sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 12

Wysoki, szczupły mężczyzna stał przy gotyckim oknie i wpatrywał się w nie zamyślony. Jedyne co można było zobaczyć za szybą to ciemne, nocne niebo oraz księżyc, który co jakiś czas był całkowicie zasłaniany przez ciężkie chmury zwiastujące śnieg.
- Panie, wszystko już przygotowane.
Do pokoju wszedł przysadzisty mężczyzna z przerzedzonymi, płowymi włosami, które były zaczesane tak, aby zasłaniały już kompletnie pozbawione włosów miejsca. Ubrany był w podniszczoną czarną szatę, która mocno opinała jego ramiona. Bystre, niebieskie oczy wpatrywały się z lekkim strachem w sylwetkę drugiego mężczyzny.
- Zaraz przyjdę. Muszę się przygotować. - powiedział wyniosłym tonem mężczyzna nadal stojący przy oknie. - Lepiej wracaj i pilnuj, by ci idioci niczego nie zniszczyli.
Kiedy niebieskooki wyszedł z pomieszczenia drugi mężczyzna odwrócił się, a jego twarz został oświetlona przez słabe światło, które docierało do komnaty przez uchylone drzwi.
Czarne oczy lustrowały pomieszczenie, a białe włosy poprzecinane czarnymi pasemkami spływały po ramionach sięgając już niemal ud mężczyzny. Usta same w sobie wąskie teraz były niemal nie widoczne, bo mężczyzna zacisnął je chyba nieświadomie, intensywnie nad czymś rozmyślając .
Po dłuższej chwili stania w jednym miejscu ruszył w stronę szafy stojącej w rogu pomieszczenia. Otworzył ją i wyjął z niej krwistoczerwoną szatę ozdobioną dziwnymi znakami, które przywodziły na myśl najgorsze rzeczy.
Białowłosy wyszedł przez uchylone drzwi i ruszył korytarzem. Na ścianach z szarego kamienia można było zobaczyć starodawne kinkiety. Posadzka była wykonana z jasnego marmuru.
Mężczyzna zatrzymał się dopiero gdy doszedł do jednej z surowych komnat pod ziemią. Była ona dość duża, ale nie znajdowało się w niej kompletnie nic. Na ścianach były cegły z których najprawdopodobniej zbudowany był cały budynek, a na podłodze marmur, który królował w całej rezydencji. Najbardziej w oczy rzucał się pentagram wyryty w posadzce.
- Możesz odejść. - powiedział białowłosy do mężczyzny, który wcześniej wszedł do jego komnaty, a teraz stał w całkowicie pustym pomieszczeniu. Niemal natychmiast wyszedł z niej i zamknął za sobą drzwi, a czarnooki mężczyzna został sam w komnacie.
Podszedł do wyrytego w marmurze symbolu, wyciągnął z kieszeni sztylet o srebrnym ostrzu i czarnej, zdobionej rękojeści, po czym przeciął nim opuszek, z którego zaczęła skapywać krew. Mężczyzna opadł na podłogę i przyłożył palec do pentagramu. Kiedy krew przestała już płynąć podniósł się, a symbol zaczął się jarzyć czerwonym, oślepiającym blaskiem. Białowłosy przymknął oczy i zaczął coś szeptać w niezrozumiałym języku.
Kiedy znów otworzył oczy ujrzał wysoką, kobietę o krótkich, ciemnych włosach. Jej oczy były czarne, całkowicie czarne. Wyglądało to tak jakby gałkę oczną zastąpiła kula, którą grało się w bilarda. Miała surową, ale piękną twarz o ostrych rysach i wydatnych kościach policzkowych. Mlecznobiała cera kontrastowała z ciemnymi szatami, które były tak luźne, że nie można było określić czy kobieta jest szczupła, czy może wręcz przeciwnie.
Mężczyzna wykrzywił swoje wargi w coś na kształt uśmiechu i spojrzał na stojącą przed nim kobietę. Mierzył ją przez jakiś czas wzrokiem i gdy miał się już odezwać przeszkodziła mu czarnowłosa.
- Dawno się nie widzieliśmy Lycorisie. - powiedziała kobieta dość niskim głosem. - Czyżbyś zapomniał o swojej starej przyjaciółce?
- Nie śmiałbym.
- Wiem doskonale czego ode mnie oczekujesz, ale nie wiem, czy warto jest to dla ciebie zrobić.
- Warto.
- I myślisz, że twe słowa mi wystarczą.
- Uważam, że tak. W końcu twe życie byłoby nudne bez moich pomysłów.
- Moje życie... - prychnęła. - Doskonale zdajesz sobie sprawę ile mam lat i ile jeszcze będę mogła zobaczyć. Twoje wybryki są dla mnie tym czym dla rodziców są drobne wpadki dzieci. Zaproponuj mi coś co będzie warte poświęcenia kilku moich pobratymców.
- Czego pragniesz? Zrobię wszystko by tylko pomścić Lucretie i by ma zdradziecka żona w końcu pożałowała swego czynu sprzed lat.
- Dobrze, a więc możemy teraz omówić szczegóły naszego układu...
***
Rage obudziło ciche stukanie, które okazało się dobijającą sową. Nikogo oprócz niej nie było w dormitorium więc zwlokła się z łóżka i podeszła do okna by wpuścić popielatą sowę, która wleciała do środka i wylądowała na jej szafce nocnej.
Rudowłosa ze zrezygnowaniem znowu ruszyła do swojego łóżka i gdy na nim usiadła odwiązała liścik od nóżki sowy, która nie miała chyba w planach wracać, bo nadal stojąc w tym samym miejscu zaczęła skubać pióra swoim dziobem.
Potter spojrzała na list i bez czytania go rozpoznała kto był nadawcą. James. Tylko on potrafił pisać tak okropnie.
Lils nie uwierzysz co się stało!
Postanowiłem przyjechać dwa dni wcześniej i nie zgadniesz jaki „piękny” widok zastałem. Nasz tatuś leżał na sofie rozpaczając, a towarzystwa dotrzymywała mu Ognista. No i twój chrzestny, ale on wtedy latał po kuchni w samym fartuszku. A wiesz co było tego powodem (nie chodzi mi o powód przez który Ramsay miał na sobie ten przeklęty strój). Uciekająca panna młoda. Chociaż chyba bardziej pasuje uciekająca żona, która leci tylko na forsę.
Dobrze, że przyjeżdżasz jutro, bo ja już nie wytrzymuje w tym domu wariatów. Ojciec cały dzień jęczy o Arianie, a ja już nie mogę tego słuchać. Niby Ramsay też u nas przesiaduje, ale to wcale nie pomaga.
Coś czuję, że za niedługo skończy się faza rozpaczy i Harry Potter obudzi w sobie lwa. A to będzie jeszcze gorsze. Zacznie te swoje poszukiwania. Jeśli komuś uda się go wtedy utrzymać w domu to będzie mistrzem.
Twój najprzystojniejszy,
najinteligentniejszy
i najpopularniejszy brat,
James.
PS. Nie udałoby ci się przyjechać wcześniej?
Rage uśmiechnęła się pod nosem widząc podpis swojego brata. Chwyciła pergamin i pióro, po czym zaczęła odpisywać Jamesowi na list.
Mój najbrzydszy, pozbawiony szarych komórek bracie,
nie, nie uda mi się przyjechać wcześniej chociaż cholernie bym chciała, ale obiecuje, że jak tylko przyjadę to Ariana pożałuje, że się urodziła. Chociaż... Potem to ja skończę martwa zabita przez Chloe i Hadesa Jeremiego, a byłaby to okropna strata dla ludzkości. Więc lepiej będzie jeśli to ty zajmiesz się tą „straszną” rzeczą, bo nikt nie będzie za tobą płakał,. A ja w czasie, gdy będziesz odwalał czarną robotę przywrócę naszego ojca do porządku. Ale jeśli do Bożego Narodzenia nasz sławny Harry Potter się nie ogarnie to ja się poddaję.
Idę znaleźć Chloe, a ty lepiej znajdź sobie nową sowę, bo ta właśnie romansuje z moją szafką. Naprawdę zaklęcia naprawcze nie są moją dobrą stroną, więc łaskawie jeśli będziesz chciał do mnie napisać wysyłaj sowę ojca.
Twoja jedyna w swoim
rodzaju siostra,
Lily.
PS. Jimmy wiem, że śnisz o Ramsayu po nocach no, ale mógłbyś łaskawie nie zdradzać mi szczegółów swoich fantazji. Mój chrzestny w samym fartuszku... Niezbyt ciekawa wizja. A poza tym uwierz mi bracie, ale on jest dla ciebie za stary i zbyt Ramsayowaty.
***
- Wiesz może gdzie jest Ariana? - zapytała Rage podchodząc do Blackness, która przed chwilą wyszła z Pokoju Wspólnego Krukonów.
- Emm... Powinna być w pracy. - mruknęła dziewczyna ze zmarszczonymi brwiami. - A od kiedy cię interesuje moja matka?
- Od momentu kiedy mój ojciec rozpacza, brat uważa ją za uciekającą pannę młodą, a chrzestny siedzi u mnie w domu i udaje kucharkę. - powiedziała Lily przeczesując włosy ręką. - Czyli od chwili kiedy Ariana nie wróciła do domu...
- Od kiedy jej nie widzieli?
- Nie mam bladego pojęcia. Na pewno nie ma jej już od dwóch dni.
- Może gdzieś pojechała.
- Może...
- Nie pomagasz Rage.
- Wiem. Ja tu tylko jestem informatorem. W końcu przydałoby się abyś wiedziała o zaginięciu twojej matki. - No i o tym, że Jim planuje zabójstwo... Razem ze mną. dopowiedziała w myślach.
- Ona nie mogła zaginąć! M... Może ktoś ją porwał?! Ale... Przecież ona nie miała wrogów. - brunetka próbowała utrzymać kamienną minę, ale nie szło jej to najlepiej. No, bo komu by się to udało, gdyby dowiedziałby się o zaginięciu swojej matki. Chociaż... Malfoy'owi by się to udało.
- Spokojnie Blackness. Znajdziemy ją. - Rudowłosa zaczęła ją pocieszać. Nie była w tym najlepsza, więc po chwili postanowiła się zamknąć i po prostu posiedzieć z dziewczyną w ciszy dopóki ta się nie uspokoi. W końcu jeśli nie uda się uspokoić brunetki to nie będzie się dało zdobyć żadnych informacji, które pomogłyby im w poszukiwaniu Ariany.
***
Rage nawet się nie zdziwiła, gdy otworzyła oczy i dostrzegła, że leży w Pokoju Życzeń. Wczoraj siedziała w nim do późna razem z Blackness i resztą, a że nikomu nie chciało się wracać do dormitoriów zostali w tym pokoju na 6 piętrze.
- Wie ktoś może która godzina? - zapytała, ale jedynym co dostała w odpowiedzi była cisza.
Lily z westchnięciem zwlokła się z łóżka, które wczoraj na jej polecenie pojawiło się w Pokoju Życzeń. Chciała sięgnąć po telefon, ale przypomniała sobie, że zostawiła go w dormitorium. Jednak, gdy pomyślała o telefonie ten nagle pojawił się na stoliku. Może i nie jej, ale mogła sprawdzić godzinę.
8:43 Ciekawe od kiedy ja tak wcześnie wstaje? Już chciała się z powrotem rzucić na łóżko kiedy przypomniała sobie o czymś. Dzisiaj wraca do domu. Pociąg odjeżdża za trochę ponad godzinę, a ona nawet się nie spakowała. Zresztą wątpiła w to, aby reszta osób znajdujących się w pokoju była spakowana.
Eh... Żeby ich obudzić potrzeba sprawdzonego sposobu. Potter sięgnęła po różdżkę i mruknęła pod nosem zaklęcie przez co zaczął się z niej wydobywać strumień wody, którym zaczęła oblewać każdego po kolei.
- Zabije cię Rage. - Alie zerwała się z piskiem z łóżka i zaczęła szukać swojej różdżki by jak najszybciej się wysuszyć.
- Może odłożymy to na później. Za godzinę odjeżdża pociąg do Londynu. - powiedziała Lily i cofnęła zaklęcie, bo wszyscy stali już na równych nogach.
- Za godzinę?! - tym razem wydarła się Isabelle i rzuciła się w stronę drzwi, a zaraz za nią ruszyła reszta Ślizgonów. Oni jednak nie śpieszyli się tak jak brunetka. Najwyraźniej wyszykowanie się zajmuje Izzy o wiele więcej niż godzinę.
- Spotkamy się pod Wielką Salą. - rzuciła Potter do Ludy i Blackness, po czym chwyciła za ramię Devila i popchnęła go w stronę drzwi.
Rage i Devil szli chwilę w ciszy, ale gdy tylko chłopak już się otrząsnął po drastycznej pobudce zaczął o czymś gadać. Na początku rudowłosa niezbyt go słuchała, ale gdy dostała łokciem w żebra postanowiła choć trochę się skupić na jego paplaninie.
- ...dzisiaj zaczynasz wielkie poszukiwania. - usłyszała końcówkę wypowiedzi chłopaka.
- James się tym zajmuje. Wiesz ja nie chce zostać zabita przez Blackness, gdy coś pójdzie nie tak.
- Czyli ty masz w planach wylegiwać się w domu.
- Ja mam w planach ogarnąć mojego ojca. Wierz mi to jest trudniejsze niż jakakolwiek akcja ratownicza.
- Mons leones. - powiedział Devil do Grubej Damy i ta od razu ukazała im wejście do Pokoju Wspólnego. Pomieszczenie było kompletnie puste, bo wszyscy znajdowali się teraz na śniadaniu w Wielkiej Sali, a przynajmniej powinni się znajdować.
- Jak skończę się pakować to przyjdę do ciebie. - rzuciła Rage i zaczęła się wspinać po schodach, które prowadziły do jej dormitorium. Tak jak się spodziewała w pokoju nikogo nie zastała, a kufry jej współlokatorek był ustawione przy ich łóżkach razem z klatkami na ich zwierzęta.
Lily otworzyła szafę i to co zobaczyła sprawiło, że zarumieniła się lekko ze złości. Każde jej ubranie było porozrywane na kawałki lub przynajmniej rozszarpane w jakimś miejscu.
- Russell jesteś tak martwa jak to tylko możliwe. - warknęła Potter i sięgnęła po różdżkę. Jej jedyną nadzieją było reparo. Może i lubiła zakupy – no bo jaka dziewczyna nie lubiła -, ale naprawdę nie uśmiechało jej się wymienianie swojej garderoby.
Rzuciła zaklęcie i po chwili wzięła jeden ze swoich T-shirtów do ręki by ocenić wyniki swojej pracy. Wyglądał tak jak poprzednio, może i w jednym miejscu było widać trochę jaśniejszą od reszty linię, ale nie rzucała się ona w oczy. Na szczęście bluzka nie była mieszanką trzech różnych.
Rage nadal wściekła wzięła ubrania, w które miała zamiar się dzisiaj ubrać, po czym jedynym zaklęciem sprawiła, że pozostałe jej ubrania znalazły się w kufrze.
Kiedy już się ubrała lewitując przed sobą swój bagaż pognała do dormitorium w którym znajdował się Devil. Oczywiście chłopak na razie stał przed szafą i zastanawiał się co ubrać.
- Nie zgadniesz co ta su*a zrobiła. - warknęła Potter na powitanie i opadła na łóżko chłopaka.
- Zakładam, że mówimy o Salome. No a więc co takiego się stało.
- Ta niezrównoważona psychicznie idiotka zniszczyła mi wszystkie moje ubrania.
- Jak widzę nie wszystkie. - blondyn rzucił okiem na jej dzisiejszy strój.
- Przeklęte reparo zadziałało.
- Masz jakiś szatański plan na zemstę?
- A jak myślisz? - zapytała dziewczyna z błyskiem w oku. - Zrealizuje go po świętach.
***
Rage wyszła z pociągu i pierwsze co rzuciło jej się w oczy to tłum rodziców czekający na swoje dzieci. Jednak, gdy bardziej wpatrzyła się w te osoby zauważyła stojącego w oddali Jamesa bawiącego się kluczykami od samochodu. Najwyraźniej tak bardzo miał dość siedzenia w domu, że już wolał po nią przyjechać.
Lily szybko pożegnała się ze Ślizgonami oraz Ludą i Devilem, po czym podeszła do swojego brata rzucając jeszcze w stronę Blackness, że będą na nią czekać. Brunetka jednak chciała jeszcze coś załatwić na mieście, więc powiedziała, że wróci sama.
- No w końcu przyjechałaś Lils. - James przytulił ją na przywitanie. - Zakładam, że mam nie czekać na naszego brata, bo z pewnością leci do tego swojego chłopaka.
- Echem... To nie jest jego chłopak. - sprostowała dziewczyna. A bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- Mniejsza z tym. Chodź. - brunet pociągnął ja za rękę i znaleźli się w mugolskiej części dworca.
Trochę czasu minęło za nim przepchali się przez tych wszystkich mugoli i dotarli do wyjścia gdzie od razu skierowali się na parking na którym czekało na nich auto Jamesa. Samochodem tym było białe BMW M9. Rage nie raz zastanawiała się po co jej bratu auto, ale w końcu doszła do wniosku, że w dzisiejszych czasach dość sporo czarodziejów jeździ tym mugolskim środkiem transportu. Zresztą ona sama należała do tych osób.
Lily rozsiadła się wygodnie na miejscu pasażera, a James wziął jej kufer i wrzucił go do bagażnika, po czym zajął miejsce za kierownicą.
- No, a więc teraz możesz mi opowiedzieć co się dzieje w naszym domu wariatów. - powiedziała Rage, gdy wyjechali już z parkingu na główną drogę.
- Właściwie to nic się nie dzieję. Wiesz ojciec nic nie robi, ja nic nie robię i Ramsey też nic nie robi.
- Czyli przestał już rozpaczać.
- Można tak powiedzieć. Siedzi i prawie nic nie gada.
- Zajebiście. A co z tą przeklętą Arianą.
- Emm... Jeszcze moje poszukiwania nie zostały rozpoczęte.

- Tak myślałam. To co jutro zaczynamy wielkie poszukiwania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic