Wysoki,
szczupły mężczyzna stał przy gotyckim oknie i wpatrywał się w
nie zamyślony. Jedyne co można było zobaczyć za szybą to ciemne,
nocne niebo oraz księżyc, który co jakiś czas był całkowicie
zasłaniany przez ciężkie chmury zwiastujące śnieg.
-
Panie, wszystko już przygotowane.
Do
pokoju wszedł przysadzisty mężczyzna z przerzedzonymi, płowymi
włosami, które były zaczesane tak, aby zasłaniały już
kompletnie pozbawione włosów miejsca. Ubrany był w podniszczoną
czarną szatę, która mocno opinała jego ramiona. Bystre,
niebieskie oczy wpatrywały się z lekkim strachem w sylwetkę
drugiego mężczyzny.
-
Zaraz przyjdę. Muszę się przygotować. - powiedział wyniosłym
tonem mężczyzna nadal stojący przy oknie. - Lepiej wracaj i
pilnuj, by ci idioci niczego nie zniszczyli.
Kiedy
niebieskooki wyszedł z pomieszczenia drugi mężczyzna odwrócił
się, a jego twarz został oświetlona przez słabe światło, które
docierało do komnaty przez uchylone drzwi.
Czarne
oczy lustrowały pomieszczenie, a białe włosy poprzecinane czarnymi
pasemkami spływały po ramionach sięgając już niemal ud
mężczyzny. Usta same w sobie wąskie teraz były niemal nie
widoczne, bo mężczyzna zacisnął je chyba nieświadomie,
intensywnie nad czymś rozmyślając .
Po
dłuższej chwili stania w jednym miejscu ruszył w stronę szafy
stojącej w rogu pomieszczenia. Otworzył ją i wyjął z niej
krwistoczerwoną szatę ozdobioną dziwnymi znakami, które
przywodziły na myśl najgorsze rzeczy.
Białowłosy
wyszedł przez uchylone drzwi i ruszył korytarzem. Na ścianach z
szarego kamienia można było zobaczyć starodawne kinkiety. Posadzka
była wykonana z jasnego marmuru.
Mężczyzna
zatrzymał się dopiero gdy doszedł do jednej z surowych komnat pod
ziemią. Była ona dość duża, ale nie znajdowało się w niej
kompletnie nic. Na ścianach były cegły z których
najprawdopodobniej zbudowany był cały budynek, a na podłodze
marmur, który królował w całej rezydencji. Najbardziej w oczy
rzucał się pentagram wyryty w posadzce.
-
Możesz odejść. - powiedział białowłosy do mężczyzny, który
wcześniej wszedł do jego komnaty, a teraz stał w całkowicie
pustym pomieszczeniu. Niemal natychmiast wyszedł z niej i zamknął
za sobą drzwi, a czarnooki mężczyzna został sam w komnacie.
Podszedł
do wyrytego w marmurze symbolu, wyciągnął z kieszeni sztylet o
srebrnym ostrzu i czarnej, zdobionej rękojeści, po czym przeciął
nim opuszek, z którego zaczęła skapywać krew. Mężczyzna opadł
na podłogę i przyłożył palec do pentagramu. Kiedy krew przestała
już płynąć podniósł się, a symbol zaczął się jarzyć
czerwonym, oślepiającym blaskiem. Białowłosy przymknął oczy i
zaczął coś szeptać w niezrozumiałym języku.
Kiedy
znów otworzył oczy ujrzał wysoką, kobietę o krótkich, ciemnych
włosach. Jej oczy były czarne, całkowicie czarne. Wyglądało to
tak jakby gałkę oczną zastąpiła kula, którą grało się w
bilarda. Miała surową, ale piękną twarz o ostrych rysach i
wydatnych kościach policzkowych. Mlecznobiała cera kontrastowała z
ciemnymi szatami, które były tak luźne, że nie można było
określić czy kobieta jest szczupła, czy może wręcz przeciwnie.
Mężczyzna
wykrzywił swoje wargi w coś na kształt uśmiechu i spojrzał na
stojącą przed nim kobietę. Mierzył ją przez jakiś czas wzrokiem
i gdy miał się już odezwać przeszkodziła mu czarnowłosa.
-
Dawno się nie widzieliśmy Lycorisie. - powiedziała kobieta dość
niskim głosem. - Czyżbyś zapomniał o swojej starej przyjaciółce?
-
Nie śmiałbym.
-
Wiem doskonale czego ode mnie oczekujesz, ale nie wiem, czy warto
jest to dla ciebie zrobić.
-
Warto.
-
I myślisz, że twe słowa mi wystarczą.
-
Uważam, że tak. W końcu twe życie byłoby nudne bez moich
pomysłów.
-
Moje życie... - prychnęła. - Doskonale zdajesz sobie sprawę ile
mam lat i ile jeszcze będę mogła zobaczyć. Twoje wybryki są dla
mnie tym czym dla rodziców są drobne wpadki dzieci. Zaproponuj mi
coś co będzie warte poświęcenia kilku moich pobratymców.
-
Czego pragniesz? Zrobię wszystko by tylko pomścić Lucretie i by ma
zdradziecka żona w końcu pożałowała swego czynu sprzed lat.
-
Dobrze, a więc możemy teraz omówić szczegóły naszego układu...
***
Rage
obudziło ciche stukanie, które okazało się dobijającą sową.
Nikogo oprócz niej nie było w dormitorium więc zwlokła się z
łóżka i podeszła do okna by wpuścić popielatą sowę, która
wleciała do środka i wylądowała na jej szafce nocnej.
Rudowłosa
ze zrezygnowaniem znowu ruszyła do swojego łóżka i gdy na nim
usiadła odwiązała liścik od nóżki sowy, która nie miała chyba
w planach wracać, bo nadal stojąc w tym samym miejscu zaczęła
skubać pióra swoim dziobem.
Potter
spojrzała na list i bez czytania go rozpoznała kto był nadawcą.
James. Tylko on potrafił pisać tak okropnie.
Lils
nie uwierzysz co się stało!
Postanowiłem
przyjechać dwa dni wcześniej i nie zgadniesz jaki „piękny”
widok zastałem. Nasz tatuś leżał na sofie rozpaczając, a
towarzystwa dotrzymywała mu Ognista. No i twój chrzestny, ale on
wtedy latał po kuchni w samym fartuszku. A wiesz co było tego
powodem (nie chodzi mi o powód przez który Ramsay miał na sobie
ten przeklęty strój). Uciekająca panna młoda. Chociaż chyba
bardziej pasuje uciekająca żona, która leci tylko na forsę.
Dobrze,
że przyjeżdżasz jutro, bo ja już nie wytrzymuje w tym domu
wariatów. Ojciec cały dzień jęczy o Arianie, a ja już nie mogę
tego słuchać. Niby Ramsay też u nas przesiaduje, ale to wcale nie
pomaga.
Coś
czuję, że za niedługo skończy się faza rozpaczy i Harry Potter
obudzi w sobie lwa. A to będzie jeszcze gorsze. Zacznie te swoje
poszukiwania. Jeśli komuś uda się go wtedy utrzymać w domu to
będzie mistrzem.
Twój
najprzystojniejszy,
najinteligentniejszy
i
najpopularniejszy brat,
James.
PS.
Nie
udałoby ci się przyjechać wcześniej?
Rage
uśmiechnęła się pod nosem widząc podpis swojego brata. Chwyciła
pergamin i pióro, po czym zaczęła odpisywać Jamesowi na list.
Mój najbrzydszy,
pozbawiony szarych komórek bracie,
nie,
nie uda mi się przyjechać wcześniej chociaż
cholernie bym chciała,
ale obiecuje, że jak tylko przyjadę to Ariana pożałuje, że się
urodziła. Chociaż... Potem to ja skończę martwa zabita przez
Chloe i Hadesa
Jeremiego, a byłaby to okropna strata dla ludzkości. Więc lepiej
będzie jeśli to ty zajmiesz się tą „straszną” rzeczą, bo
nikt nie będzie za tobą płakał,. A ja w czasie, gdy będziesz
odwalał czarną robotę przywrócę naszego ojca do porządku. Ale
jeśli do Bożego Narodzenia nasz sławny Harry Potter się nie
ogarnie to ja się poddaję.
Idę znaleźć Chloe,
a ty lepiej znajdź sobie nową sowę, bo ta właśnie romansuje z
moją szafką. Naprawdę zaklęcia naprawcze nie są moją dobrą
stroną, więc łaskawie jeśli będziesz chciał do mnie napisać
wysyłaj sowę ojca.
Twoja jedyna w swoim
rodzaju siostra,
Lily.
PS.
Jimmy
wiem, że śnisz o Ramsayu po nocach no, ale mógłbyś łaskawie nie
zdradzać mi szczegółów swoich fantazji. Mój chrzestny w samym
fartuszku... Niezbyt ciekawa wizja. A poza tym uwierz mi bracie, ale
on jest dla ciebie za stary i zbyt Ramsayowaty.
***
-
Wiesz może gdzie jest Ariana? - zapytała Rage podchodząc do
Blackness, która przed chwilą wyszła z Pokoju Wspólnego Krukonów.
-
Emm... Powinna być w pracy. - mruknęła dziewczyna ze zmarszczonymi
brwiami. - A od kiedy cię interesuje moja matka?
-
Od momentu kiedy mój ojciec rozpacza, brat uważa ją za uciekającą
pannę młodą, a chrzestny siedzi u mnie w domu i udaje kucharkę. -
powiedziała Lily przeczesując włosy ręką. - Czyli od chwili
kiedy Ariana nie wróciła do domu...
-
Od kiedy jej nie widzieli?
-
Nie mam bladego pojęcia. Na pewno nie ma jej już od dwóch dni.
-
Może gdzieś pojechała.
-
Może...
-
Nie pomagasz Rage.
-
Wiem. Ja tu tylko jestem informatorem. W końcu przydałoby się abyś
wiedziała o zaginięciu twojej matki. - No i o tym, że Jim
planuje zabójstwo... Razem ze mną. dopowiedziała w myślach.
-
Ona nie mogła zaginąć! M... Może ktoś ją porwał?! Ale...
Przecież ona nie miała wrogów. - brunetka próbowała utrzymać
kamienną minę, ale nie szło jej to najlepiej. No, bo komu by się
to udało, gdyby dowiedziałby się o zaginięciu swojej matki.
Chociaż... Malfoy'owi by się to udało.
-
Spokojnie Blackness. Znajdziemy ją. - Rudowłosa zaczęła ją
pocieszać. Nie była w tym najlepsza, więc po chwili postanowiła
się zamknąć i po prostu posiedzieć z dziewczyną w ciszy dopóki
ta się nie uspokoi. W końcu jeśli nie uda się uspokoić brunetki
to nie będzie się dało zdobyć żadnych informacji, które
pomogłyby im w poszukiwaniu Ariany.
***
Rage
nawet się nie zdziwiła, gdy otworzyła oczy i dostrzegła, że leży
w Pokoju Życzeń. Wczoraj siedziała w nim do późna razem z
Blackness i resztą, a że nikomu nie chciało się wracać do
dormitoriów zostali w tym pokoju na 6 piętrze.
-
Wie ktoś może która godzina? - zapytała, ale jedynym co dostała
w odpowiedzi była cisza.
Lily
z westchnięciem zwlokła się z łóżka, które wczoraj na jej
polecenie pojawiło się w Pokoju Życzeń. Chciała sięgnąć po
telefon, ale przypomniała sobie, że zostawiła go w dormitorium.
Jednak, gdy pomyślała o telefonie ten nagle pojawił się na
stoliku. Może i nie jej, ale mogła sprawdzić godzinę.
8:43
Ciekawe od kiedy ja tak wcześnie wstaje? Już chciała się z
powrotem rzucić na łóżko kiedy przypomniała sobie o czymś.
Dzisiaj wraca do domu. Pociąg odjeżdża za trochę ponad godzinę,
a ona nawet się nie spakowała. Zresztą wątpiła w to, aby reszta
osób znajdujących się w pokoju była spakowana.
Eh...
Żeby ich obudzić potrzeba sprawdzonego sposobu.
Potter sięgnęła po różdżkę i mruknęła pod nosem zaklęcie
przez co zaczął się z niej wydobywać strumień wody, którym
zaczęła oblewać każdego po kolei.
-
Zabije cię Rage. - Alie zerwała się z piskiem z łóżka i zaczęła
szukać swojej różdżki by jak najszybciej się wysuszyć.
-
Może odłożymy to na później. Za godzinę odjeżdża pociąg do
Londynu. - powiedziała Lily i cofnęła zaklęcie, bo wszyscy stali
już na równych nogach.
-
Za godzinę?! - tym razem wydarła się Isabelle i rzuciła się w
stronę drzwi, a zaraz za nią ruszyła reszta Ślizgonów. Oni
jednak nie śpieszyli się tak jak brunetka. Najwyraźniej
wyszykowanie się zajmuje Izzy o wiele więcej niż godzinę.
-
Spotkamy się pod Wielką Salą. - rzuciła Potter do Ludy i
Blackness, po czym chwyciła za ramię Devila i popchnęła go w
stronę drzwi.
Rage
i Devil szli chwilę w ciszy, ale gdy tylko chłopak już się
otrząsnął po drastycznej pobudce zaczął o czymś gadać. Na
początku rudowłosa niezbyt go słuchała, ale gdy dostała łokciem
w żebra postanowiła choć trochę się skupić na jego paplaninie.
-
...dzisiaj zaczynasz wielkie poszukiwania. - usłyszała końcówkę
wypowiedzi chłopaka.
-
James się tym zajmuje. Wiesz ja nie chce zostać zabita przez
Blackness, gdy coś pójdzie nie tak.
-
Czyli ty masz w planach wylegiwać się w domu.
-
Ja mam w planach ogarnąć mojego ojca. Wierz mi to jest trudniejsze
niż jakakolwiek akcja ratownicza.
-
Mons
leones.
- powiedział Devil do Grubej Damy i ta od razu ukazała im wejście
do Pokoju Wspólnego. Pomieszczenie było kompletnie puste, bo
wszyscy znajdowali się teraz na śniadaniu w Wielkiej Sali, a
przynajmniej powinni się znajdować.
-
Jak skończę się pakować to przyjdę do ciebie. - rzuciła Rage i
zaczęła się wspinać po schodach, które prowadziły do jej
dormitorium. Tak jak się spodziewała w pokoju nikogo nie zastała,
a kufry jej współlokatorek był ustawione przy ich łóżkach razem
z klatkami na ich zwierzęta.
Lily
otworzyła szafę i to co zobaczyła sprawiło, że zarumieniła się
lekko ze złości. Każde jej ubranie było porozrywane na kawałki
lub przynajmniej rozszarpane w jakimś miejscu.
-
Russell jesteś tak martwa jak to tylko możliwe. - warknęła Potter
i sięgnęła po różdżkę. Jej jedyną nadzieją było reparo.
Może
i lubiła zakupy – no bo jaka dziewczyna nie lubiła -, ale
naprawdę nie uśmiechało jej się wymienianie swojej garderoby.
Rzuciła
zaklęcie i po chwili wzięła jeden ze swoich T-shirtów do ręki by
ocenić wyniki swojej pracy. Wyglądał tak jak poprzednio, może i w
jednym miejscu było widać trochę jaśniejszą od reszty linię,
ale nie rzucała się ona w oczy. Na szczęście bluzka nie była
mieszanką trzech różnych.
Rage
nadal wściekła wzięła ubrania, w które miała zamiar się
dzisiaj ubrać, po czym jedynym zaklęciem sprawiła, że pozostałe
jej ubrania znalazły się w kufrze.
Kiedy
już się ubrała lewitując przed sobą swój bagaż pognała do
dormitorium w którym znajdował się Devil. Oczywiście chłopak na
razie stał przed szafą i zastanawiał się co ubrać.
-
Nie zgadniesz co ta su*a zrobiła. - warknęła Potter na powitanie i
opadła na łóżko chłopaka.
-
Zakładam, że mówimy o Salome. No a więc co takiego się stało.
-
Ta niezrównoważona psychicznie idiotka zniszczyła mi wszystkie
moje ubrania.
-
Jak widzę nie wszystkie. - blondyn rzucił okiem na jej dzisiejszy
strój.
-
Przeklęte reparo
zadziałało.
-
Masz jakiś szatański plan na zemstę?
-
A jak myślisz? - zapytała dziewczyna z błyskiem w oku. -
Zrealizuje go po świętach.
***
Rage
wyszła z pociągu i pierwsze co rzuciło jej się w oczy to tłum
rodziców czekający na swoje dzieci. Jednak, gdy bardziej wpatrzyła
się w te osoby zauważyła stojącego w oddali Jamesa bawiącego się
kluczykami od samochodu. Najwyraźniej tak bardzo miał dość
siedzenia w domu, że już wolał po nią przyjechać.
Lily
szybko pożegnała się ze Ślizgonami oraz Ludą i Devilem, po czym
podeszła do swojego brata rzucając jeszcze w stronę Blackness, że
będą na nią czekać. Brunetka jednak chciała jeszcze coś
załatwić na mieście, więc powiedziała, że wróci sama.
-
No w końcu przyjechałaś Lils. - James przytulił ją na
przywitanie. - Zakładam, że mam nie czekać na naszego brata, bo z
pewnością leci do tego swojego chłopaka.
-
Echem... To nie jest jego chłopak. - sprostowała dziewczyna. A
bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
-
Mniejsza z tym. Chodź. - brunet pociągnął ja za rękę i znaleźli
się w mugolskiej części dworca.
Trochę
czasu minęło za nim przepchali się przez tych wszystkich mugoli i
dotarli do wyjścia gdzie od razu skierowali się na parking na
którym czekało na nich auto Jamesa. Samochodem tym było białe BMW
M9. Rage nie raz zastanawiała się po co jej bratu auto, ale w końcu
doszła do wniosku, że w dzisiejszych czasach dość sporo
czarodziejów jeździ tym mugolskim środkiem transportu. Zresztą
ona sama należała do tych osób.
Lily
rozsiadła się wygodnie na miejscu pasażera, a James wziął jej
kufer i wrzucił go do bagażnika, po czym zajął miejsce za
kierownicą.
-
No, a więc teraz możesz mi opowiedzieć co się dzieje w naszym
domu wariatów. - powiedziała Rage, gdy wyjechali już z parkingu na
główną drogę.
-
Właściwie to nic się nie dzieję. Wiesz ojciec nic nie robi, ja
nic nie robię i Ramsey też nic nie robi.
-
Czyli przestał już rozpaczać.
-
Można tak powiedzieć. Siedzi i prawie nic nie gada.
-
Zajebiście. A co z tą przeklętą Arianą.
-
Emm... Jeszcze moje poszukiwania nie zostały rozpoczęte.
-
Tak myślałam. To co jutro zaczynamy wielkie poszukiwania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz