Zapraszam
do czytania mojego nowego opowiadania unwanted-story.blogspot.com i przepraszam, że rozdział
taki krótki, ale 13 to jednak pechowa liczba :D
***
-
Lils jedź po naszego kochanego brata. Miał być tu o dziesiątej, a
zaraz będzie dziesiąta, ale w nocy. - James wpadł do pokoju Rage z
niezbyt zadowoloną miną i stanął przy drzwiach oparty plecami o
ścianę.
-
A czy ty nie możesz ruszyć swojego szanownego tyłka i pojechać po
niego? - zapytała Lily, która wyglądała jak ktoś, kto miał
zupełnie inne plany na wieczór.
-
Nie, ponieważ mam coś do zrobienia.
-
Pff... Pewnie twoim „zajęciem” będzie leżenie na kanapie. -
prychnęła.
-
Bardzo się cieszę, że po niego pojedziesz. - uśmiechnął się
złośliwie. - Jak myślisz, skąd najłatwiej wytrzasnąć
bożonarodzeniowe potrawy?
-
Błagam cię, nie mów mi, że wszyscy przychodzą do nas na święta.
-
Myślisz, że Ramsay ma skrzata domowego?
-
Skąd mam do cholery wiedzieć? Lepiej powiedz mi po co ci skrzat.
-
Zastanówmy się... Do czego może być mi potrzebny skrzat? - brunet
potarł, niby w zamyśleniu, brodę. - Ktoś w końcu musi ugotować
te wszystkie potrawy. No chyba, że ty odkryjesz w sobie talent
kulinarny.
-
Lepiej poszukaj skrzata. - rzuciła Rage i wyszła ze swojego pokoju
kierując się w stronę wyjścia z domu.
Kiedy
już znalazła się w środku swojego samochodu i wyjechała spod
domu odezwał się
jej telefon. Odebrała go, włączyła tryb głośnomówiący i
odłożyła komórkę tak, aby nie przeszkadzała jej w jeździe.
-
Rage musimy się natychmiast spotkać. - usłyszała wydobywający
się z telefonu głos Blackness.
-
Dopiero co wyszłam z domu. Nie mam zamiaru się wracać.
-
Myślisz, że gdybym była w domu to bym do ciebie dzwoniła?
Spotkajmy się w...
-
Czekaj. Nie możemy o tym porozmawiać jak spotkamy się w klubie?
Teraz nie za bardzo mogę się z tobą spotkać, bo jadę po Albusa.
-
No to pa. Zobaczymy się u niego pod domem.
-
Wiesz w ogóle gdzie on mieszka?
-
W domu?
-
A ja przez całe życie żyłam w błędzie myśląc, że od mostem.
Ulica B507 numer 15.
***
-
I tu niby mieszka twój szanowny braciszek? - zapytała Blackness
stojąca obok Rage przy samochodzie tej drugiej. Obie dziewczyny
wpatrywały się w blok z czerwonej cegły.
-
Tia... -mruknęła Lily i sięgnęła po swoją różdżkę, która
znajdowała się w samochodzie.
-
Różdżka chyba nie będzie nam zbyt potrzebna. Wiesz mugole i tak
dalej.
-
Fakt. - rudowłosa włożyła różdżkę do kieszeni tam gdzie
zwykle ją trzymała, a mugolską broń wsunęła za pasek tak aby
mieć do niej łatwy dostęp.
-
Chodź, bo mam ci trochę do opowiedzenia, a jeszcze Industria
umyślił sobie to zebranie.
Rage
i Blackness ruszyły w stronę wejścia do budynku, a gdy już były
w środku zaczęły się wspinać po schodach. Zatrzymały się
dopiero na czwartym piętrze przed środkowymi drzwiami.
-
Ehh... Przydałoby się zachować resztki kultury. - westchnęła
Rage i zapukała, a właściwie uderzyła kilka razy w drzwi otwartą
dłonią. Pomimo, że na korytarzu było cicho rudowłosa była
niemal pewna, że w środku muzyka jest tak głośna, że zagłusza
nawet myśli. W końcu od czego są zaklęcia wyciszające.
