poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 3

Od tygodnia Rage słuchała tylko o jednym. O ślubie jej ojca z Arianą Mitchell. Próbowała jak najmniej przebywać w domu i wcale nie było to takie trudne bo co chwilę musiała gdzieś jeździć po jakieś rzeczy potrzebne do ślubu. Tym razem została wysłane do pracy ojca aby przekazać mu jakąś głupią karteczkę z wiadomością. Jakby Ariana nie mogła mu tego przekazać przez jej telefon.
Zatrzymała się przed dużym budynkiem i weszła do środka. Kręciło się w nim dość sporo osób. Gdy w końcu zauważyła swojego ojca w tym tłumie zaczęła się do niego przeciskać. Jednak gdy już przy nim stanęła był zbyt zajęty oglądaniem gry aktorów by mogła mu przekazać kartkę.
Tak, Harry Potter nie pracował w ministerstwie magii w którymś z departamentów. Został reżyserem. Gdy tylko zakończyła się wojna postanowił tak zrobić, bo nie chciał dostać jakiejś wysokiej posady w ministerstwie tylko ze względu na to, że pokonał Voldemorta. Wkręcił się do jednej z mugolskich szkół filmowych i w teraz jest jednym z najlepszych reżyserów w Zjednoczonym Królestwie.
Spojrzała na aktora, który teraz właśnie odgrywał scenę śmierci. Mężczyzna nie zdążył jeszcze „umrzeć” kiedy jej ojciec zarządził przerwę. Podszedł do aktora i zaczął zwymyślać go od nieudaczników nie to jednak było najlepsze. Rage musiała powstrzymywać śmiech gdy Harry zakończył swoją przemowę słowami:
- … w pańskim sposobie umierania nie ma za grosz życia.
Lily odchrząknęła i podała tą śmieszną karteczkę, przez którą tu przyjechała, swojemu ojcu. Harry przeczytał ją i wyrzucił.
- Lily przekaz Arianie, że jak chce coś ode mnie to może do mnie zadzwonić twoim telefonem albo swoich dzieci a nie wysyłać cię z każdą bzdurą. - powiedział.
- Też tak uważam. - przytaknęła z zamiarem jak najszybszego wyjścia z tego budynku i okrążeniem miasta za nim wróci do domu.
- Ale w końcu jutro jest ślub więc ma prawo być zdenerwowana. - zaczął. - Zresztą ja też nie jestem dzisiaj zbyt spokojny. Już raz to przeżywałem więc powinienem wiedzieć, że tak będzie, ale... - i w tym momencie przestała słuchać. Oczywiście nie na darmo chodziła tyle lat na historię magii aby ktokolwiek zdołał zauważyć, że wcale nie słucha swojego ojca. - Pamiętaj, że dzisiaj jedziecie kupić suknię ślubną. Nie wiem czemu Ariana to tak odkładała.
- Okay. To może ja już pojadę. - mruknęła. - Lepiej przygotuj się na telefony od swojej narzeczonej.
***
- Rage jedziemy po sukienkę mojej mamy. - usłyszała od Blackness gdy tylko weszła do domu.
- Kogo samochodem? - zapytała z powrotem narzucając na siebie skórzaną kurtkę.
- Bez różnicy. - mruknęła brunetka męcząc się z zapięciem butów.
- Wiesz możemy moim, ale coś czuję że wtedy twoja mama może zwrócić śniadanie.
- Nic dzisiaj nie jadła więc nie musisz się o nią martwić.
- Ależ ja się nie martwię o Arianę tylko o mojego nissana.
- To było do przewidzenia.
Rage posłała w jej stronę uśmiech i wyszła z domu. Oparła się o swój samochód, a zaraz potem dołączyła do niej Blackness.
Gdy w końcu dołączyła do nich Ariana w granatowym kostiumie i czarnymi włosami spiętymi w koka mogły jechać do salonu z sukniami wieczorowymi. Oprócz sukni ślubnej Ariany, strój na jutro miały sobie kupić też Rage i Blackness.
Podczas drogi do sklepu Ariana była uczepiona pasów, którymi się zapięła. Nie odezwała się ani słowem nawet wtedy, gdy Lily wyprzedzała korek i miałaby czołówkę gdyby w ostatniej chwili nie wcisnęła się na swój pas. Rudowłosa była pewna, że po prostu nie otwierała ust, bo nie chciała zwrócić kawy czy czegoś innego co tam dzisiaj piła.
Gdy w końcu zaparkowały narzeczona Harry'ego jako pierwsza wypadła z samochodu, a Rage miała ochotę się na ten widok zaśmiać. Ariana od razu podeszła do jakiejś swojej przyjaciółki z którą się umówiła.
Lily ociągając się z zamknięciem samochodu weszła do sklepu jako ostatnia z miną skazańca. Gdy tylko postawiła pierwszy krok w sklepie została dokładnie zlustrowana wzrokiem przez sprzedawczynię, która obdarzyła ją zdegustowanym spojrzeniem patrząc na jej strój.
Rage dobrze wiedziała, że ubrana w jasne, poprzecierane jeansy, czarny T-shirt z napisem i skórzaną kurtkę nie za bardzo pasowała do tego świata przeróżnych sukienek z tiulu, atłasu i innych cholernych materiałów.
Stanęła obok Blackness, która przebierała w sukienkach i co chwilę wyjmowała jakąś którą miała zamiar przymierzyć. Wpatrywała się w nią chwilę po czym z westchnięciem zaczęła przeszukiwać sukienki tak jak druga dziewczyna.
- Myślisz, że czarny to odpowiedni kolor na ślub? - zapytała po pewnej chwili Rage z dziwnym grymasem na twarzy.
- Nie, raczej nie. - mruknęła Blackness, która właśnie wchodziła do przymierzalni z naręczem sukienek. - A poza tym powinnaś w końcu coś przymierzyć, bo inaczej spędzimy tu cały dzień. - powiedziała jeszcze brunetka i zniknęła za zasłoną oddzielającą ją od reszty sklepu.
Rage zgarnęła jedną z miętowych sukienek i zniknęła w przymierzalni by po chwili już wymienić sukienkę na inną w kolorze szafirów. Sukienka sięgała jej przed kolana i od pasa była rozkloszowana, a koronka zakrywała dekolt i tworzyła grube ramiączka, odsłaniając jednak plecy gdzie można było zobaczyć wycięcia w kształcie łzy.
Zadowolona wyszła z przymierzalni z sukienką w rękach, ale nie zdążyła zrobić nawet kroku w stronę kasy, bo została zatrzymana przez Blackness, która jakimś cudem zdołała już przymierzyć wszystkie sukienki, które sobie wybrała i teraz trzymała w ręce tylko jedną. Oczywiście chciała aby Lily ubrała się w swoją sukienkę i jej się pokazała, ale dziewczynie udało się jakoś z tego wykręcić i po chwili już stały przed kasą.
Jednak nie mogły jeszcze wrócić do domu ponieważ Ariana otoczona jedną z pracownic sklepu oraz swoją przyjaciółką chodziła od sukni do sukni i nie mogła się zdecydować czy chcę suknię écru i czy może jednak klasyczną białą.
Rage wraz z Blackness wyszły ze sklepu po dłużej chwili czekania na matkę tej drugiej. Włożyły torby z sukienkami do bagażnika i oparły się o samochód czekając na Ariane.
Lily wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i wyjęła z niej jednego. Odpaliła go i zaciągnęła się.
- Czy ty nie miałaś rzucić? - zapytała brunetka oglądając znudzona swoje paznokcie.
- Wiesz teoretycznie miałam zrobić wiele rzeczy. - zaśmiała się Rage. - A poza tym to nie był mój pomysł tylko Industrii. Tylko on może mieć takie głupie pomysły. A zresztą on też miał rzucić...
- Wiesz on przynajmniej próbuje się z tym ukrywać. - zauważyła Blackness.
- Ale nie za bardzo mu to wychodzi.
- Powiedziałam, że próbuje, a nie, że do brze mu to idzie.
- Fakt.
- A poza tym moja matka chyba już się szykuje do wyjścia więc pozbądź się fajki, no chyba, że chcesz usłyszeć kazanie od swojego ojca.
- Zachowujesz się jakbyś była moją matką, wiesz. - mruknęła Rage, ale wyrzuciła niedopałek.
Ariana ze swoją przyjaciółką wyszły ze sklepu chwilę później i od razu wsiadły do samochodu – ta pierwsza z niezbyt zadowoloną miną co wywołało na ustach Lily lekki uśmieszek.
- Lilyanne zawieź nas jeszcze do Westfield Londyn* - usłyszała głos narzeczonej jej ojca, która przerwała na chwilę swoją rozmowę z przyjaciółką.
Zabiję cię kiedyś za to Lilyanne. No i przy okazji za bycie szoferem. Chociaż nie za to możesz zapłacić w inny sposób pomyślała Rage i na jej ustach wykwitł lekki uśmiech, gdy ruszyła z piskiem opon i w lusterku zobaczyła jak Ariana szybko łapie się pasów.
***
Od rana w domu Potterów panował istny chaos. Prawie wszyscy chodzili w kółko z góry na dół, z pokoju do pokoju, bo za każdym razem czegoś zapominali. Wszędzie było widać pełno rudych głów należących do Weasleyów oraz nieliczne innych kolorów.
Prawie wszyscy ponieważ Lily, Blackness i reszta ekipy siedzieli w pokoju tej pierwszej i spokojnie szykowali się na ślub Harry'ego Pottera oraz Ariany Mitchell. Oczywiście dziewczyny nadal dopracowywały swój dzisiejszy wygląd, ale chłopaki siedzieli teraz na łóżku Rage i przyglądali się ich poczynaniom.
Właścicielka pokoju w którym teraz przesiadywali też zresztą była już prawie gotowa, dokańczała swój manicure by już po chwili siedzieć obok chłopaków i rozmawiać z nimi o różnych mało ważnych rzeczach.
Pewnie siedzieliby tak dopóki nie byliby zmuszeni zejść na dół na ślub, ale ich rozmowy przerwało czyjeś wejście do pokoju. Okazało się, że to Serpent, który w garniturze wyglądał dość dziwnie. Jednak trampki i ułożone włosy wyglądały znajomo.
- Dłużej się nie dało?! - krzyknęła Peggy z łazienki.
- Wiesz wciskanie się w to coś było strasznie nieprzyjemnym doświadczeniem. - mruknął ze zmarszczonymi brwiami. - A poza tym skąd wiedziałaś, że to ja?
- Kobieca intuicja.
- Byłeś jedyną osobą, która mogła tu wejść, bo reszta jest tak zestresowana, że kompletnie o nas zapomnieli. - wytłumaczył Daemon nie odrywając wzroku od komórki.
- To ty zaprosiłaś Russell? - zapytał Serpent kierując to pytanie do Rage.
- Nie... - odpowiedziała przeciągle. Ona nawet nie wspominała swojemu ojcu o koleżance z dormitorium. - I miło byłoby się dowiedzieć skąd ona się tu wzięła.
- Widziałem też resztę jej rodziny. - zauważył.
- Nie mów, że przyprowadziła tu swoje rodzeństwo! Całą piątkę?! - Blackness z lekko zszokowanym wyrazem twarzy transumowtowała sobie książkę w fotel.
- Widziałem tylko trójkę, ale możliwe, że reszta była... - wypowiedź została przerwana przez kogoś kto wszedł do pokoju i tym samym złamał teorie Daemona, który w końcu oderwał się od telefonu i spojrzał na drzwi.
Salome Russell blondynka, której włosy w tej chwili były ułożone w tak dziwny sposób, że nie można było zobaczyć gdzie jest początek a gdzie koniec wparowała do pokoju. Ubrana w długą sukienkę wyglądał dość dziwnie ponieważ zawsze można było ją zobaczyć tylko w jeansach i T-shircie. Gdy się uśmiechnęła można było zobaczyć jej aparat na zęby.
Jednak uśmiech szybko zniknął na widok nie znanych jej osób. Stanęła koło drzwi z wyrazem niedowierzania na twarzy wpatrując się w każdego po kolei, a na końcu spoglądając na Lily, która siedziała pomiędzy Dexterem a Industrią.
- Kim oni są? - zapytała z powrotem lustrując resztę wzrokiem.
- Moi znajomi. - odpowiedziała wolno Rage. - To jest In... Guy. - wskazała na chłopaka po chwili zastanowienia nad jego imieniem. - A to D... Joe, Larry i Leo oraz P... Margaret i Chloe.
- Chloe to nie jest córka narzeczonej twojego ojca? - zapytała Salome.
- Tak jest. - mruknęła Lily. - A tego dupka to chyba znasz. - wskazała na Scorpiusa opartego o ścianę.
- Od kiedy to wy się przyjaźnicie. - dziewczyna spojrzała na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Ale my się nienawidzimy i nadal uważam go za kompletnie popieprzonego Ślizgona, ale pewna sytuacja zmusiła nas do tolerowania się. - Wszyscy znowu spojrzeli w kierunku drzwi, gdy Rage skończyła swoje zapewnienia o niechęci do blondyna, ponieważ do pokoju weszła kolejna osoba. Hades.
- Jeszcze jedna osoba tu wejdzie w przeciągu kolejnych pięciu minut, a chyba zmuszę was do rzucenia jakiegoś zaklęcia na ten przeklęty pokój. - warknął Daemon.
- Czego chcesz? - zapytała Rage kierując swoje pytanie w stronę Hadesa.
- Widzę, że straciłaś rachubę czasu. - zauważył z kpiącym uśmieszkiem na ustach. - Zaraz zaczyna się ślub. Więc radzę wam zejść na dół. - Białowłosy szybko opuścił pokój, a za nim wyszła cała ich dziewiątka.
Ogród wyglądał pięknie. Altana byłą przystrojona białym tiulem oraz goździkami w tym samym kolorze, różowobiałymi liliami i frezją. Droga do altany była usłana białymi płatkami kwiatów, a po obu jej stronach stały krzesła przystrojone białym materiałem, były one przewiązane złotą kokardą, za którą wetknięte były kwiaty – dwa goździki i lilia.
Wszyscy goście siedzieli już na wyznaczonych im miejscach i prowadzili między sobą rozmowy. Jednak gdy z balonów lewitujących nad nimi, dzięki rzuconemu zaklęciu, popłynęła muzyka wszyscy umilkli. Nawet ekipa, która zdążyła już zająć swoje miejsca.
Rage spojrzała tam gdzie wszyscy czyli na początek drogi prowadzącej do altany gdzie teraz pojawili się jej ojciec oraz jego najlepszy przyjaciel – Ramsay.
Ramsay był to mężczyzna w wieku jej ojca, z którym Harry przyjaźnił się odkąd ona pamiętała. Był on mężczyzną średniego wzrostu z ułożonymi na wszystkie strony czarnymi włosami oraz niebieskimi oczami. Gdyby spojrzał na tą dwójkę od tyłu ktoś kto nie przebywał z nimi dość długo mógłby ich pomylić. Jednak Lily, która widywała się z nimi od dzieciństwa – w końcu jeden był jej ojcem, a drugi chrzestnym – potrafiła ich rozróżnić po samym ułożeniu ramion.
Teraz Ramsay i Harry byli ubrani w takie same czarne garnitury, a w butonierkach mieli po goździku. Jej chrzestny jak to on posyłał wszystkim kobietom powalające uśmiech, a do niej puścił oczko. Zaś jej ojciec próbował uśmiechem – który za bardzo mu nie wychodził – zamaskować swój strach, który widziała, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Gdy Harry i Ramsay stali już w altanie z balonów popłynęła inna melodia – marsz Mandelsona. Wszystkie spojrzenia skierowały się na Ariane i można było usłyszeć westchnienia. Kobieta, która już za chwilę miała się stać panią Potter wyglądała pięknie w sukni ślubnej. Błyszczące drobinki na białej sukni odbijały promienie słońca i gdyby było ich więcej Ariana mogłaby wyglądać jak kula dyskotekowa., jednak była ich idealna ilość. Jej czarne włosy były spięta w wymyślnego koka, na jej głowie widać też było diadem, który przechodził w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie.
Przed kobietom szły dwie jej siostrzenice ubrane w proste, złote suknie na cienkich ramiączkach przyozdobionych małymi, sztucznymi brylancikami.
- Panie i panowie. - rozbrzmiał melodyjny głos przedstawiciela ministerstwa – wysokiego, rudego czarodzieja ubranego w ministerialną szatę. - Zebraliśmy się tutaj, by świętować zjednoczenie dwóch wiernych dusz...
Lily dyskretnie spojrzała na zebranych w ogrodzie gości. Widziała znajome twarze członków jej rodziny oraz nieznane jej do tej pory oblicza osób należących do rodziny Blackness. Nie które łatwiej wzruszające się osoby płci pięknej trzymały w rękach chusteczki.
Białe chusteczki. Prawie wszędzie dzisiaj było widać biel. Biel w kwiatach, biel w ozdobach, biel w dodatkach do niektórych strojów, biel na twarzach przerażonych z jakiegoś powodu. Gdyby nie goście wszystko byłoby białe. Tylko oni byli jedną, wielką, kolorową plamą, która była wyjątkiem w tej bieli panującej dziś w ogrodzie.
- Harry Jamesie Potterze, czy chcesz poślubić Ariane Florence Mitchell...
Molly Weasley, która, można powiedzieć, robiła dzisiaj za matkę Harry'ego, łkała w koronkową, białą chusteczkę tak jak kilkanaście innych kobiet.
- … a więc ogłaszam, że jesteście złączeni na całe życie.
Wysoki, rudy czarodziej uniósł różdżkę nad głowami Harry'ego i Ariany, z której wytrysnął deszcz srebrnych gwiazdek, omotujący ich świetlistymi spiralami. Wybuchły oklaski i radosne okrzyki, a złote balony nad ich głowami pękły, uwalniając rój rozśpiewanych, rajskich ptaszków i małych, złotych dzwoneczków.
- Panie i panowie! - zawołał czarodziej. - Proszę wszystkich o powstanie!
Kiedy wszyscy podnieśli się z pozycji siedzącej, machnął różdżką. Krzesła, na których siedzieli, uniosły się łagodnie w powietrzu , a nad nimi pojawiła się krata z której zwisały kwiaty w kolorach bieli. Krata ta tak jak altana była lekko przyozdobiona tiulem, tym razem oprócz bieli pojawił się również złoty. Pomiędzy wszystkimi gośćmi, którzy tworzyli teraz okrąg, pojawiła się sadzawka jakby płynnego złota, która po chwili stężała i stała się błyszczącym parkietem. Unoszące się do tej pory krzesła, podzieliły się na grupki i ustawiły wokół okrągłych stołów, które pojawiły się znikąd, były one nakryte białym obrusem i przyozdobione podobnie jak krzesła, altana i krata wisząca nad ich głowami. Na stołach oprócz talerzy, sztućcy oraz szklanek i kieliszków stały już napoje zarówno alkoholowe jak i te bez procentów. Kelnerzy zaś zaczęli już chodzić między stolikami i roznosić jedzenie.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić by zająć przeznaczone dla nich miejsca. Ekipie dano jeden, trochę powiększony za pomocą magii stolik, by mogli się przy nim zmieścić oni i Salome Russell.
Dexter i Daemon od razu rzucili się na jedzenie. Jednak, gdy spróbowali soku z dyni zaczęli wygłaszać przemowę o tym jak bardzo dziwni muszą być ci czarodziej, że piją takie gówno. Zostali w tym poparci przez Rage, której też nie za bardzo smakował ten napój.
Sally zaś siedziała obserwując tylko towarzystwo, które śmiało się z przeróżnych rzeczy, których ona nawet nie próbowała słuchać. Jedyne z czego zdawała sobie sprawę to śmiech i rzucane jej spojrzenia przez Lily i... Scorpiusa.
***
- Lily dlaczego mi nie powiedziałaś, że zadajesz się z Malfoy'em?! Przecież wy nie potrafiliście w Hogwarcie ze sobą normalnie porozmawiać, trudno wam nawet było wytrzymać w jednym pomieszczeniu bez dogryzania sobie wzajemnie. - powiedziała Salome z pretensją w głosie. Złapała ona Lily gdy ta odchodziła od miejsca w którym bawili się goście. - Czuje się jak w jakimś mugolskim serialu, w którym okazuje się, że dziewczyna którą znałam przez tak długi czas okazuje się kimś zupełnie innym. Jest osobą, która jest jej przeciwieństwem, dziewczyną która zachowuje się i nawet odzywa zupełnie inaczej niż wcześniej. Kto cię tak zmienił Lily?
- A nie pomyślałaś, że może w szkole udawałam osobę, którą nie jestem, bo tego ode mnie chciano. Powinnam być przykładną córką Harry'ego Pottera, która ma same Wybitne i nigdy nie ląduje na szlabanach, która nigdy nie pije czegoś co mogłoby zawierać choć odrobinę alkoholu i nie uczestniczy w żadnych imprezach. Przez cały ten czas byłam przeciętną dziewczyną, która trafiła do Gryffindoru, bo tego od niej oczekiwano, dziewczyną której jedyną rozrywką były kłótnie z chłopakiem, którego dom nigdy nie żył w zgodzie z jej domem. - Rage cały czas mówiła cichym głosem. Chciała powiedzieć to wszystko już dawno, wszystkim tym ludziom którzy cały czas uważali ja za inną niż w rzeczywistości. Dzisiaj zaś nadarzyła się okazja, a by powiedzieć to choć jednej osobie z tej długiej listy.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że Malfoy to twój przyjaciel, a ja byłam tylko zabawką. Ofiarą tego całego przedstawienia! W rzeczywistości gdy znikałaś nie raz pod pretekstem nauki w bibliotece czy też samotnego spaceru po błoniach byłaś z tym Ślizgonem, który ma wszystkich w głębokim poważaniu! - Lily nawet gdyby chciała coś odpowiedzieć to nie mogłaby tego zrobić bez krzyku ponieważ Salome, gdy tylko skończyła mówić skierowała się w stronę gości i po chwili już zniknęła w tłumie.
***
- Rage przechowasz nas dzisiaj u siebie? - zapytał Daemon, który lekko się zawracał od wypitego alkoholu. Zresztą nie on jeden. Większość gości nie była zbyt trzeźwa i na pewno nie była w stanie się aportować. Nie mal wszyscy nocowali dziś w domu Potterów, a nie był on jakimś zamkiem by mógł pomieścić on aż tyle osób, więc Harry musiał teraz za pomocą magii powiększać pokoje aby wszyscy mogli się jakoś zmieścić.
- Jeżeli będziecie spali u mnie w pokoju na podłodze to proszę bardzo. - mruknęła rudowłosa wchodząc do swojego pokoju. - Mogę wpuścić do łóżka ze dwie osoby. Kto pierwszy ten lepszy. - Wszyscy nagle rzucili się na jej łóżko więc szybko się odsunęła. - Powiedziałam dwie osoby.

Gdy w końcu wstali łaskawie z jej łóżka okazało się, że na samym dole leżeli Industria i Serpent, który też nie był jakiś wybitnie trzeźwy. Rage westchnęła teatralnie i położyła się między dwójką chłopaków. Może jakoś to przeżyję przemknęło jej przez myśl nim zasnęła.

czwartek, 10 września 2015

Rozdział 2

Jak miło jest dostać przykazanie od ojca, aby przebrać się w coś bardziej oficjalnego. Rage kompletnie nie pocieszona wciskaniem się w jakieś kiecki szła do swojego pokoju, a zaraz za nią podążał Hades, który od swojej matki usłyszał coś podobnego.
Lily weszła do swojego pokoju, a potem do garderoby w której w większości można było zobaczyć skórzane kurtki, spodnie i T-shirty. Wisiało tam też kilka sukienek które zakładała raz może dwa w roku, gdy musiała się ubrać dość elegancko.
Teraz wzięła jedną z sukienek i zaczęła się w nią ubierać. Była to szmaragdowa, koronkowa sukienka odcinana pod biustem. Zmieniła też buty na czarne szpilki i wyszła z pokoju. Niestety spotkała tam – znowu – Hadesa. Chłopak był ubrany w czarną koszule oraz spodnie tego samego koloru przez co wydawał się jeszcze bledszy niż normalnie.
Gdy zeszli do jadalni byli w niej już zgromadzeni wszyscy. Jej ojciec oprócz jej braci zaprosił także Weasleyów, którzy nadal byli dla niego jak rodzina.
Pierwsze co Rage rzuciło się w oczy – pomijając dużą ilość rudych włosów – to fakt, że zostały tylko dwa wolne miejsca, które na dodatek znajdowały się obok siebie. Oczywiście te miejsca mieli zająć ona i największy idiota jakiego poznała w swoim nędznym życiu.
- Twoja rodzina nie grzeszy urodą. - szepnął do niej Hades, gdy usiedli obok siebie.
- A ty inteligencją. - warknęła. - Mam cichą nadzieje, że już nigdy cię nie spotkam. Ten dom jest wystarczająco duży bym mogła cię unikać.
- Zapomniałaś o Hogwarcie.
- Nie zwracałam na ciebie uwagi przez ostatnie pięć lat. Teraz też nie mam zamiaru.
- A co jak ja będę.
- Pieprz się Mitchell. Sorki zapomniałam nie masz jak. - Wymownie spojrzała na jego krocze.
***
- Zaraz trafi mnie szlag. - mruknęła sama do siebie Rage, gdy zauważyła jak jej kuzynki wpatrują się maślanym wzrokiem w tego idiotę Hadesa.
- Zazdrościsz mi. - zaśmiał się obiekt westchnień płci żeńskiej znajdującej się w tym pomieszczeniu.
- Nie przepadam za osobami tej samej płci. Różnimy się w wielu rzeczach w tej także.
- Wiesz mam ochotę cię udusić.
- Co cię powstrzymuje?
- Fakt, że tylko chwilę mógłbym być szczęśliwy, bo potem twoi bracia i ojciec zamęczyliby mnie na śmierć.
Potter otwierała usta aby coś odpowiedzieć kiedy nagle koło nich pojawiła się Rose. Jej znienawidzona kuzynka. Była w typie Hadesa. Słodka Idiotka. Lily nagle miała ochotę walnąć głową w stół. Od kiedy ona niby wie kto jest w typie tego stworzenia?
Czy wszystkie moje kuzynki są aż takimi idiotkami? zapytała sama siebie w myślach. Jedyną dziewczyną z jej rodziny, która nie przypatrywała się Hadesowi była Victoire, która była narzeczoną Teddy'ego no i oczywiście ich czteroletnia córka Sarissa.
Sariss była metamorfomagiem tak jak jej ojciec. Dzisiaj wyglądała nadzwyczaj normalnie i była wyglądała niemal jak matka. Kręcone, blond włosy sięgały jej do pasa, a niebieskie oczy były okolone długimi rzęsami. Dziewczynka była szczupła i wysoka jak na swój wiek. W tej chwili znudzona bawiła się widelcem i przypatrywała wszystkim dookoła.
- Próbujesz znaleźć jakąś mało puszczalską osobę ze swojej rodziny? - usłyszała szept przy swoim uchu. Drgnęła lekko co wywołało cichy śmiech Hadesa. - Wątpię abyś znalazła choć jedną.
- Wspominałam już, że cię nienawidzę?
- Kilka razy.
- To dobrze. Nienawidzę cię.
- I vice versa.
***
- Lily mogłabyś zostać dzisiaj z Sarissą. - Zapytał ją Teddy, który popsuł jej cały dzień ponieważ obudził ją o przed siódmą raną dobijając się do domu. A że jej ojciec już wyszedł do pracy wraz z Arianą Mitchell, a reszta mieszkańców nie miała ochoty otworzyć drzwi. To Rage musiała z czołgać się po schodach, aby wpuścić go do środka. - Wiesz Molly wyjechała na kilka dni a wszyscy dzisiaj są zajęci więc nie mam gdzie jej zostawić.
- Chcesz mi powiedzieć – spróbowała stłumić ziewnięcie co nie za bardzo jej wyszło. - że chodzisz po domach i budzisz ludzi o tej porze?
- Brawo Potter bardzo pięknie połączyłaś fakty. - usłyszała za sobą kpiący głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Rzuciła okiem na Teddy'ego, który wzrok miał utkwiony w tym osobniku, który stał za nią.
Niechętnie odwróciła się i jej oczom ukazał się Hades w samych bokserkach i z rozczochranymi włosami. Jeszcze razy jej wzrok powędrował w stronę starszego chłopaka, który nadal intensywnie wpatrywał się w białowłosego dupka.
- Teddy możesz przyprowadzić Sarissę. Daj mi tylko dziesięć minut muszę się przebrać. - rzuciła i wbiegła po schodach by po dziesięciu minutach stanąć z powrotem na dole już w innym stroju, który na pewno nie przypominał jej piżamy.
Sarissa i Teddy pojawili się chwilę później wraz z misiem i tym podobnymi duperelami, które nie były nikomu do życia potrzebne oraz gadką Lupina na temat czego Rage nie powinna jej dawać do jedzenia.
Kiedy w końcu Potter pozbyła się nadopiekuńczego tatusia zatrzasnęła za nim drzwi i wysłała czterolatkę do kuchni z informacją, że zaraz do niej przyjdzie i uszykuje jej śniadanie. Najpierw jednak w planach miała ściągnięcie z łóżka Blackness, która jako jedyna w tym domu jeszcze spała.
Weszła do jej pokoju, wyciągnęła różdżkę i machnęła nią kilka razy. Już po chwili brunetka zerwała się z krzykiem z łóżka cała mokra. Posłała mordercze spojrzenie w stronę śmiejącej się Rage i weszła do łazienki po drodze biorąc suche ubrania.
Potter wyszła z jej pokoju nadal z uśmiechem na twarzy i udała się do kuchni. Na szczęście pomieszczenie wyglądało w miarę dobrze jak na takie w którym właśnie przebywało czteroletnie dziecko.
Sarissa siedziała na krzesełku i bawiła się swoimi zabawkami. Jak milutko... Przynajmniej nie lata po domu jak rok temu.
Lily wzięła się za szykowanie śniadanie dla niej i dla Sarissy. Pamiętając oczywiście o tym aby śniadanie dla czterolatki nie zawierało żadnych składników, które spowodowałyby kompletne zdemolowanie kuchni rzucanym na wszystkie strony jedzeniem.
Postawiła przed dziewczynką talerz z kanapkami i odwróciła się by uszykować coś dla siebie. Oczywiście nie mogło się obyć bez jakiś wypadków. Tym razem Rage przecięła się nożem.
- Ku*wa mać. - mruknęła pod nosem.
- Ku*wa mać. - powtórzyła Sarissa przez co Potter znowu się zraniła w palec. Odwróciła się do dziecka, które znowu wróciło do przerwanego posiłku. Postanowiła udać, że tego nie słyszała.
Pierwsza zasada w dzisiejszym dniu. Zero przeklinania aby nie demoralizować młodzieży.
***
- Nie dam rady. - warknęła do telefonu Rage jednocześnie obserwując Sarissę, która siedziała na podłodze w salonie i robiła jakieś głupoty.
- Jak to nie dasz rady?! - dało się słyszeć głos z komórki.
- Po prostu mam dziecko na głowie.
- Ale dzisiaj pierwszy wyścig Serpenta! Musisz przyjść.
- Pieprzyć Serpenta.
- Słyszałeś Serpent mamy cię pieprzyć.
- Zajebiście. Po prostu zajebiście. - zaczęła mruczeć do siebie Potter.
- Chyba pozbędziesz się jej do dziesiątej wieczorem?
- Jak z pewnością zauważyłeś wyścig zaczyna się za pół godziny a Teddy'ego jeszcze nie ma. Jak mi się uda to przyjadę.
- No to do zobaczenie.
Schowała telefon do kieszeni i wyszła z salonu by po chwili wejść do gabinetu ojca, który znajdował się na piętrze. Harry siedział za biurkiem przy jakiś papierach, ale gdy weszła oderwał się od nich i spojrzał na swoją córkę.
- Tato mógłbyś zerknąć na Sarissę dopóki nie przyjdzie Teddy. Mam ważną sprawę do załatwienia. - powiedziała przeczesując włosy ręką.
- Wszyscy macie dzisiaj ważne sprawy do załatwienia. - mruknął pod nosem. - Czy chociaż jedno z waszej trójki nie może zostać w domu wieczorem. - Gdybyś wiedział tatusiu gdzie się szwendamy...
- No proszę... Siedziałam z nią cały dzień. Teddy powinien za chwilę przyjść. - zaczęła mówić proszącym tonem.
- Wiesz mam masę pracy.
- No to może Ariana...
- Ona też nie należy do osób leżących w łóżku cały dzień. - Gdy Lily miała już wychodzić z gabinetu dodał. - Ale może przydałaby mi się chwila przerwy.
***
Rage przejechała przez tłum i zaparkowała samochód tam gdzie reszta jej ekipy. Wysiadła z samochodu i podeszła do Serpenta, Ludy i Peggy. Pozostałej czwórki nie było widać mogłaby pomyśleć, że ich nie ma gdyby nie fakt, że widziała ich samochody.
Trójka rozmawiająca przy samochodzie blondyna nawet jej nie zauważyła. Dopiero po nieudanej próbie przestraszenia ich – niemal wylądowałaby na samochodzie przygnieciona przez Luda gdyby nie lata praktyki i celny kopniak wymierzony w odpowiednie miejsce - zwrócili na nią uwagę.
- Jak tam Hades? - spytała Peggy. - Nadal żyje czy może jednak jest z nim już cholernie źle i szukacie odpowiedniej trumny. - Rzuciła wzrokiem na Lude, który nadal miał twarz lekko wykrzywioną z bólu.
- Niestety jeszcze żyje. - mruknęła z niezadowoloną miną. - Ale nie martw się już niedługo skończy się jego marny żywot.
- No Serpent twoi przeciwnicy już na torze. - Yom pojawił się na chwilę, ale nim zdążyli na niego spojrzeć jego już nie było.
Blondyn, zaczął wsiadać już do samochodu, ale został zatrzymany przez Peggy i Lude - życzyli mu powodzenia - oraz co go bardzo zdziwiło Rage.
- Mam nadzieję, że tego nie spie*dolisz bo inaczej zepsujesz moją reputację Wielkiego Sprawdzacza Umiejętności i Nauczyciela Niedouczonych. - rzuciła w jego stronę. - I lepiej nie używaj „dopalaczy” - nakreśliła cudzysłów w powietrzu – za wcześnie bo nie wyjdzie ci to na dobre.
Serpent odjechał samochodem na pas startowy. Był czwartym i ostatnim zawodnikiem. Po jego prawej stał żółty nissan a za kierownicą widać było gościa, który przypominał goryla – góra mięśni z dodatkiem nadmiernego owłosienia - po lewej srebrna honda a w niej brunetka o azjatyckiej urodzie. Jego ostatnim przeciwnikiem był jeden z kumpli Hadesa jeżdżący bordowym porsche. Rage zdawała sobie sprawę, że jest to przeciwnik z którym Serpent będzie miał najwięcej kłopotu.
- Twój blondasek przegra. - usłyszała głos za sobą. Nie musiała się nawet odwracać aby wiedzieć do kogo należy.
Postanowiła zignorować chłopaka, który jeszcze przed chwilą stał za nią i podeszła do ekipy, którzy wpatrywali się w startujące samochody. Na razie na prowadzeniu był Serpent, a tuż za nim jechał kumpel Hadesa.
Gdy do mety zostało im około 100 metrów Serpent stracił prowadzenie, które utrzymywał niemal przez cały wyścig na ćwierć mili. Gdy tylko wysiadł z samochodu otoczyli go wszyscy z ekipy, a Rage usłyszała głos Daemona, który powtarzał cały czas Impreza, impreza, impreza”
Zaśmiała się pod nosem. On chyba zawsze myślał tylko o jednym.
***
Nikt z ekipy nie był trzeźwy, a w szczególności Serpent, który świętował swój pierwszy wyścig. Choć nie wygrał był zadowolony, że przynajmniej nie skończył na ostatnim miejscu – wtedy i tak by się upił, ale ze smutku. Nadal jednak próbował trzymać poziom, bo z pionem było coraz gorzej.
- Chyba w tym twoim Slytherinie za dużo nie pijecie. - chłopak usłyszał głos Rage tuż przy swoim uchu. Nawet nie wiedział kiedy zdążyła się do niego przysiąść.
- Pijemy o wiele więcej niż wy. - warknął z wyższością, a jedyną reakcją dziewczyny był cichy śmiech. - Chodziło mi o Gryffindor a nie o ekipę.
- Wiesz jest kilka osób w Gryffindorze, które nie piją... - zaczęła na co on uniósł brwi. Zawsze był przekonany, że Gryffindor pije tylko sok dyniowy i co najwyżej... - piwa kremowego.
- Zakładam, że jedną z tych osób jesteś ty. - powiedział.
- Nie. Ja towarzyszę moim domownikom w piciu kremowego. - gdyby usłyszał to wcześniej z pewnością byłby skłonny w to uwierzyć, ale niestety teraz już nie żył w świadomości, że Lily Potter to grzeczna dziewczyna, która nie raz pokaże swój charakterek podczas kłótni z nim.
- Oczywiście... - mruknął do siebie ponieważ Rage już nie było ponieważ przed chwilą w tłum wciągnął ją jakiś chłopak, którego on nie kojarzył co nie było dziwne ponieważ przecież nie był tu stałym bywalcem od kilku miesięcy tylko od kilkunastu dni.
- Co tam misiek? - usłyszał jakiś nieznany mu do tej pory głos. Przy sofie na której siedział stała dziewczyna o szarych włosach z widocznymi ciemnymi odrostami związanymi w luźnego koka oraz dość ciemną karnacją. Jej długie paznokcie pomalowane w przedziwne wzorki wbijały się w jego ramię, a krótka, obcisła sukienka odsłoniła jeszcze więcej niemal odsłaniając całe uda.
- Nie mów tak do mnie, bo czuję się jak ciota. - rzucił w jej stronę, ale ta już go nie słuchała tylko paplała o jakiś bzdetach z których jedyne co zachował w pamięci to to, że mówią na nią Debra i, że jest byłą Daemona. Chociaż był skłonny uwierzyć, że dziewczyna mówiąc to miała na myśli dziewczynę na jedną noc.
Gdy Debra chwyciła go za rękę i spróbowała podciągnąć do góry spojrzał na nią lekko zdezorientowanym spojrzeniem, ale wystarczyła chwila by domyślił się o co jej chodzi.
- Wiesz zaciągnięcie mnie do tańca w tym momencie nie jest zbyt dobrym pomysłem. - zaśmiał się, gdy ta ciągnęła go w stronę tłumu ludzi, a on podążał za nią chwiejnym krokiem.
- A ja uważam, że to świetny pomysł. - powiedziała dziewczyna z poważnym wyrazem twarzy, ale zaraz potem zaczęła histerycznie chichotać. Pociągnęła blondyna tak, że niemal na nią wpadł co mogłoby się wydarzyć nawet jeżeli nie byłby pod wpływem alkoholu. Dziewczyna była nadzwyczaj silna jak na swoją drobną posturę.
To będzie naprawdę długa noc.
***
- Ciekawe gdzie go posiało tym razem. - rzuciła Blackness na co wszyscy skierowali na nią pytające spojrzenia. - Nie mówcie, że nie zauważyliście, że nie ma Serpenta.
- Ja widziałem jak odchodził z jakąś laską więc jakoś nie za bardzo mnie dziwi jego długa nieobecność. - zaśmiał się Luda.
- Z jaką laską? - zapytała Rage podejrzliwie. To, że przed klubem Industrii stali ochroniarze nie zmieniało faktu, że nie raz pojawiali się tu nieproszeni goście, którzy próbowali się tu wkręcić tylko po to by zrobić jakąś rozróbę.
- Bo jeszcze pomyślę, że jesteś o mnie zazdrosna. - Rudowłosa usłyszała znajomy głos tuż za swoimi plecami. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy cicho westchnęła.
- Myślenie nie jest twoją najlepszą stroną więc radzę ci tego nie robić, bo papka którą masz w głowie zamiast mózgu może ci się przegrzać. - warknęła na co jedyną reakcją Serpenta był cichy śmiech.
- O tu jesteś misiek. - usłyszała przesłodzony głos i wtedy już po prostu musiała się odwrócić. Gdy obok blondyna zobaczyła Debrę nie mal udusiłaby się własną śliną. Choć dziewczyna zmieniła się dość znacznie od ich ostatniego spotkanie poznała ją bez problemu.
Doskonale pamiętała nieudane interesy z najstarszym bratem dziewczyny, a fakt, że Daemon przespał się akurat z nią – najmłodszą i najukochańszą siostrzyczką –nie poprawił ich interesów ani nie sprawił, że zapałali do siebie miłością.
- Debra. - rzuciła cicho z pogardą tak, że muzyka niemal ją zagłuszyła. Ten cholerny idiota jak widać wysłał ją na zwiady. Fakt, że dzisiaj Serpent się ścigał nie był jakoś ukryty, a to, że zawsze po wyścigach robią imprezy też nie był czymś nowym.
- Rage jak miło cię widzieć. - szaro-włosa dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie.
- Niestety nie mogę powiedzieć tego samego. - Była pewna, że jeżeli wzrok mógłby zabijać dziewczyna przed nią byłaby już dawno martwa.
- Dziewczyny wiem, że... -wtrącił się niczego nieświadomy Serpent, ale od razu został uciszony przez zgodne „Zamknij się!”, które usłyszał od strony dwójki dziewczyn, które cały czas toczyły bitwę na spojrzenia.
- Po co tu przyszłaś? - warknęła niemiło w stronę dziewczyny.
- To nie można już legalnie wyjść do klubu by się trochę rozerwać?
- Można, ale nie które osoby po prostu nie nadają się do takich miejsc, a jedną z tych osób jesteś ty. - posłała w stronę dziewczyny zimny uśmiech. - A teraz może masz już ochotę przenieść się do innego klubu. Odprowadziłabym cię do drzwi, ale jestem strasznie zajęta. Mam nadzieję, że sama trafisz.
- Nie myśl się, że tak łatwo się mnie pozbędziesz. - powiedziała jeszcze Debra i odeszła kierując się w stronę wyjścia. Rage jeszcze śledziła ją wzrokiem dopóki nie zauważyła jak dziewczyna wychodzi z klubu.
Chwyciła Serpenta za koszule i pociągnęła w stronę miejsca w którym nikt nie mógł ich podsłuchać czyli miejsca gdzie zawsze spotykali się gdy mieli coś do obgadania. Usadziła go na sofie a sama zajęła miejsce na jej oparciu.
- Pytała cię o coś? - spytała, ale widząc jego zdezorientowaną minę dodała – Czy Debra pytała cię o coś związanego z ekipą.
- Pytała skąd wziąłem forsę na takie auto, a gdy powiedziałem, że Industria mi je załatwił próbowała się dowiedzieć skąd on ma aż tyle forsy, bo chyba nie wyciąga tyle na warsztacie i klubie. Oczywiście nic jej nie powiedziałem. Pytała też co mam pod maską bo... - nie zdążył dokończyć bo Rage uciszyła go machnięciem ręki.
- Dobrze, że myślisz choć trochę po pijaku i nic jej nie powiedziałeś. - mruknęła. - Coś czuję, że braciszek Debry znów wraca do akcji.
- O co wam tak właściwie chodzi z tą Debrą?

- Dowiesz się jak wytrzeźwiejesz.

piątek, 4 września 2015

Rozdział 1

- Chodź Malfoy. Mówię to z niechęcią, ale jeździsz całkiem spoko. Będę musiała żyć z myślą, że właśnie prawie ci komplement. - westchnęła rudowłosa kierując się w stronę wejścia do klubu. Weszli do środka gdzie przy jednym ze stolików czekała już na nich reszta.
- Pott... - zaczął blondyn, ale przerwała mu nim zdążył dokończyć.
- Tutaj nie mówimy do siebie po imieniu czy nazwisku tylko po przezwisku. Gdyby każdy znał twoje nazwisko, gdy zaszedłbyś mu za skórę skończyłbyś jako trup lub w najlepszym przypadku z obitą mordą. - wytłumaczyła mu siadając na sofie obok swojego najlepszego przyjaciela – Industrii.
Industria był z nich najstarszy i można było powiedzieć, że rządził w ich grupie. Zawsze gdy był zdenerwowany zaczynał palić papierosy jeden po drugim co było podobne do jej zachowania. Ona wtedy też przeklinała, ale ten fakt można pominąć.
- No i jak mu poszło? - zapytał brunet kierując to pytanie oczywiście do niej – Wielkiego Sprawdzacza Umiejętności oraz Nauczyciela Niedouczonych. Chyba przyszyję sobie do ubrania taki napis przemknęło jej przez myśl.
- Całkiem dobrze. - mruknęła Rage. Nie miała zamiaru prawić komplementów temu idiocie. Po pierwsze to Malfoy, po drugie nie poszło mu wcale tak dobrze, a po trzecie nie chciała dbać o wzrost jego ego.
- Całkiem dobrze? Poszło mi świetnie. - powiedział skromnie Serpent. Taa... Właśnie o tym ego była mowa.
- Nie masz bladego pojęcia co to drifting, a gdy się ścigaliśmy z łatwością cię pokonałam. I ty mówisz, że poszło ci świetnie. - rzuciła znudzona. Fakt, że na wyścigach często zostawiała swoich przeciwników z tyłu nie miał tu żadnego znaczenia.
- Niby jakim cudem on miał cię pokonać skoro nawet my nie możemy cię prześcignąć? - zapytał Daemon. A ten jak zawsze musi wtrącić swoje trzy grosze. Nie mógłby choć raz siedzieć cicho?
- Dzięki za prawienie mi komplementów, ale chyba nie po to tu przyszliśmy. - powiedziała Rage – Zostaje co nie? - Powiedzcie nie. Powiedzcie nie. Błagam...
- Zaczynam się czuć jak na rozmowie kwalifikacyjnej. Może zacznijcie zadawać pytanie o moje doświadczenie i oto czy mam dzieci. - rzucił z lekką ironią w głosie Scorpius. - Od razu mogę was uprzedzić, że nie mam dzieci, a bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- Zostaje, ale musimy mu załatwić samochód. - powiedział Luda ignorując jego słowa. - Oczywiście potrzebujesz kogoś kto się na tym zna. A tą osobą jest nasz Tigris. - Posłała mu spojrzenie mrożące krew w żyłach, ale jak widać gość nie ma krwi... Albo żył. - Co prawda Dexter też się zna, ale jego trafia szlag po trzech, czterech odmowach. - Blondyn posłał mu spojrzenie spode łba, ale jedyną reakcją tego człowieka bez krwi był uśmiech.
- Zaraz wracam. - Z miną cierpiętnika wyszła z klubu w którym zbierało się coraz więcej osób. Wyciągnęła ze swojego samochodu laptopa i wróciła siadając obok Serpenta. Włączyła laptopa i zapytała. - Masz w ogóle jakiś typ? - pokręcił głową na co jedyną reakcją było westchnięcie. - Moim zdaniem najlepsze są...
I zaczęło się. Włączała przeróżne typy sportowych samochodów. Pokazywała zarówno wersje coupe jaki i cabrio. Gadała o mocy silników, przyczepności i innych rzeczach dotyczących danego auta. Gdy rzuciła wzrokiem na chłopaka siedzącego obok niej zmarszczyła brwi i spytała:
- Rozumiesz chociaż połowę z tego co do ciebie mówię? - Gdy pokręcił głową reszta zaczęła się śmiać. - Jacy ci ludzie są niedouczeni na najważniejsze tematy naszego społeczeństwa.
- Może to? - wskazał na czarne auto. Wydawało mu się, że skądś je zna, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd.
- Tak dobrze jeździło ci się samochodem mojego brata? - zapytała z uniesioną brwią. Pokręcił głową. - Hyundai Genesis Coupe? - wskazała na samochód, który pojawił się na ekranie komputera, gdy zobaczyła jego błyszczące oczy zaśmiała się. - Chyba już wybraliśmy, prawda? - pokiwał entuzjastycznie głową. Odłożyła laptopa.
- Trzeba oczywiście uczcić, że dołączył do nas ktoś nowy... - zaczął Daemon. - Kto idzie po alkohol?
- Zawsze wiedziałam, że tobie chodzi tylko o imprezy. - Rage teatralnie westchnęła.
- A tobie nie? - uniósł brwi spoglądając na mnie.
- Nie zmieniaj tematu. Mówiliśmy o tobie, a nie o mnie. Wszyscy wiem, że będziesz szybciej pijany ode mnie.
- Tak, ale na pewno nie dlatego, że ty pijesz mniej...
- Czy ja coś takiego mówiłam. Ty po prostu masz słabszą głowę.
- Albo mniejszą wprawę.
- Jak kto woli.
***
Pod dom w którym mieszkała podjechało zielone Mitsubishi Eclipse. Od razu rozpoznała samochód Blackness i wypadła z domu po drodze zgarniając telefon i kluczyki do samochodu. Nie spodziewała się, że przyjedzie do niej, bo wszyscy mieli się spotkać na miejscu.
Wyszła z domu i podeszła do brunetki, która czekała na nią oparta o swój samochód. Nie miała zbyt zadowolonej miny co tłumaczyło jej przyjazd do tego domu. W moim CV muszę dodać nową profesję – Pocieszacz strapionych.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytała. O ku*wa zaczynam gadać jak psycholog.
- Moja matka wychodzi za mąż. - westchnęła.
- I co w związku z tym?
- Wiesz normalnie bym się tylko dziwiła, że dożyłam tego momentu, ale... - zrobiła krótką przerwę i dokończyła szybko. - Ona wychodzi za twojego ojca.
- Co do ku*wy nędzy?!
- Też się zdziwiłam.
- Możesz mi wytłumaczyć dlaczego ja dowiaduje się o tym ostatnia?
- Wiesz ja dowiedziałam się przed wyjściem i od razu przyjechałam do ciebie.
- Pocieszające. - warknęła Rage. - Wiedziałam, że się z kimś spotyka, ale tak wyszło, że gdy chciał mnie z nią poznać ja nie miałam czasu. Uznałam, że to i tak jedna z tych z którymi jest przez chwilę i po tym już z nimi kończy.
- Witaj w klubie. - mruknęła Blackness. - Jedźmy już. Pogadamy później.
Rage wsiadła do swojego samochodu i włączyła muzykę
...Crawling in my skin
These wounds, they will not heal
Fear is how I fall
Confusing what is real...*
Ruszyła a zaraz za nią jechała jej przyjaciółka. Jej humor został popsuty i miała ochotę go poprawić a mogły to zrobić dwie rzeczy. Wygrany wyścig lub udana akcja. Oczywiście zdolna do tego była też muzyka...
Gdy stanęła na światłach obok niej stanął chłopak którego kochała z całego serca. Był znany jako Hades. Miał białe włosy, nie platynowe jak Malfoy czy siwe jak staruszek. Po prostu białe. Był posiadaczem niemal czarnych oczu w które większość dziewczyn potrafiła się wpatrywać bez końca. Ona była tą mniejszością. Chłopak był wysoki i szczupły o ostrych rysach twarzy. Jeździł białym Ferrari 458 Italia i jeszcze nigdy gdy razem się ścigali nie można było rozstrzygnąć kto wygrał. Nienawidzili się jeszcze bardziej niż ona z Malfoy'em.
- Szykuj się na przegraną. - warknął w jej stronę, a dziewczyna siedząca obok niego zachichotała. Oczywiście typ Słodka Idiotka. Jak mogłoby być inaczej.
- Mówisz tak za każdym razem. Jakoś jeszcze nigdy nie spełniłeś swojej groźby – prychnęła.
- Dzisiaj będzie inaczej.
- Powtarzasz się, kochanie. - Ruszyła, bo w tym momencie pojawiło się zielone światło. Otworzyła jeszcze okno i na pożegnanie wystawiła przez nie rękę pokazując Hadesowi środkowy palec.
Już z trochę lepszym humorem dotarła na miejsce wyścigów. Słyszała mieszającą się muzykę, ponieważ z każdego auta można było usłyszeć inną. Widziała dziewczyny, które pokazywały o wiele więcej niż powinny oraz facetów, którzy z nimi flirtowali lub przechadzali się od samochodu do samochodu.
Ona jakimś cudem przejechała przez tłum i dotarła na miejsce gdzie zawsze zbierała się cała ich ekipa. Byli tam już wszyscy oprócz Industrii, który miał coś do załatwienia i nie mógł dzisiaj przyjechać. Po kilku minutach podszedł do nich Yom.
Yom ze względu na kontuzje nogi, jakiej doznał podczas wyścigu, gdy z prędkością dwustu kilometrów na godzinę uderzył w ścianę, nie bierze już udziału w wyścigach, zamiast tego samemu je organizując. Organizuje również inne zawody, których celem są zakłady, w tym m.in. wyścigi motorówek.
- No to kto się dzisiaj ściga? - zapytał ich odsuwając megafon od ust. Gdy Rage chciała już powiedzieć że ona przerwał jej mówiąc. - Oczywiście wiem, że ty. Pytam reszty twoich przyjaciół. - jedyną reakcją na jego słowa było prychnięcie. Gdy już skończył rozmowę z pozostałymi znowu zwrócił się do rudowłosej. - Hades już na ciebie czeka. Stawka tak jak zawsze, samochód oraz dwa patole. Mam nadzieję, że w końcu ktoś wygra.
Rage podjechała na pas startowy. Tak jak mówił Jom Hades już na nią czekał. Zmierzyli się wzrokiem, a ona odwróciła wzrok by spojrzeć na Yoma, który powiedział lekko znudzonym tonem:
- Zwycięzca zwija forsę i auto przeciwnika. - Po chwili wrzasnął za siebie. - Ludzie złazić z trasy do cholery!
Dwie dziewczyny dały im nawigację, aby jechali dobrą trasą. Jej osobiście zdarzyło się kiedyś zjechać z trasy co mogłoby się skończyć przegraną, ale – swoim sposobem – wróciła na nią i wygrała wyścig. Jej kochane auto miało potem trochę zmaltretowaną maskę ale Dexter sprawił, że znów jej samochód wyglądał jak nowy.
Na tor wszedł jakiś brunet z azjatycką urodą i bronią w ręku. Gdy usłyszeli huk wystrzału ruszyli z miejsca omijając bruneta, który od razu potem zszedł z drogi. Dwa samochody zniknęły za zakrętem.
- Oczywiście ruch nie jest zamknięty. - wrzasnął za nimi Yom. - Ale to chyba wiecie.
Dexter i Daemon wymienili rozbawione spojrzenia. Rage ścigała się z Hadesem już tyle razy, że spodziewała się przeróżnych tras. Raz musieli sobie wybrać partnerów, którzy pomogliby im w wygraniu wyścigu – nie mógł to być nikt z ich przyjaciół. Choć jakiś chłopaka dał prowadzenie Hadesowi nie udało mu się go utrzymać, bo Lily wyrównała się z nim tuż przed końcem.
Lily, gdy zauważyła dziesiątki aut, które jechały prostopadle do nich nie była za bardzo zdziwiona. Po Yomie można się było tego spodziewać. Jakimś cudem udało jej się przejechać przez sznur samochodów chodź nie obyło się bez szkód. Oczywiście uszkodzone były przypadkowe samochody, a nie jej nissan. Kilka metrów przed zakrętem usłyszała kobiecy głos:
- Skręć w lewo. - Wciskając sprzęgło zaciągnęła ręczny i wjechała w wąską uliczkę. W lusterku zauważyła, że Hades siedzi jej na ogonie i to dosłownie. Przyśpieszyła. Miała zamiar w końcu wygrać z nim wyścig.
Zza zakrętu wyłoniły się dwa samochody. Czarny nissan miał przewagę nad białym ferrari, małą ale przewagę. Okazało się, że na ostatnich metrach trasy był wylane olej. Rage w porę to zauważyła i udało jej się zapanować nad samochodem. Hades jednak nie miał tyle szczęścia i skończyło się zjechaniem z trasy.
Lily przekroczyła linię mety i obróciła swój samochód w stronę z której przyjechała. Ominęła gratulujących jej wygranej i podeszła do samochodu obok którego stał Hades.
- Nic ci się nie stało kochanie? - kątem oka spostrzegła jak chłopak podnosi brwi. - Nie martw się nie mówię do ciebie tylko do mojego – wypowiedziała to słowo z naciskiem. - samochodu. - Wyciągnęła rękę na którą on niechętnie położył kluczyki. - Interesy z tobą to sama przyjemność.
- Serpent. - rzuciła kluczyki w stronę chłopaka. - Pomożesz mi później zaprowadzić samochód do mojego garażu. Ja nie mogę prowadzić dwóch naraz, a twój samochód – jak słyszałam – jest jeszcze dopracowywany.
- Luda mówił, że powinniśmy skończyć jutro.- powiedział chowając kluczyki do kieszeni czarnych jeansów.
- Czyli będziesz się mógł ścigać... - mruknęła z błyskiem w oku.
- Rage nawet o tym nie myśl. - zaśmiał się ktoś obok niej. Okazało się, że to Daemon. - Chcesz pozbawić Serpenta samochodu od razu po tym jak go dostał.
- Nie pomyślałeś o tym, że mogłabym się z nim ścigać tylko dla poczucia adrenaliny. Oczywiście na nie zamkniętej drodze. Albo dla satysfakcji, że kogoś pokonałam...
- Wątpię. - gdy usłyszał prychnięcie zaśmiał się. - Martw się lepiej o to abyś nie skończyła jako trup bo gdyby spojrzenie mogło zabijać już dawno leżałabyś martwa, a twoim zabójcom byłyby Hades.
- Wiesz gdy spojrzenie mogło zabijać to on byłby martwy już kilkaset razy a ty razem z nim.
- Też cię kocham.
***
Cała ekipa wpadła do klubu, który należał do jednego z nich, który był nieobecny. Zdążyli tylko usiąść przy stoliku, który zawsze zajmowali, gdy zadzwonił telefon jednego z nich – Daemona. Po krótkiej rozmowie ogłosił ściszonym głosem:
- Dzwonił Industria. Jest akcja. Potrzebni trzej kierowcy i do tego jeszcze trzy osoby. Na pewno jedzie Rage, bo potrzebny nam ktoś do ciężkiej roboty. - Dziewczyna mruknęłam pod nosem coś co brzmiało jak „Dzięki”. - Kto jeszcze jedzie?
- Prościej by było zapytać kto nie jedzie. - rzuciła Peggy. - Ja mogę zostać i umierać z tęsknoty. Mam nadzieję, że zobaczę was wszystkich po powrocie. - zaśmiała się. - Raczej nie będzie wam potrzebny haker.
- Nie martw się nie będziesz kompletnie wykluczona. Serpent szykuj się na pierwszą akcje. - Daemon poklepał chłopaka po ramieniu. - Będziesz kierowcą tak jak Luda i ja.
- A teraz w skrócie wytłumacz o co chodzi. - powiedziała Rage spokojnie. - Uwielbiam wykonywać moją brudną robotę.
***
Serpent obserwował jak Luda wraz z Blackness odjeżdżają z dwoma nowymi samochodami. Teraz do tego przygotowywali się Daemon i Dexter. Ten pierwszy kierował, a drugi chłopak musiał odpowiednio zaczepić się o hak.
Największą uwagę jednak zwrócił na Rage. Właśnie była w połowie odczepiania lawety od ciężarówki. Na tej też stały dwa samochody.
Gdy odjechały też te dwa samochody kierowca ciężarówki zorientował się, że coś jest nie tak. Zaczął hamować, a Serpent, który zorientował się trochę późno musiał wrzucić wsteczny. Jego zadanie polegało na przewozie Rage, która przy ostrym hamowaniu ledwo się utrzymała i teraz wisiała na jednej ręce.
Gdy kierowca już się zatrzymał i zaczął wychodzić z wozu Scorpiusowi udało się podjechać do dziewczyny, która wślizgnęła się przez okno do środka samochodu. Szybko odjechali z miejsca zdarzenia i skierowali się do miejsca w którym byli umówieni ze wszystkimi.
Lily wyciągnęła ze schowka jakąś płytę i włączyła muzykę.
...You are my nemsis
The one I can resist
I got a one-track mind...**
- Nie wiedziałem, że słuchasz takiej muzyki. - rzucił, gdy stali na czerwonym świetle.
- Nie mogłeś wiedzieć w końcu nie jesteśmy przyjaciółmi. A poza tym w szkole nie wyglądam jak ktoś kto słucha takiego typu muzyki. Chodzę w jeansach i rozciągniętych swetrach co robi ze mnie bardzo zwykłą osobę, która jest grzeczna i prawie nigdy nie ląduje na szlabanach. - zaśmiała się Rage.
- Krytykujesz sama siebie. - uniósł brwi.
- Ja nie krytykuje siebie tylko tą osobę, którą udawałam przez pięć lat w Hogwarcie. W tym roku to się zmieni.
- Niby dlaczego?
- Postanowiliśmy się ujawnić.
- Postanowiliśmy? Liczba mnoga. To ktoś z naszej ekipy jeszcze chodzi do Hogwartu?
- Zapomniałam, że jesteś mało spostrzegawczy. - westchnęła. - Blackness i Luda. Kiedyś chodził też Industria. Był na tym samym roku co mój brat – Jim. Blackness jest w Hufflepuffie, Luda w Ravenclawie.
- Lude chyba kojarzę, ale Blackness za cholerę nie mogę sobie przypomnieć.
- Nic dziwnego. W Hogwarcie możesz ją zobaczyć tylko w związanych w koka włosach i szacie szkolnej. Chyba nikt nie zobaczył jej w mugolski ciuchach w szkole. Uważa, że zaśmiecanie sobie szafy takimi przebraniami to tylko tracenie miejsca w które możesz wepchnąć jakieś nowe bluzki. - widząc jego lekko zdziwioną minę wytłumaczyła. - Jeżeli chodzi o te przebrania to chodzi o takie w stylu moich ubrań które noszę w Hogwarcie. Nie tych w których widzisz mnie teraz niemal codziennie.
- Czyli mam się przyzwyczaić do faktu, że będę cię tak teraz widział przez kolejne cztery miesiące?
- Na to wychodzi.
***
Gdy weszła do domu była zdziwiona, gdy zobaczyła światło w salonie. Weszła do niego i zobaczyła swojego ojca, który siedział na fotelu z kubkiem kawy w ręce. Gdy pojawiła się w pomieszczeniu spojrzał na nią zmęczonymi od niewyspania oczami.
- Usiądź. Chciałbym z tobą porozmawiać. - powiedział odstawiając kubek na stolik. Chyba naczytał się ulotek „Jak ujawnić się rodzicom” tylko zmieni to na „Jak ujawnić się dzieciom”.
- Chodzi ci oto, że się żenisz. - bardziej stwierdziła niż spytała. - Cieszę się, że w końcu postanowiłeś mi o tym powiedzieć.
- Sk... Znaczy się tak, właśnie o to chodzi. - szybko się poprawił, ale ona i tak to zauważyła.
- Dowiedziałam się od córki twojej wybranki. - jej głos był wyprany z jakichkolwiek emocji. Mogła być zadowolona z tego, że będzie mieszkać z Blackness, ale fajnie by było gdyby ojciec choć wspomniał, że to jednak coś poważnego, a nie przelotny romans.
- Nie chciałem zapeszać. - powiedział jakby czytając w jej myślach. - Ślub weźmiemy szybko, bo jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. Nie chcemy żebyście opuścili lekcje. Możesz zaprosić jakąś swoją znajomą czy znajomego. Oczywiście z osobą towarzyszącą. - przerwał, ale po chwili postanowił kontynuować. - Chciałbym abyś była jutro rano w domu, bo przyjedzie do nas Ariana - moja narzeczona – oraz jej dzieci.
- Dobrze. Mogę już iść jestem zmęczona? - Gdy jej ojciec skinął głową wstała i skierowała kroki do swojego pokoju. Wcale nie była zmęczona chciał po prostu już iść do siebie. Na wysłuchiwanie o ślubie miała jeszcze miesiąc. Tyle jej wystarczy.
Gdy weszła do pokoju nie zawracała sobie głowy włączaniem światła. Rzuciła się na łóżko i wyciągnęła z kieszeni telefon.
Nie! Nie! Nie! Błagam powiedz mi, że on się tu nie wprowadzi!
Odpowiedź od Blackness przyszła po chwili.
Nie mogę ci tego powiedzieć, ale napisać też nie. Jutro się spotkacie.
Czy twój brat musi być takim pieprzonym idiotą.
Jak widać musi. Jeżeli może cię to pocieszyć on nie wie, że wprowadzamy się akurat do twojego ojca.
Jakoś wcale nie napawa mnie to entuzjazmem...
***
Gdy Rage rano się obudziła nikt jeszcze nie przyjechał co było pewnie spowodowane późnym wstawaniem Blackness. To, że nie było ich jeszcze o dziesiątej wcale jej nie zdziwiło.
Wstała, wyjęła ubrania z szafy i poszła do łazienki. Wzięła prysznic i zaczęła się ubierać. Założyła krótkie, jeansowe spodenki, czarną bluzkę z krótkim rękawem, która odsłaniała jej prawe ramię oraz czarne sandały na koturnie. Rozczesał swoje rude włosy i zrobiła makijaż.
Dzisiejszy należał do takich w których większość ludzi nie miała ochoty wychodzić z domu, bo na dworze panował niemiłosierny upał. Osoby, które musiały iść do pracy szybko wsiadały do swoich samochodów z klimatyzacją i odjeżdżały tak, że upał panujący na zewnątrz nie zdążył nawet zbyt wywrzeć na nich wrażenie. Reszta mieszkańców Londynu siedziała w swoich domach i mieszkaniach nawet nie wystawiając ręki poza okno.
Lily zdążyła wyjść z łazienki kiedy usłyszała wołanie ojca, który kazał jej zejść na dół. Wyszła z pokoju i powoli zeszła do hallu stukając obcasami na schodach. Przez to, że były wykonane z szkła schodząc po nich mogło się wydawać, że idzie się w powietrzu.
Gdy już była na dole stanęła obok ojca, który oczywiście zaczął nas sobie przedstawiać nieświadomy tego, że znam dwójkę z tego towarzystwa aż za dobrze.
- Lily poznaj Arianę moją narzeczoną oraz jej dzieci Jeremiego i Chloe. - Lily musiała się chwilę zastanowić kto to Chloe ponieważ imiona i nazwiska osób z ekipy nie były przeze nią używane od... Od dawna. - Mam nadzieję, że będziecie się dobrze dogadywać. - Mylisz się tatusiu... Bynajmniej w połowie. Z jedną osobą mogę się dogadać z drugą nie za bardzo.
- Bądźcie dzisiaj popołudniu w domu ponieważ wraz z Harrym zaprosiliśmy naszą bliską rodzinę na obiad. - powiedziała Ariana. Super cały dzień wycięty z życiorysu przemknęło przez myśl Rage. Miała już iść do swojego pokoju, gdy usłyszała głos swojego ojca, który kazał jej zaprowadzić pozostałą dwójkę do pokoi z których mieli wybrać sobie jeden dla siebie.
- Mam nadzieję, że twój brat zamieszka po drugiej stronie domu. Jak najdalej od mojego pokoju. - szepnęła do Blackness gdy wchodzili po schodach.
- Nadzieja matką głupich. - zaśmiała się brunetka.
- Pieprz się. - Gdy stanęli przed rzędem drzwi powiedziała. - Wybierzcie coś dla siebie. Ja wracam do siebie. - Odwróciła się i weszła do pokoju, ale nim zamknęła drzwi zdążyła usłyszeć słowa Hadesa.
- Mogłaś mi powiedzieć, że matka żeni się akurat z jej ojcem.

- Cieszę się tak samo jak ty z tego powodu. - krzyknęła jeszcze i trzasnęła teatralnie drzwiami by potem rzucić się na swoje łóżko.

* Linkin Park - Crawling
** Papa Roach - One Track Mind
Mia Land of Grafic