niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 13

Zapraszam do czytania mojego nowego opowiadania unwanted-story.blogspot.com i przepraszam, że rozdział taki krótki, ale 13 to jednak pechowa liczba :D
***
- Lils jedź po naszego kochanego brata. Miał być tu o dziesiątej, a zaraz będzie dziesiąta, ale w nocy. - James wpadł do pokoju Rage z niezbyt zadowoloną miną i stanął przy drzwiach oparty plecami o ścianę.
- A czy ty nie możesz ruszyć swojego szanownego tyłka i pojechać po niego? - zapytała Lily, która wyglądała jak ktoś, kto miał zupełnie inne plany na wieczór.
- Nie, ponieważ mam coś do zrobienia.
- Pff... Pewnie twoim „zajęciem” będzie leżenie na kanapie. - prychnęła.
- Bardzo się cieszę, że po niego pojedziesz. - uśmiechnął się złośliwie. - Jak myślisz, skąd najłatwiej wytrzasnąć bożonarodzeniowe potrawy?
- Błagam cię, nie mów mi, że wszyscy przychodzą do nas na święta.
- Myślisz, że Ramsay ma skrzata domowego?
- Skąd mam do cholery wiedzieć? Lepiej powiedz mi po co ci skrzat.
- Zastanówmy się... Do czego może być mi potrzebny skrzat? - brunet potarł, niby w zamyśleniu, brodę. - Ktoś w końcu musi ugotować te wszystkie potrawy. No chyba, że ty odkryjesz w sobie talent kulinarny.
- Lepiej poszukaj skrzata. - rzuciła Rage i wyszła ze swojego pokoju kierując się w stronę wyjścia z domu.
Kiedy już znalazła się w środku swojego samochodu i wyjechała spod domu odezwał się jej telefon. Odebrała go, włączyła tryb głośnomówiący i odłożyła komórkę tak, aby nie przeszkadzała jej w jeździe.
- Rage musimy się natychmiast spotkać. - usłyszała wydobywający się z telefonu głos Blackness.
- Dopiero co wyszłam z domu. Nie mam zamiaru się wracać.
- Myślisz, że gdybym była w domu to bym do ciebie dzwoniła? Spotkajmy się w...
- Czekaj. Nie możemy o tym porozmawiać jak spotkamy się w klubie? Teraz nie za bardzo mogę się z tobą spotkać, bo jadę po Albusa.
- No to pa. Zobaczymy się u niego pod domem.
- Wiesz w ogóle gdzie on mieszka?
- W domu?
- A ja przez całe życie żyłam w błędzie myśląc, że od mostem. Ulica B507 numer 15.
***
- I tu niby mieszka twój szanowny braciszek? - zapytała Blackness stojąca obok Rage przy samochodzie tej drugiej. Obie dziewczyny wpatrywały się w blok z czerwonej cegły.
- Tia... -mruknęła Lily i sięgnęła po swoją różdżkę, która znajdowała się w samochodzie.
- Różdżka chyba nie będzie nam zbyt potrzebna. Wiesz mugole i tak dalej.
- Fakt. - rudowłosa włożyła różdżkę do kieszeni tam gdzie zwykle ją trzymała, a mugolską broń wsunęła za pasek tak aby mieć do niej łatwy dostęp.
- Chodź, bo mam ci trochę do opowiedzenia, a jeszcze Industria umyślił sobie to zebranie.
Rage i Blackness ruszyły w stronę wejścia do budynku, a gdy już były w środku zaczęły się wspinać po schodach. Zatrzymały się dopiero na czwartym piętrze przed środkowymi drzwiami.
- Ehh... Przydałoby się zachować resztki kultury. - westchnęła Rage i zapukała, a właściwie uderzyła kilka razy w drzwi otwartą dłonią. Pomimo, że na korytarzu było cicho rudowłosa była niemal pewna, że w środku muzyka jest tak głośna, że zagłusza nawet myśli. W końcu od czego są zaklęcia wyciszające.
Po dłużej chwili drzwi w końcu się otworzyły i stanął w nich wysoki blondyn z czterodniowym zarostem. Jego jasne, trochę przydługie włosy były rozczochrane, a niebieskie oczy podkrążone. Ubrany był w poprzecierane jeansy i obcisły, biały top bez rękawów. Chłopak chwiał się i na kilometr waliło od niego alkoholem.
- Alex, gdzie jest Albus? - zapytała Lily i wepchnęła chłopaka do mieszkania wchodząc zaraz za nim razem z Blackness, która zamknęła za nimi drzwi. Od razu uderzył w nich zapach stęchlizny oraz alkoholu.
- Albus, Albus... - mruczał pod nosem. - O to ty Lily! Dawno cię tu nie było! - zawołał chłopak, a Rage miała ochotę uderzyć głową w ścianę. Czy zna ktoś większego idiotę od Alexa Lewisa?
- To ty sobie z nim pogadaj, a ja poszukam twojego brata. - mruknęła Blackness i ruszyła w głąb mieszkania, z którego dobiegała muzyka stłumiona przez zamknięte drzwi.
- Albus wyszedł z domu po dwunastej. - odezwał się Alex kiedy brunetka miała już wejść do pokoju, który najprawdopodobniej był salonem. Chociaż w tym przypadku można go było nazwać pokojem imprez.
- Ku*wa mać. Kolejny zaginął w akcji. - mruknęła pod nosem Rage.
- Wiesz Lily gdybyś była milsza mógłbym ci powiedzieć coś więcej. - mruknął blondyn z, jego zdaniem, uwodzicielskim uśmiechem i wyciągnął rękę by objąć ją w tali.
- Uwierz mi potrafię być bardzo miła, gdy mam na to ochotę. - warknęła Potter i wykręciła mu rękę. Na jej korzyść działał fakt, że chłopak był pod wpływem alkoholu, więc nie miał zbyt sprawnych ruchów. Pewnie gdyby był trzeźwy, chociażby wykręcenie mu ręki, nie byłoby takie proste. Nie wyglądał na kogoś kto dałby się powalić dziewczynie.
- Uuu ostra. Lubię takie. - zaśmiał się, a Rage zarumieniła się lekko ze złości. Pieprzony ch*j.
- Mów wszystko co wiesz o tym gdzie może być Albus. - warknęła jeszcze bardziej wyginając mu rękę oraz naciskając na kciuka wyginając go do wewnątrz.
- Wiesz... Może być wszędzie. Równie dobrze gdzieś na obrzeżach miasta jak i na Karaibach. Chociaż do jego „przyjaciół” takie miejsca jak Karaiby niezbyt pasują.
- O jakich przyjaciołach mówisz? - zapytała Blackness uprzedzając rudowłosą.
- Taka dwójka ze wschodu, kotku. Wątpię, aby ci się spodobali. Ja jestem o wiele lepszy w tych sprawach. - poruszył brwiami w górę i w dół. Zaraz z nim ku*wa zwariuje. Na szczęście za chwilę powinien się wygadać.
- Jaka dwójka? - zapytała Rage w miarę spokojnie.
- Handlują tym i tamtym. Właściwie każdy od nich kupuje. W końcu kto w tych czasach nie ma interesów z Rosjanami?
***
- Mamy tu sterczeć jeszcze przez...
- Koło pięciu minut. - powiedziała Rage, która siedziała razem z Blackness w swoim samochodzie, zaparkowanym między drzewami niedaleko miejsca, w którym Aleksiej – jeden z dwójki Rosjan – miał się spotkać ze swoim klientem.
- Mam nadzieję, że przyjedzie wcześniej, bo umrę z nudów. Zresztą nie tylko ja. - westchnęła Blackness. - Jedynie Peggy się nie nudzi.
- Skąd ta pewność?
- Wiesz... Ona przynajmniej coś robi.
- Możliwe, że... - Lily umilkła, bo koło nich przejechał czarny jeep i ruszył w stronę miejsca o którym dziewczyny siedzące w Nissanie dowiedziały się od Daemona.
- Okay, jeden już przyjechał. Teraz jeszcze drugi. - szepnęła brunetka, jakby mężczyzna, który nie dawno przejechał obok nich miał ją usłyszeć.
Lily dotknęła ramienia siedzącej obok niej dziewczyny, po czym wskazała na okno po swojej stronie przez które można było zobaczyć granatowy, trochę zmaltretowany samochód częściowo przesłonięty drzewami.
- No to powodzenia Rage. - zaśmiała się cicho Blackness.
- Czemu zawsze ja?
- Twój brat, gdyby to była moja matka to...
Lily westchnęła i wyciągnęła różdżkę z kieszeni. Rzuciła na siebie zaklęcie, które stłumi jej kroki, gdy zacznie się skradać, po czym narzuciła na siebie pelerynę-niewidkę.
Kiedy wyszła z samochodu ucieszyła się, że w tym roku śnieg nie miał w planach się pokazać, ponieważ przez swoje odciski na pewno by się zdradziła. Dziś jednak jedyne co można było zauważyć to uginające się pod jej ciężarem liście oraz drobne gałązki.
Rage szła szybkim krokiem w stronę polany, na której znajdowali się Aleksiej i jego klient. Na razie nie musiała się martwić o to, że mężczyźni zauważą jej kroki. Choć były one słabo widoczne to osoby, które zwracały uwagę na szczegóły mogły je dojrzeć z łatwością.
Kiedy ujrzała już polanę od razu rzucił jej się w oczy rosły mężczyzna, którego twarz była oświetlona przez światło księżyca, a promienie Srebrnego Globu odbijały się od łysej głowy faceta. Miał on koło dwóch metrów wzrostu i nie wyglądał na osobę, która omijała siłownie szerokim łukiem. Jego twarz była przecięta przez bliznę, która ciągnęła się od ucha, przez policzek, do krawędzi kwadratowego podbródka.
Lily nawet nie przyglądała się drugiemu mężczyźnie tylko ruszyła w stronę czarnego samochodu należącego do Aleksieja. Miała o tyle ułatwione zadanie, że jeep znajdował się tuż przy wyjeździe z okrągłej polany i był oddalony o kilka metrów od dwójki mężczyzn pochłoniętych... Rozmową.
Rage powoli podeszła do auta i pomimo tego, że miała coś do zrobienie postanowiła mu się przyjrzeć. Choć odrobinę. Czarny samochód okazał się Jeepem Grand Cherokee. Opony samochodu były wymienione na takie, które pozwalały na jazdę nawet gdyby zostały przestrzelone. Samochód na pewno został przerobiony, więc prędkość 245 km/h odeszła w zapomnienie.
Potter odwróciła wzrok od auta i podeszła do niego jeszcze bliżej, po czym opadła na kolana. Jej zadaniem, było jedynie podrzucenie nadajnika, ponieważ nie chcieli ryzykować, że stracą samochód z oczu i nie dotrą do kryjówki mężczyzn. Peggy niby próbowała znaleźć jakieś informacje o tym, gdzie mieszkają, ale nie szło jej to zbyt dobrze. Daemonowi zresztą też nie.
Kiedy już pozbyła się nadajnika wstała i ruszyła w drogę powrotną, by jak najszybciej znaleźć się w Nissanie. W końcu dwójka mężczyzn mogła w każdej chwili odjechać, a Rage musiała jeszcze powiadomić Peggy, która miała za zadanie uruchomić nadajnik.
Lily cały czas oddalając się słyszała za sobą głosy mężczyzn, a właściwie jeden głos, którego właścicielem na pewno nie był Aleksiej. Co dziwne Rage kojarzyła skąd ten głos, ale za cholerę nie mogła sobie przypomnieć do kogo należał.
***
- Można się było spodziewać, że będą mieszkać w czymś takim. - powiedziała Blackness, gdy zatrzymały się niedaleko domu przed którym zaparkował Aleksiej. Była to pokaźna, dwupiętrowa willa. Przez której okna nie można było zobaczyć nic. No chyba, że odbijające się w nich światło księżyca można było uznać za „coś”.
- Jak myślisz jest tu? - zapytała Rage.
- Możliwe.
- Możliwe?
- Wiesz... Równie dobrze mogą go trzymać w jakimś pustostanie na obrzeżach miasta, ale to jest ta bardziej ekstremalna wersja.
- Jak ja kocham ekstremalne wersje. - prychnęła Lily i wyciągnęła telefon z kieszeni, po czym wybrała numer Serpenta. Chłopak odebrał po kilkunastu sekundach.
- Czego dusza pragnie?
- Jak idzie Peggy?
- Nasza prędkość jest doprawdy zawrotna. Właśnie oglądamy sobie czarny ekran.
- Rozumiem, że jest sporo zabezpieczeń.
- Tak, jest w ch*j zabezpieczeń, ale przeszliśmy już przez ponad połowę. A przynajmniej tak mi się wydaję.
- Czyli trochę sobie poczekamy. Zadzwoń jak...
- Czekaj chwilę. Chyba zbliżamy się do mety.
Przez chwilę w słuchawce dało się słyszeć szepty, a potem cichy tryumfalny okrzyk, który najprawdopodobniej wydała zadowolona z siebie Peggy.
- Okay możecie robić co wam się rzewnie podoba. Kamery i brama są nasze.
Rage rozłączyła się i schowała telefon z powrotem do kieszeni, po czym spojrzała na Blackness wyciągającą broń ze schowka i podającą jeden pistolet rudowłosej.
- Wątpię, aby peleryna nam się przydała. - westchnęła Lily i rzuciła srebrny materiał w miejsce w którym jeszcze przed chwilą była schowana ich broń teraz znajdująca się za paskami spodni dziewczyn.
- Ta... Ale zaklęcie oślepiające nigdy nie zaszkodzi. - wyszczerzyła się brunetka i wyciągnęła różdżkę, po czym rzuciła na siebie i towarzyszącą jej dziewczynę odpowiednie zaklęcie.
- Ehh... Conjunctivitis zawsze przydatny. Chociaż wolę, gdy to ja je rzucam, a nie gdy moje ciało oślepia innych.
- Jakoś przeżyjesz. Ciesz się, że możesz na mnie patrzeć.
- Błagam nie komplementuj sama siebie w takiej sytuacji.
- Jakiej sytuacji? Na razie nic nie robimy.
- To chwilowy stan rzeczy. - rzuciła Rage i wyszła z samochodu, a zaraz za nią ruszyła Blackness nadal szczerząca się jak głupia.
- Już się nie mogę doczekać, gdy ludzie będą krzyczeli na mój widok.
- Jesteś chora wiesz?
- Rzadko to słyszę, ale doskonale o tym wiem. W końcu przebywam z sobą non-stop.
- Cieszę się, że ja nie muszę z tobą siedzieć przez całą dobę.
- Och, nie jęcz.
- Masz środek paraliżujący?
- Gdzieś powinien być. - Blackness zaczęła przeszukiwać kieszenie swoich spodni.
- Błagam tylko nie mów, że wbiłaś go sobie w tyłek...
- Wiesz nie jestem pewna.
- Merlinie, z kim ja żyję?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic