko
jedną. Oczywiście chciała aby Lily ubrała się w swoją sukienkę
i jej się pokazała, ale dziewczynie udało się jakoś z tego
wykręcić i po chwili już stały przed kasą.
Jednak
nie mogły jeszcze wrócić do domu ponieważ Ariana otoczona jedną
z pracownic sklepu oraz swoją przyjaciółką chodziła od sukni do
sukni i nie mogła się zdecydować czy chcę suknię écru i czy
może jednak klasyczną białą.
Rage
wraz z Blackness wyszły ze sklepu po dłużej chwili czekania na
matkę tej drugiej. Włożyły torby z sukienkami do bagażnika i
oparły się o samochód czekając na Ariane.
Lily
wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i wyjęła z niej jednego.
Odpaliła go i zaciągnęła się.
-
Czy ty nie miałaś rzucić? - zapytała brunetka oglądając
znudzona swoje paznokcie.
-
Wiesz teoretycznie miałam zrobić wiele rzeczy. - zaśmiała się
Rage. - A poza tym to nie był mój pomysł tylko Industrii. Tylko on
może mieć takie głupie pomysły. A zresztą on też miał
rzucić...
-
Wiesz on przynajmniej próbuje się z tym ukrywać. - zauważyła
Blackness.
-
Ale nie za bardzo mu to wychodzi.
-
Powiedziałam, że próbuje,
a nie, że do brze mu to idzie.
-
Fakt.
-
A poza tym moja matka chyba już się szykuje do wyjścia więc
pozbądź się fajki, no chyba, że chcesz usłyszeć kazanie od
swojego ojca.
-
Zachowujesz się jakbyś była moją matką, wiesz. - mruknęła
Rage, ale wyrzuciła niedopałek.
Ariana
ze swoją przyjaciółką wyszły ze sklepu chwilę później i
od razu wsiadły do samochodu – ta pierwsza z niezbyt zadowoloną
miną co wywołało na ustach Lily lekki uśmieszek.
-
Lilyanne zawieź nas jeszcze do Westfield Londyn* - usłyszała głos
narzeczonej jej ojca, która przerwała na chwilę swoją rozmowę z
przyjaciółką.
Zabiję
cię kiedyś za to Lilyanne. No i przy okazji za bycie szoferem.
Chociaż nie za to możesz zapłacić w inny sposób pomyślała
Rage i na jej ustach wykwitł lekki uśmiech, gdy ruszyła z piskiem
opon i w lusterku zobaczyła jak Ariana szybko łapie się pasów.
***
Od
rana w domu Potterów panował istny chaos. Prawie wszyscy chodzili w
kółko z góry na dół, z pokoju do pokoju, bo za każdym razem
czegoś zapominali. Wszędzie było widać pełno rudych głów
należących do Weasleyów oraz nieliczne innych kolorów.
Prawie
wszyscy ponieważ Lily, Blackness i reszta ekipy siedzieli w pokoju
tej pierwszej i spokojnie szykowali się na ślub Harry'ego Pottera
oraz Ariany Mitchell. Oczywiście dziewczyny nadal dopracowywały
swój dzisiejszy wygląd, ale chłopaki siedzieli teraz na łóżku
Rage i przyglądali się ich poczynaniom.
Właścicielka
pokoju w którym teraz przesiadywali też zresztą była już prawie
gotowa, dokańczała swój manicure by już po chwili siedzieć obok
chłopaków i rozmawiać z nimi o różnych mało ważnych rzeczach.
Pewnie
siedzieliby tak dopóki nie byliby zmuszeni zejść na dół na ślub,
ale ich rozmowy przerwało czyjeś wejście do pokoju. Okazało się,
że to Serpent, który w garniturze wyglądał dość dziwnie. Jednak
trampki i ułożone włosy wyglądały znajomo.
-
Dłużej się nie dało?! - krzyknęła Peggy z łazienki.
-
Wiesz wciskanie się w to coś było strasznie nieprzyjemnym
doświadczeniem. - mruknął ze zmarszczonymi brwiami. - A poza tym
skąd wiedziałaś, że to ja?
-
Kobieca intuicja.
-
Byłeś jedyną osobą, która mogła tu wejść, bo reszta jest tak
zestresowana, że kompletnie o nas zapomnieli. - wytłumaczył Daemon
nie odrywając wzroku od komórki.
-
To ty zaprosiłaś Russell? - zapytał Serpent kierując to pytanie
do Rage.
-
Nie... - odpowiedziała przeciągle. Ona nawet nie wspominała
swojemu ojcu o koleżance z dormitorium. - I miło byłoby się
dowiedzieć skąd ona się tu wzięła.
-
Widziałem też resztę jej rodziny. - zauważył.
-
Nie mów, że przyprowadziła tu swoje rodzeństwo! Całą piątkę?!
- Blackness z lekko zszokowanym wyrazem twarzy transumowtowała sobie
książkę w fotel.
-
Widziałem tylko trójkę, ale możliwe, że reszta była... -
wypowiedź została przerwana przez kogoś kto wszedł do pokoju i
tym samym złamał teorie Daemona, który w końcu oderwał się od
telefonu i spojrzał na drzwi.
Salome
Russell blondynka, której włosy w tej chwili były ułożone w tak
dziwny sposób, że nie można było zobaczyć gdzie jest początek a
gdzie koniec wparowała do pokoju. Ubrana w długą sukienkę
wyglądał dość dziwnie ponieważ zawsze można było ją zobaczyć
tylko w jeansach i T-shircie. Gdy się uśmiechnęła można było
zobaczyć jej aparat na zęby.
Jednak
uśmiech szybko zniknął na widok nie znanych jej osób. Stanęła
koło drzwi z wyrazem niedowierzania na twarzy wpatrując się w
każdego po kolei, a na końcu spoglądając na Lily, która
siedziała pomiędzy Dexterem a Industrią.
-
Kim oni są? - zapytała z powrotem lustrując resztę wzrokiem.
-
Moi znajomi. - odpowiedziała wolno Rage. - To jest In... Guy. -
wskazała na chłopaka po chwili zastanowienia nad jego imieniem. - A
to D... Joe, Larry i Leo oraz P... Margaret i Chloe.
-
Chloe to nie jest córka narzeczonej twojego ojca? - zapytała
Salome.
-
Tak jest. - mruknęła Lily. - A tego dupka to chyba znasz. -
wskazała na Scorpiusa opartego o ścianę.
-
Od kiedy to wy się przyjaźnicie. - dziewczyna spojrzała na nią ze
zmarszczonymi brwiami.
-
Ale my się nienawidzimy i nadal uważam go za kompletnie
popieprzonego Ślizgona, ale pewna sytuacja zmusiła nas do
tolerowania się. - Wszyscy znowu spojrzeli w kierunku drzwi, gdy
Rage skończyła swoje zapewnienia o niechęci do blondyna, ponieważ
do pokoju weszła kolejna osoba. Hades.
-
Jeszcze jedna osoba tu wejdzie w przeciągu kolejnych pięciu minut,
a chyba zmuszę was do rzucenia jakiegoś zaklęcia na ten przeklęty
pokój. - warknął Daemon.
-
Czego chcesz? - zapytała Rage kierując swoje pytanie w stronę
Hadesa.
-
Widzę, że straciłaś rachubę czasu. - zauważył z kpiącym
uśmieszkiem na ustach. - Zaraz zaczyna się ślub. Więc radzę wam
zejść na dół. - Białowłosy szybko opuścił pokój, a za nim
wyszła cała ich dziewiątka.
Ogród
wyglądał pięknie. Altana byłą przystrojona białym tiulem oraz
goździkami w tym samym kolorze, różowobiałymi liliami i frezją.
Droga do altany była usłana białymi płatkami kwiatów, a po obu
jej stronach stały krzesła przystrojone białym materiałem, były
one przewiązane złotą kokardą, za którą wetknięte były kwiaty
– dwa goździki i lilia.
Wszyscy
goście siedzieli już na wyznaczonych im miejscach i prowadzili
między sobą rozmowy. Jednak gdy z balonów lewitujących nad nimi,
dzięki rzuconemu zaklęciu, popłynęła muzyka wszyscy umilkli.
Nawet ekipa, która zdążyła już zająć swoje miejsca.
Rage
spojrzała tam gdzie wszyscy czyli na początek drogi prowadzącej do
altany gdzie teraz pojawili się jej ojciec oraz jego najlepszy
przyjaciel – Ramsay.
Ramsay
był to mężczyzna w wieku jej ojca, z którym Harry przyjaźnił
się odkąd ona pamiętała. Był on mężczyzną średniego wzrostu
z ułożonymi na wszystkie strony czarnymi włosami oraz niebieskimi
oczami. Gdyby spojrzał na tą dwójkę od tyłu ktoś kto nie
przebywał z nimi dość długo mógłby ich pomylić. Jednak Lily,
która widywała się z nimi od dzieciństwa – w końcu jeden był
jej ojcem, a drugi chrzestnym – potrafiła ich rozróżnić po
samym ułożeniu ramion.
Teraz
Ramsay i Harry byli ubrani w takie same czarne garnitury, a w
butonierkach mieli po goździku. Jej chrzestny jak to on posyłał
wszystkim kobietom powalające uśmiech, a do niej puścił oczko.
Zaś jej ojciec próbował uśmiechem – który za bardzo mu nie
wychodził – zamaskować swój strach, który widziała, gdy ich
spojrzenia się spotkały.
Gdy
Harry i Ramsay stali już w altanie z balonów popłynęła inna
melodia – marsz Mandelsona. Wszystkie spojrzenia skierowały się
na Ariane i można było usłyszeć westchnienia. Kobieta, która już
za chwilę miała się stać panią Potter wyglądała pięknie w
sukni ślubnej. Błyszczące drobinki na białej sukni odbijały
promienie słońca i gdyby było ich więcej Ariana mogłaby wyglądać
jak kula dyskotekowa., jednak była ich idealna ilość. Jej czarne
włosy były spięta w wymyślnego koka, na jej głowie widać też
było diadem, który przechodził w jej rodzinie z pokolenia na
pokolenie.
Przed
kobietom szły dwie jej siostrzenice ubrane w proste, złote suknie
na cienkich ramiączkach przyozdobionych małymi, sztucznymi
brylancikami.
-
Panie i panowie. - rozbrzmiał melodyjny głos przedstawiciela
ministerstwa – wysokiego, rudego czarodzieja ubranego w
ministerialną szatę. - Zebraliśmy się tutaj, by świętować
zjednoczenie dwóch wiernych dusz...
Lily
dyskretnie spojrzała na zebranych w ogrodzie gości. Widziała
znajome twarze członków jej rodziny oraz nieznane jej do tej pory
oblicza osób należących do rodziny Blackness. Nie które łatwiej
wzruszające się osoby płci pięknej trzymały w rękach
chusteczki.
Białe
chusteczki. Prawie wszędzie dzisiaj było widać biel. Biel w
kwiatach, biel w ozdobach, biel w dodatkach do niektórych strojów,
biel na twarzach przerażonych z jakiegoś powodu. Gdyby nie goście
wszystko byłoby białe. Tylko oni byli jedną, wielką, kolorową
plamą, która była wyjątkiem w tej bieli panującej dziś w
ogrodzie.
-
Harry Jamesie Potterze, czy chcesz poślubić Ariane Florence
Mitchell...
Molly
Weasley, która, można powiedzieć, robiła dzisiaj za matkę
Harry'ego, łkała w koronkową, białą chusteczkę tak jak
kilkanaście innych kobiet.
-
… a więc ogłaszam, że jesteście złączeni na całe życie.
Wysoki,
rudy czarodziej uniósł różdżkę nad głowami Harry'ego i Ariany,
z której wytrysnął deszcz srebrnych gwiazdek, omotujący ich
świetlistymi spiralami. Wybuchły oklaski i radosne okrzyki, a złote
balony nad ich głowami pękły, uwalniając rój rozśpiewanych,
rajskich ptaszków i małych, złotych dzwoneczków.
-
Panie i panowie! - zawołał czarodziej. - Proszę wszystkich o
powstanie!
Kiedy
wszyscy podnieśli się z pozycji siedzącej, machnął różdżką.
Krzesła, na których siedzieli, uniosły się łagodnie w powietrzu
, a nad nimi pojawiła się krata z której zwisały kwiaty w
kolorach bieli. Krata ta tak jak altana była lekko przyozdobiona
tiulem, tym razem oprócz bieli pojawił się również złoty.
Pomiędzy wszystkimi gośćmi, którzy tworzyli teraz okrąg,
pojawiła się sadzawka jakby płynnego złota, która po chwili
stężała i stała się błyszczącym parkietem. Unoszące się do
tej pory krzesła, podzieliły się na grupki i ustawiły wokół
okrągłych stołów, które pojawiły się znikąd, były one
nakryte białym obrusem i przyozdobione podobnie jak krzesła, altana
i krata wisząca nad ich głowami. Na stołach oprócz talerzy,
sztućcy oraz szklanek i kieliszków stały już napoje zarówno
alkoholowe jak i te bez procentów. Kelnerzy zaś zaczęli już
chodzić między stolikami i roznosić jedzenie.
Wszyscy
zaczęli się rozchodzić by zająć przeznaczone dla nich miejsca.
Ekipie dano jeden, trochę powiększony za pomocą magii stolik, by
mogli się przy nim zmieścić oni i Salome Russell.
Dexter
i Daemon od razu rzucili się na jedzenie. Jednak, gdy spróbowali
soku z dyni zaczęli wygłaszać przemowę o tym jak bardzo dziwni
muszą być ci czarodziej, że piją takie gówno. Zostali w tym
poparci przez Rage, której też nie za bardzo smakował ten napój.
Sally
zaś siedziała obserwując tylko towarzystwo, które śmiało się z
przeróżnych rzeczy, których ona nawet nie próbowała słuchać.
Jedyne z czego zdawała sobie sprawę to śmiech i rzucane jej
spojrzenia przez Lily i... Scorpiusa.
***
-
Lily dlaczego mi nie powiedziałaś, że zadajesz się z Malfoy'em?!
Przecież wy nie potrafiliście w Hogwarcie ze sobą normalnie
porozmawiać, trudno wam nawet było wytrzymać w jednym
pomieszczeniu bez dogryzania sobie wzajemnie. - powiedziała Salome z
pretensją w głosie. Złapała ona Lily gdy ta odchodziła od
miejsca w którym bawili się goście. - Czuje się jak w jakimś
mugolskim serialu, w którym okazuje się, że dziewczyna którą
znałam przez tak długi czas okazuje się kimś zupełnie innym.
Jest osobą, która jest jej przeciwieństwem, dziewczyną która
zachowuje się i nawet odzywa zupełnie inaczej niż wcześniej. Kto
cię tak zmienił Lily?
-
A nie pomyślałaś, że może w szkole udawałam osobę, którą nie
jestem, bo tego ode mnie chciano. Powinnam być przykładną córką
Harry'ego Pottera, która ma same Wybitne i nigdy nie ląduje na
szlabanach, która nigdy nie pije czegoś co mogłoby zawierać choć
odrobinę alkoholu i nie uczestniczy w żadnych imprezach. Przez cały
ten czas byłam przeciętną dziewczyną, która trafiła do
Gryffindoru, bo tego od niej oczekiwano, dziewczyną której jedyną
rozrywką były kłótnie z chłopakiem, którego dom nigdy nie żył
w zgodzie z jej domem. - Rage cały czas mówiła cichym głosem.
Chciała powiedzieć to wszystko już dawno, wszystkim tym ludziom
którzy cały czas uważali ja za inną niż w rzeczywistości.
Dzisiaj zaś nadarzyła się okazja, a by powiedzieć to choć jednej
osobie z tej długiej listy.
-
Czyli chcesz mi powiedzieć, że Malfoy to twój przyjaciel, a ja
byłam tylko zabawką. Ofiarą tego całego przedstawienia! W
rzeczywistości gdy znikałaś nie raz pod pretekstem nauki w
bibliotece czy też samotnego spaceru po błoniach byłaś z tym
Ślizgonem, który ma wszystkich w głębokim poważaniu! - Lily
nawet gdyby chciała coś odpowiedzieć to nie mogłaby tego zrobić
bez krzyku ponieważ Salome, gdy tylko skończyła mówić skierowała
się w stronę gości i po chwili już zniknęła w tłumie.
***
-
Rage przechowasz nas dzisiaj u siebie? - zapytał Daemon, który
lekko się zawracał od wypitego alkoholu. Zresztą nie on jeden.
Większość gości nie była zbyt trzeźwa i na pewno nie była w
stanie się aportować. Nie mal wszyscy nocowali dziś w domu
Potterów, a nie był on jakimś zamkiem by mógł pomieścić on aż
tyle osób, więc Harry musiał teraz za pomocą magii powiększać
pokoje aby wszyscy mogli się jakoś zmieścić.
-
Jeżeli będziecie spali u mnie w pokoju na podłodze to proszę
bardzo. - mruknęła rudowłosa wchodząc do swojego pokoju. - Mogę
wpuścić do łóżka ze dwie osoby. Kto pierwszy ten lepszy. -
Wszyscy nagle rzucili się na jej łóżko więc szybko się
odsunęła. - Powiedziałam dwie osoby.
Gdy
w końcu wstali łaskawie z jej łóżka okazało się, że na samym
dole leżeli Industria i Serpent, który też nie był jakiś
wybitnie trzeźwy. Rage westchnęła teatralnie i położyła się
między dwójką chłopaków. Może jakoś to przeżyję
przemknęło jej przez myśl nim zasnęła.