Po
dłużej chwili drzwi w końcu się otworzyły i stanął w nich
wysoki blondyn z czterodniowym zarostem. Jego jasne, trochę
przydługie włosy były rozczochrane, a niebieskie oczy podkrążone.
Ubrany był w poprzecierane jeansy i obcisły, biały top bez
rękawów. Chłopak chwiał się i na kilometr waliło od niego
alkoholem.
-
Alex, gdzie jest Albus? - zapytała Lily i wepchnęła chłopaka do
mieszkania wchodząc zaraz za nim razem z Blackness, która zamknęła
za nimi drzwi. Od razu uderzył w nich zapach stęchlizny oraz
alkoholu.
-
Albus, Albus... - mruczał pod nosem. - O to ty Lily! Dawno cię tu
nie było! - zawołał chłopak, a Rage miała ochotę uderzyć głową
w ścianę. Czy zna ktoś większego idiotę od Alexa Lewisa?
-
To ty sobie z nim pogadaj, a ja poszukam twojego brata. - mruknęła
Blackness i ruszyła w głąb mieszkania, z którego dobiegała
muzyka stłumiona przez zamknięte drzwi.
-
Albus wyszedł z domu po dwunastej. - odezwał się Alex kiedy
brunetka miała już wejść do pokoju, który najprawdopodobniej był
salonem. Chociaż w tym przypadku można go było nazwać pokojem
imprez.
-
Ku*wa mać. Kolejny zaginął w akcji. - mruknęła pod nosem Rage.
-
Wiesz Lily gdybyś była milsza mógłbym ci powiedzieć coś
więcej. - mruknął blondyn z, jego zdaniem, uwodzicielskim
uśmiechem i wyciągnął rękę by objąć ją w tali.
-
Uwierz mi potrafię być bardzo miła, gdy mam na to ochotę. -
warknęła Potter i wykręciła mu rękę. Na jej korzyść działał
fakt, że chłopak był pod wpływem alkoholu, więc nie miał zbyt
sprawnych ruchów. Pewnie gdyby był trzeźwy, chociażby wykręcenie
mu ręki, nie byłoby takie proste. Nie wyglądał na kogoś kto
dałby się powalić dziewczynie.
-
Uuu ostra. Lubię takie. - zaśmiał się, a Rage zarumieniła się
lekko ze złości. Pieprzony ch*j.
-
Mów wszystko co wiesz o tym gdzie może być Albus. - warknęła
jeszcze bardziej wyginając mu rękę oraz naciskając na kciuka
wyginając go do wewnątrz.
-
Wiesz... Może być wszędzie. Równie dobrze gdzieś na obrzeżach
miasta jak i na Karaibach. Chociaż do jego „przyjaciół”
takie miejsca jak Karaiby niezbyt pasują.
-
O jakich przyjaciołach mówisz? - zapytała Blackness uprzedzając
rudowłosą.
-
Taka dwójka ze wschodu, kotku. Wątpię, aby ci się spodobali. Ja
jestem o wiele lepszy w tych sprawach. - poruszył brwiami w górę i
w dół. Zaraz z nim ku*wa zwariuje. Na szczęście za chwilę
powinien się wygadać.
-
Jaka dwójka? - zapytała Rage w miarę spokojnie.
-
Handlują tym i tamtym. Właściwie każdy od nich kupuje. W końcu
kto w tych czasach nie ma interesów z Rosjanami?
***
-
Mamy tu sterczeć jeszcze przez...
-
Koło pięciu minut. - powiedziała Rage, która siedziała razem z
Blackness w swoim samochodzie, zaparkowanym między drzewami
niedaleko miejsca, w którym Aleksiej – jeden z dwójki Rosjan –
miał się spotkać ze swoim klientem.
-
Mam nadzieję, że przyjedzie wcześniej, bo umrę z nudów. Zresztą
nie tylko ja. - westchnęła Blackness. - Jedynie Peggy się nie
nudzi.
-
Skąd ta pewność?
-
Wiesz... Ona przynajmniej coś robi.
-
Możliwe, że... - Lily umilkła, bo koło nich przejechał czarny
jeep i ruszył w stronę miejsca o którym dziewczyny siedzące w
Nissanie dowiedziały się od Daemona.
-
Okay, jeden już przyjechał. Teraz jeszcze drugi. - szepnęła
brunetka, jakby mężczyzna, który nie dawno przejechał obok nich
miał ją usłyszeć.
Lily
dotknęła ramienia siedzącej obok niej dziewczyny, po czym wskazała
na okno po swojej stronie przez które można było zobaczyć
granatowy, trochę zmaltretowany samochód częściowo przesłonięty
drzewami.
-
No to powodzenia Rage. - zaśmiała się cicho Blackness.
-
Czemu zawsze ja?
-
Twój brat, gdyby to była moja matka to...
Lily
westchnęła i wyciągnęła różdżkę z kieszeni. Rzuciła na
siebie zaklęcie, które stłumi jej kroki, gdy zacznie się skradać,
po czym narzuciła na siebie pelerynę-niewidkę.
Kiedy
wyszła z samochodu ucieszyła się, że w tym roku śnieg nie miał
w planach się pokazać, ponieważ przez swoje odciski na pewno by
się zdradziła. Dziś jednak jedyne co można było zauważyć to
uginające się pod jej ciężarem liście oraz drobne gałązki.
Rage
szła szybkim krokiem w stronę polany, na której znajdowali się
Aleksiej i jego klient. Na razie nie musiała się martwić o to, że
mężczyźni zauważą jej kroki. Choć były one słabo widoczne to
osoby, które zwracały uwagę na szczegóły mogły je dojrzeć z
łatwością.
Kiedy
ujrzała już polanę od razu rzucił jej się w oczy rosły
mężczyzna, którego twarz była oświetlona przez światło
księżyca, a promienie Srebrnego Globu odbijały się od łysej
głowy faceta. Miał on koło dwóch metrów wzrostu i nie wyglądał
na osobę, która omijała siłownie szerokim łukiem. Jego twarz
była przecięta przez bliznę, która ciągnęła się od ucha,
przez policzek, do krawędzi kwadratowego podbródka.
Lily
nawet nie przyglądała się drugiemu mężczyźnie tylko ruszyła w
stronę czarnego samochodu należącego do Aleksieja. Miała o tyle
ułatwione zadanie, że jeep znajdował się tuż przy wyjeździe z
okrągłej polany i był oddalony o kilka metrów od dwójki mężczyzn
pochłoniętych... Rozmową.
Rage
powoli podeszła do auta i pomimo tego, że miała coś do zrobienie
postanowiła mu się przyjrzeć. Choć odrobinę. Czarny samochód
okazał się Jeepem Grand Cherokee. Opony samochodu były wymienione
na takie, które pozwalały na jazdę nawet gdyby zostały
przestrzelone. Samochód na pewno został przerobiony, więc prędkość
245 km/h odeszła w zapomnienie.
Potter
odwróciła wzrok od auta i podeszła do niego jeszcze bliżej, po
czym opadła na kolana. Jej zadaniem, było jedynie podrzucenie
nadajnika, ponieważ nie chcieli ryzykować, że stracą samochód z
oczu i nie dotrą do kryjówki mężczyzn. Peggy niby próbowała
znaleźć jakieś informacje o tym, gdzie mieszkają, ale nie szło
jej to zbyt dobrze. Daemonowi zresztą też nie.
Kiedy
już pozbyła się nadajnika wstała i ruszyła w drogę powrotną,
by jak najszybciej znaleźć się w Nissanie. W końcu dwójka
mężczyzn mogła w każdej chwili odjechać, a Rage musiała jeszcze
powiadomić Peggy, która miała za zadanie uruchomić nadajnik.
Lily
cały czas oddalając się słyszała za sobą głosy mężczyzn, a
właściwie jeden głos, którego właścicielem na pewno nie był
Aleksiej. Co dziwne Rage kojarzyła skąd ten głos, ale za cholerę
nie mogła sobie przypomnieć do kogo należał.
***
-
Można się było spodziewać, że będą mieszkać w czymś takim. -
powiedziała Blackness, gdy zatrzymały się niedaleko domu przed
którym zaparkował Aleksiej. Była to pokaźna, dwupiętrowa willa.
Przez której okna nie można było zobaczyć nic. No chyba, że
odbijające się w nich światło księżyca można było uznać za
„coś”.
-
Jak myślisz jest tu? - zapytała Rage.
-
Możliwe.
-
Możliwe?
-
Wiesz... Równie dobrze mogą go trzymać w jakimś pustostanie na
obrzeżach miasta, ale to jest ta bardziej ekstremalna wersja.
-
Jak ja kocham ekstremalne wersje. - prychnęła Lily i wyciągnęła
telefon z kieszeni, po czym wybrała numer Serpenta. Chłopak odebrał
po kilkunastu sekundach.
-
Czego dusza pragnie?
-
Jak idzie Peggy?
-
Nasza prędkość jest doprawdy zawrotna. Właśnie oglądamy
sobie czarny ekran.
-
Rozumiem, że jest sporo zabezpieczeń.
-
Tak, jest w ch*j zabezpieczeń, ale przeszliśmy już przez ponad
połowę. A przynajmniej tak mi się wydaję.
-
Czyli trochę sobie poczekamy. Zadzwoń jak...
-
Czekaj chwilę. Chyba zbliżamy się do mety.
Przez
chwilę w słuchawce dało się słyszeć szepty, a potem cichy
tryumfalny okrzyk, który najprawdopodobniej wydała zadowolona z
siebie Peggy.
-
Okay możecie robić co wam się rzewnie podoba. Kamery i brama są
nasze.
Rage
rozłączyła się i schowała telefon z powrotem do kieszeni, po
czym spojrzała na Blackness wyciągającą broń ze schowka i
podającą jeden pistolet rudowłosej.
-
Wątpię, aby peleryna nam się przydała. - westchnęła Lily i
rzuciła srebrny materiał w miejsce w którym jeszcze przed chwilą
była schowana ich broń teraz znajdująca się za paskami spodni
dziewczyn.
-
Ta... Ale zaklęcie oślepiające nigdy nie zaszkodzi. - wyszczerzyła
się brunetka i wyciągnęła różdżkę, po czym rzuciła na siebie
i towarzyszącą jej dziewczynę odpowiednie zaklęcie.
-
Ehh... Conjunctivitis zawsze przydatny. Chociaż wolę, gdy to
ja je rzucam, a nie gdy moje ciało oślepia innych.
-
Jakoś przeżyjesz. Ciesz się, że możesz na mnie patrzeć.
-
Błagam nie komplementuj sama siebie w takiej sytuacji.
-
Jakiej sytuacji? Na razie nic nie robimy.
-
To chwilowy stan rzeczy. - rzuciła Rage i wyszła z samochodu, a
zaraz za nią ruszyła Blackness nadal szczerząca się jak głupia.
-
Już się nie mogę doczekać, gdy ludzie będą krzyczeli na mój
widok.
-
Jesteś chora wiesz?
-
Rzadko to słyszę, ale doskonale o tym wiem. W końcu przebywam z
sobą non-stop.
-
Cieszę się, że ja nie muszę z tobą siedzieć przez całą dobę.
-
Och, nie jęcz.
-
Masz środek paraliżujący?
-
Gdzieś powinien być. - Blackness zaczęła przeszukiwać kieszenie
swoich spodni.
-
Błagam tylko nie mów, że wbiłaś go sobie w tyłek...
-
Wiesz nie jestem pewna.
-
Merlinie, z kim ja żyję?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz