sobota, 2 kwietnia 2016
Prorok Codzienny
W tym tygodniu rozdziału nie będzie, bo jakoś nie miałam czasu, aby się za niego wziąć, a wena też nie przychodziła. Mam nadzieję, że osoby które czytają moje wypociny :P - jeśli takie są - poczekają tydzień, aby przeczytać kolejny rozdział. :)
poniedziałek, 21 marca 2016
Rozdział 14
Kiedy
Rage i Blackness weszły do środka willi pierwszym co zwróciło ich
uwagę była ciemność panująca we wnętrzu domu, co było dość
dziwne, bo widziały przed chwilą jak do willi wchodził Aleksiej, a
niewiarygodna cisza i nie dochodzące znikąd światło świadczyło
o braku jakiejkolwiek żywej duszy w domu.
Dopiero
po chwili zauważyły uchylone drzwi i wydobywające się zza nich
słabe światło. Oby dwie dziewczyny podeszły do nich i powoli
otworzyły je szerzej. Od razu ujrzały betonowe schody oświetlone
migoczącym światłem psującej się żarówki. Gdy stało się na
schodach dało się słyszeć krzyki dobiegające z dołu.
Rage
i Blackness wymieniły między sobą spojrzenia i zaczęły schodzić
po betonowych schodach. Gdy dotarły na dół uderzyła ich fala
chłodu, który był charakterystyczny dla nieogrzewanych
pomieszczeń pod ziemią.
Blackness
wychyliła głowę zza ściany by zobaczyć co dzieję się w
pomieszczeniu z którego dobiegały krzyki. To co zobaczyła
sprawiło, że wytrzeszczyła oczy i gestem nakazała Rage by ta też
rzuciła okiem na to co wyprawia się w piwnicy Rosjan.
Gdy
Rudowłosa zobaczyła co spowodowało reakcje towarzyszącej jej
dziewczyny wcale nie byłą zdziwiona jej zachowaniem. W długim
szerokim „korytarzu” można
było ujrzeć około trzydziestu osób zebranych dookoła ogromnej
klatki.
Ogromnej
klatki, w środku której można było zobaczyć dwie okładające
się pięściami dziewczyny o zakrwawionych twarzach i zlepionych w
strąki włosach. Dwudziestolatki – bo na tyle wyglądały – były
ubrane w krótkie spodenki odsłaniające ich posiniaczone nogi oraz
poplamione i poszarpane bokserki, a na dłoniach miały bandaże,
które zaczęły się już rozwiązywać i były lekko poplamione
krwią
-
Plan A odszedł w niepamięć. - mruknęła cicho Blackness, ale
musiała powtórzyć, bo zagłuszył ich zbiorowy okrzyk radości,
gdy jedna z dziewczyny, najprawdopodobniej, dość mocno przyłożyła
swojej przeciwniczce.
-
Czyli pora na plan B. - powiedziała Rage i cofnęła się trochę w
stronę schodów ciągnąc za sobą brunetkę.
-
A jaki jest ten plan?
-
Eee...
-
Jak twój genialny plan B nie wypali to nie martw się. Alfabet ma
jeszcze... a, b, c...
-
Nie sądzisz, że to niezbyt dobra chwila na uczenie się alfabetu?
***
-
Jeśli twój plan nie wypali będziemy martwi. Tylko, że oni nas nie
zabiją strzałem w głowę. Najpierw obedrą nas ze skóry
zaczynając od najwrażliwszych miejsc, potem posypią solą
kuchenną, a następnie poćwiartują, a gdy już staniemy się
drobnymi kawałeczkami posklejają nas taśmą i...
-
Tak, tak... Już wystarczy Rage. - Industria, który stał oparty o
samochód Peggy przerwał wywód dziewczyny. - A skoro już mamy plan
to przydałoby się go zrealizować. Dexter idź po samochód, a wy
rzućcie zaklęcia wyciszające jak już dotrzecie na swoje miejsca,
bo naprawdę sól na dupie nie jest w tym momencie moim marzeniem.
Industria
wsiadł z powrotem do samochodu Peggy i zaczął o czymś rozmawiać
z blondynką. Dexter pognał do samochodu, a pozostała trójka,
która miała w tej chwili coś do zrobienia, czyli Serpent, Rage i
Blackness, ruszyli w stronę domu Rosjan nawet nie przejmując się
tym, że ktoś ich zobaczy, bo rzucili na siebie odpowiednie
zaklęcia, a poza tym willa do której zmierzali była jedynym domem
w okolicy.
Kiedy
cała trójka była już niemal przy schodach prowadzących do drzwi
wejściowych odbili w prawo, by po chwili iść przy prawej ścianie
budynku. Tuż przy ziemi można było zauważyć okna z
kratami zamiast szyb, których szukali. Okna te znajdowały się
mniej więcej dwa metry od siebie.
Serpent,
Rage i Blackness rozdzielili się. Każdy przykucnął przy swoim
oknie i wyciągnął różdżkę.
Po kilku machnięciach drewnianymi patykami podnieśli się z klęczek
i niemal od razu podjechał do nich czarny pickup, na którego
bagażniku widać było trzy grube łańcuchy. Kiedy samochód
zatrzymał się przed nimi wysiadł z niego Dexter i nawet nie
zamykając drzwi od auta ruszył po łańcuchy, które razem z
Serpentem przeniósł na przód samochodu, tak aby mogli je
przymocować do zderzaka
Gdy
jeden z łańcuch został już przymocowany do samochodu, Rage
chwyciła za jego drugi koniec i zaczęła sprawdzać jak najlepiej
przytwierdzić go do krat w oknach. To samo zrobiła Blackness i
Serpent, gdy pozostałe dwa łańcuchy zostały już przymocowane do
zderzaka.
Nie
było to jednak takie proste i znów musieli się posłużyć magią,
by pierwsze z ogniw łańcucha rozchyliło się i dało się je
nałożyć na pręt. Kolejne machniecie ich różdżek sprawiło, że
ogniwo zespoliło się.
Dexter
wsiadł do samochód, gdy reszta zajmowała się zamocowaniem
łańcuchów do krat, a gdy teraz ogniwa były już przytwierdzone do
prętów odpalił silnik i wrzucił wsteczny. Kiedy przycisnął
pedał gazu tylko przez kilka sekund jechał bez przeszkód, ponieważ
po kilku metrach łańcuch napiął się do granic możliwości i
stawiał niemiłosierny opór.
Chłopak
miał już się wycofać i wrócić na poprzednią pozycję by się
trochę rozpędzić, ale w momencie gdy chciał już zdjąć nogę z
gazu opór ustąpił. Kraty już nie uniemożliwiały przeciśnięcia
się przez okno tylko ciągnęły się za samochodem.
Każdy
z trójki znów stanął przy swoim oknie,
po czym opadli na kolana. Pierwsza jakikolwiek ruch wykonała
Blackness, która najpierw spuściła nogi przez otwór, a potem
asekurując się rękami „zjechała” na
dół lądując w malutkim pomieszczeniu, które było delikatnie
oświetlone przez światło księżyca. Ta delikatna poświata
wystarczyła brunetce by ujrzeć postać skuloną na podłodze.
Była
to dziewczyna ubrana podobnie do tych, które wcześniej walczyły w
klatce. Dziewczyna miała rozcięty łuk brwiowy i dolną wargę, a
na prawym oku widać było siniaka, którego barwa świadczyła o
tym, że dziewczyna zdobyła go niedawno. Blondynka cały czas
dygotała z zimna.
Blackness
chwyciła się parapetu i
próbowała się podciągnąć, ale że nie szło jej to zbyt dobrze
wyciągnęła telefon. Błagam zasięgu nie odchodź.
Brunetka
spojrzała na ekran telefonu. Jedna kreska. Zwycięstwo!
wykrzyknęła dziewczyna w myślach i wybrała odpowiedni numer,
po czym nacisnęła zieloną słuchawkę.
-
Dexter podjedź do środkowego okna. Mam dla ciebie dziewczynę.
-
To zabrzmiało co najmniej dziwnie. - usłyszała jeszcze nim
chłopak się rozłączył. Po chwili już widziała koła
nadjeżdżającego pickupu, a potem ujrzała buty, które musiały
należeć do Dextera.
Chłopak
opadł na kolana przed środkowym otworem przez który wcześniej
wcisnęła się Blackness i pochylił głowę tak by móc ujrzeć co
dzieje się w środku. Niestety nie było mu to dane, bo pojawiając
się w oknie zasłonił jedyny dopływ światła w pomieszczeniu
zapadła całkowita ciemność.
-
Łaskawie rusz swoją dupę i odsłoń to cholerne okno. - warknęła
Blackness, która stałą opierając się o ścianę i wpatrując się
w ciemność.
Blondyn
przesunął się trochę i do małego pomieszczenia wpadło odrobinę
światłą księżyca. Chłopak zauważył, że pomieszczenie jest
tak małe, że Blackness i dziewczyna skulona na podłodze ledwo się
w nim mieściły. Może i pomieszczenie miało dwa metry wysokości,
ale każda z czterech ścian mierzyła tylko metr.
Kiedy
chłopak próbował się ułożyć w jakiejś wygodniejszej pozycji
Blackness zaczęła coś szeptać do dziewczyny. Blondynka bez
wahania wstała z podłogi i podeszła chwiejnym krokiem do okna. Tam
złapała za ręce blondyna i z pomocą Blackness wyczołgała się
przez otwór.
-
Co teraz? - zapytała brunetka Dextera.
-
Teraz... Serpent powinien się przebić do tych więzień bez okien.
-
A co ja tu mam robić?
-
Napij się herbatki lub wysadź którąś ze ścian. Jak wolisz...
***
-
Coraz bardziej wątpię w ten plan. - mruknęła Rage kiedy pomagała
wydostać się jakiejś dziewczynie z jej więzienia. - A poza tym
nie wiadomo czy Albus tu jest.
-
Kiedy stałaś się taką pesymistką? - zapytał Dexter.
-
Mniej więcej pięć minut temu. - warknęła dziewczyna.
W
tym momencie ich rozmowa została przerwana przez brzęk kluczy
wkładanych do zamka. Rage zaklęła szpetnie pod nosem, a Dexter
puścił trzymaną dziewczynę, która momentalnie wpadła na Rage i
razem z rudowłosą opadła na podłogę. Potter szybko wyczołgała
się spod dziewczyny i wyciągnęła różdżkę.
-
Ku*wa, ku*wa, ku*wa. - powtarzała jak mantrę Lily. - Momextinctio*
- wykonała różdżką skomplikowany ruch i dziewczyna, która
przebywała z nią w pomieszczeniu zniknęła. Chciała jeszcze
rzucić kilka zaklęć pochodzących z dziedziny transmutacji
własnej, ale nie miała na to czasu, bo osobnik stojący za drzwiami
wsadzał już klucz do trzeciego – ostatniego – zamka, więc
musiała się zadowolić zaklęciem iluzji.
W
momencie, w którym schowała różdżkę do kieszeni drzwi otworzyły
się i oczom Rage ukazał się rosły mężczyzna z czarnymi, krótko
obciętymi włosami. Miał kwadratową szczękę i niebieski oczy.
Był dość niski jak na mężczyznę, ale bardzo umięśniony.
Ubrany był w szary T-shirt i czarne spodnie, a na nogach miał
sportowe buty.
Kiedy
złapał ją za ramię, jego krótkie palce wbiły jej się w ciało
Rage była pewna, że na pamiątkę po tym wydarzeniu zostaną jej
siniaki.
Mężczyzna
ciągnąc ją za sobą wyprowadził z małego pomieszczenia, w którym
znajdowała się jeszcze przed chwilą i zatrzasnął za nimi drzwi.
Pierwsze co zobaczyła Rage to rozstępujący się przed nimi tłum,
który przez swoje odsunięcie ułatwiał im dojście do klatki. I
tak kończy się ku*wa ratowanie ludzi – pomyślała Potter,
gdy została wepchnięta do klatki, w której już czekała na nią
jej przeciwniczka.
Rage
momentalnie przypomniał się tekst jednej z piosenek, którą miała
na playliście w swoim telefonie.
...One
finger and a fist.
I'll
claw my way out of any situation.
I
got a one, two punch.
I'll
fight my way out of any confrontation...**
Nie
sądzisz Rage, że to niezbyt dobry moment na przypomnienie sobie
tekstu piosenki. Słowami to ty raczej nie pokonasz tej dziewczyny.
Chodź
Lily zdawała sobie sprawę, z tego, że ma minimalną przewagę, bo
nie była tak zmaltretowana jak jej przeciwniczka wiedziała też, że
jej wygrana nie jest pewna. W końcu stojąca naprzeciw niej szatynka
wiedziała jak poradzić sobie walcząc w klatce, a Potter może i
nie raz musiała sobie poradzić podczas niektórych akcji to nie
miała zbyt dużego doświadczenia w walce.
Witaj
śmierci –
pomyślała, gdy jej przeciwniczka rzuciła się na nią. Rage
odskoczyła w bok, a szatynka nie zdążyła wyhamować i zatrzymała
się dopiero na siatce oddzielającej je od grupy krzyczących
obserwatorów.
Kiedy
dziewczyna próbuje ją uderzyć Rage w ostatniej chwili blokuje
cios. Szatynka nie uderza samą ręką – cios wyprowadza z bioder,
a w zamachu uczestniczy całe jej ciało – co powoduje, że przy
blokowaniu tego ciosu Potter traci równowagę. Gdy znów staje na
nogach jej przeciwniczka znów się na nią rzuca. Tym razem Lily nie
udaje się uniknąć spotkania z ciałem drugiej dziewczyny.
Szatynka
przygniata ją swoim ciałem i teraz walka zmienia charakter z –
jeśli można to tak nazwać – profesjonalnej na walkę dwóch
piszczących cheerleaderek. Przeciwniczka Rage zaczęła ją ciągnąć
za włosy, więc Lily nie była jej dłużna. W ruch poszły też
paznokcie którymi wzajemnie orały sobie skórę.
Szatynka
zaczęła dziwnie wywijać językiem, co chwilę wystawiając go i
chowając. Potter miała ochotę unieść brwi i zapytać „kobieto,
co ty odpie*dalasz?”, ale
powstrzymała ją pewna myśl. Uderzyła dziewczynę nasadą dłoni w
nos, a ta odruchowo zacisnęła zęby, które zatrzasnęły
się
na nadal wyciągniętym języku, z którego momentalnie popłynęła
krew.
Dziewczyna
szybko otrząsnęła się z chwilowego szoku spowodowanego nagłym
uderzeniem i złapała Rage za czarną bluzę, która dla szatynki
wyglądała identycznie jak noszona przez nią bokserka.
Przeciwniczka Potter zaczęła przygotowywać się do ciosu, ale
nagle została złapana za mały palec od ręki, który został
momentalnie wykręcony.
Szatynka
pomimo – zapewne – cholernego bólu nadal trzymała rękę na
bluzie drugiej dziewczyny. Kiedy Rage mocniej wykręciła jej palec
zawyła z bólu i puściła czarny materiał nieświadoma, że
dotychczasowe ignorowanie nieprzyjemnego uczucia doprowadziło ją do
złamania którejś z części ręki.
Przeciwniczka
Lily próbowała jeszcze jakoś wybrnąć z tej sytuacji jakimś
widowiskowym uderzeniem, ale złamana ręka jej w tym nie pomagała i
doprowadziła do tego, że dziewczyna niemal się rozpłakała i
zaczęła wyrzucać z siebie wszystkie możliwe przekleństwa.
W
końcu do klatki wkroczył ten sam mężczyzna, który przywlókł tu
Rage i podszedł do rudowłosej. Chwycił ją za nadgarstek i uniósł
jej rękę oświadczając tym gestem, że to ona wygrała tę walkę.
Potem znów złapał ją za ramię i zaczął ją prowadzić z
powrotem do pomieszczenie z którego ją wywlókł na walkę.
Najpierw
wepchnął ją do prowizorycznej celi, a potem wrzucił do tego
pomieszczenia butelkę wody, która musiała być nagrodą za
wygraną.
Dopiero
kiedy mężczyzna odszedł Lily zauważyła w ścianie dziurę o
średnicy około trzydziestu centymetrów. Rage trochę się
zdziwiła, że rosły mężczyzna jej nie zauważył, ale bez
zbędnego wnikania zajrzała przez otwór i ujrzała takie samo
pomieszczenie jak to w którym się znajdowała, tylko pozbawione
okna. Na podłodze w celi
siedział
Serpent i... Pieprzony Albus.
-
Zabije cię Albus. Przysięgam ci idioto, że cię zabije. - warczała
Rage idąc w stronę brata i blondyna siedzącego obok. Miała ochotę
walnąć swojemu bratu i to mocno. Bardzo mocno. Postanowiła jednak
odłożyć to na później, bo miejsce, w którym się aktualnie
znajdowali nie było za dobrym miejscem do wygłaszania kazań, a co dopiero na bicie swojego zmaltretowanego brata. -
Chodźmy stąd, bo drugi raz nie chce wylądować w tej klatce.
*Momextinctio - zaklęcie które sprawią, że osoba na którą je rzucasz znika na około 3 minuty.
**Drowning Pool - One Finger and a Fist
*Momextinctio - zaklęcie które sprawią, że osoba na którą je rzucasz znika na około 3 minuty.
**Drowning Pool - One Finger and a Fist
niedziela, 6 marca 2016
Rozdział 13
Zapraszam
do czytania mojego nowego opowiadania unwanted-story.blogspot.com i przepraszam, że rozdział
taki krótki, ale 13 to jednak pechowa liczba :D
***
-
Lils jedź po naszego kochanego brata. Miał być tu o dziesiątej, a
zaraz będzie dziesiąta, ale w nocy. - James wpadł do pokoju Rage z
niezbyt zadowoloną miną i stanął przy drzwiach oparty plecami o
ścianę.
-
A czy ty nie możesz ruszyć swojego szanownego tyłka i pojechać po
niego? - zapytała Lily, która wyglądała jak ktoś, kto miał
zupełnie inne plany na wieczór.
-
Nie, ponieważ mam coś do zrobienia.
-
Pff... Pewnie twoim „zajęciem” będzie leżenie na kanapie. -
prychnęła.
-
Bardzo się cieszę, że po niego pojedziesz. - uśmiechnął się
złośliwie. - Jak myślisz, skąd najłatwiej wytrzasnąć
bożonarodzeniowe potrawy?
-
Błagam cię, nie mów mi, że wszyscy przychodzą do nas na święta.
-
Myślisz, że Ramsay ma skrzata domowego?
-
Skąd mam do cholery wiedzieć? Lepiej powiedz mi po co ci skrzat.
-
Zastanówmy się... Do czego może być mi potrzebny skrzat? - brunet
potarł, niby w zamyśleniu, brodę. - Ktoś w końcu musi ugotować
te wszystkie potrawy. No chyba, że ty odkryjesz w sobie talent
kulinarny.
-
Lepiej poszukaj skrzata. - rzuciła Rage i wyszła ze swojego pokoju
kierując się w stronę wyjścia z domu.
Kiedy
już znalazła się w środku swojego samochodu i wyjechała spod
domu odezwał się
jej telefon. Odebrała go, włączyła tryb głośnomówiący i
odłożyła komórkę tak, aby nie przeszkadzała jej w jeździe.
-
Rage musimy się natychmiast spotkać. - usłyszała wydobywający
się z telefonu głos Blackness.
-
Dopiero co wyszłam z domu. Nie mam zamiaru się wracać.
-
Myślisz, że gdybym była w domu to bym do ciebie dzwoniła?
Spotkajmy się w...
-
Czekaj. Nie możemy o tym porozmawiać jak spotkamy się w klubie?
Teraz nie za bardzo mogę się z tobą spotkać, bo jadę po Albusa.
-
No to pa. Zobaczymy się u niego pod domem.
-
Wiesz w ogóle gdzie on mieszka?
-
W domu?
-
A ja przez całe życie żyłam w błędzie myśląc, że od mostem.
Ulica B507 numer 15.
***
-
I tu niby mieszka twój szanowny braciszek? - zapytała Blackness
stojąca obok Rage przy samochodzie tej drugiej. Obie dziewczyny
wpatrywały się w blok z czerwonej cegły.
-
Tia... -mruknęła Lily i sięgnęła po swoją różdżkę, która
znajdowała się w samochodzie.
-
Różdżka chyba nie będzie nam zbyt potrzebna. Wiesz mugole i tak
dalej.
-
Fakt. - rudowłosa włożyła różdżkę do kieszeni tam gdzie
zwykle ją trzymała, a mugolską broń wsunęła za pasek tak aby
mieć do niej łatwy dostęp.
-
Chodź, bo mam ci trochę do opowiedzenia, a jeszcze Industria
umyślił sobie to zebranie.
Rage
i Blackness ruszyły w stronę wejścia do budynku, a gdy już były
w środku zaczęły się wspinać po schodach. Zatrzymały się
dopiero na czwartym piętrze przed środkowymi drzwiami.
-
Ehh... Przydałoby się zachować resztki kultury. - westchnęła
Rage i zapukała, a właściwie uderzyła kilka razy w drzwi otwartą
dłonią. Pomimo, że na korytarzu było cicho rudowłosa była
niemal pewna, że w środku muzyka jest tak głośna, że zagłusza
nawet myśli. W końcu od czego są zaklęcia wyciszające.
Po
dłużej chwili drzwi w końcu się otworzyły i stanął w nich
wysoki blondyn z czterodniowym zarostem. Jego jasne, trochę
przydługie włosy były rozczochrane, a niebieskie oczy podkrążone.
Ubrany był w poprzecierane jeansy i obcisły, biały top bez
rękawów. Chłopak chwiał się i na kilometr waliło od niego
alkoholem.
-
Alex, gdzie jest Albus? - zapytała Lily i wepchnęła chłopaka do
mieszkania wchodząc zaraz za nim razem z Blackness, która zamknęła
za nimi drzwi. Od razu uderzył w nich zapach stęchlizny oraz
alkoholu.
-
Albus, Albus... - mruczał pod nosem. - O to ty Lily! Dawno cię tu
nie było! - zawołał chłopak, a Rage miała ochotę uderzyć głową
w ścianę. Czy zna ktoś większego idiotę od Alexa Lewisa?
-
To ty sobie z nim pogadaj, a ja poszukam twojego brata. - mruknęła
Blackness i ruszyła w głąb mieszkania, z którego dobiegała
muzyka stłumiona przez zamknięte drzwi.
-
Albus wyszedł z domu po dwunastej. - odezwał się Alex kiedy
brunetka miała już wejść do pokoju, który najprawdopodobniej był
salonem. Chociaż w tym przypadku można go było nazwać pokojem
imprez.
-
Ku*wa mać. Kolejny zaginął w akcji. - mruknęła pod nosem Rage.
-
Wiesz Lily gdybyś była milsza mógłbym ci powiedzieć coś
więcej. - mruknął blondyn z, jego zdaniem, uwodzicielskim
uśmiechem i wyciągnął rękę by objąć ją w tali.
-
Uwierz mi potrafię być bardzo miła, gdy mam na to ochotę. -
warknęła Potter i wykręciła mu rękę. Na jej korzyść działał
fakt, że chłopak był pod wpływem alkoholu, więc nie miał zbyt
sprawnych ruchów. Pewnie gdyby był trzeźwy, chociażby wykręcenie
mu ręki, nie byłoby takie proste. Nie wyglądał na kogoś kto
dałby się powalić dziewczynie.
-
Uuu ostra. Lubię takie. - zaśmiał się, a Rage zarumieniła się
lekko ze złości. Pieprzony ch*j.
-
Mów wszystko co wiesz o tym gdzie może być Albus. - warknęła
jeszcze bardziej wyginając mu rękę oraz naciskając na kciuka
wyginając go do wewnątrz.
-
Wiesz... Może być wszędzie. Równie dobrze gdzieś na obrzeżach
miasta jak i na Karaibach. Chociaż do jego „przyjaciół”
takie miejsca jak Karaiby niezbyt pasują.
-
O jakich przyjaciołach mówisz? - zapytała Blackness uprzedzając
rudowłosą.
-
Taka dwójka ze wschodu, kotku. Wątpię, aby ci się spodobali. Ja
jestem o wiele lepszy w tych sprawach. - poruszył brwiami w górę i
w dół. Zaraz z nim ku*wa zwariuje. Na szczęście za chwilę
powinien się wygadać.
-
Jaka dwójka? - zapytała Rage w miarę spokojnie.
-
Handlują tym i tamtym. Właściwie każdy od nich kupuje. W końcu
kto w tych czasach nie ma interesów z Rosjanami?
***
-
Mamy tu sterczeć jeszcze przez...
-
Koło pięciu minut. - powiedziała Rage, która siedziała razem z
Blackness w swoim samochodzie, zaparkowanym między drzewami
niedaleko miejsca, w którym Aleksiej – jeden z dwójki Rosjan –
miał się spotkać ze swoim klientem.
-
Mam nadzieję, że przyjedzie wcześniej, bo umrę z nudów. Zresztą
nie tylko ja. - westchnęła Blackness. - Jedynie Peggy się nie
nudzi.
-
Skąd ta pewność?
-
Wiesz... Ona przynajmniej coś robi.
-
Możliwe, że... - Lily umilkła, bo koło nich przejechał czarny
jeep i ruszył w stronę miejsca o którym dziewczyny siedzące w
Nissanie dowiedziały się od Daemona.
-
Okay, jeden już przyjechał. Teraz jeszcze drugi. - szepnęła
brunetka, jakby mężczyzna, który nie dawno przejechał obok nich
miał ją usłyszeć.
Lily
dotknęła ramienia siedzącej obok niej dziewczyny, po czym wskazała
na okno po swojej stronie przez które można było zobaczyć
granatowy, trochę zmaltretowany samochód częściowo przesłonięty
drzewami.
-
No to powodzenia Rage. - zaśmiała się cicho Blackness.
-
Czemu zawsze ja?
-
Twój brat, gdyby to była moja matka to...
Lily
westchnęła i wyciągnęła różdżkę z kieszeni. Rzuciła na
siebie zaklęcie, które stłumi jej kroki, gdy zacznie się skradać,
po czym narzuciła na siebie pelerynę-niewidkę.
Kiedy
wyszła z samochodu ucieszyła się, że w tym roku śnieg nie miał
w planach się pokazać, ponieważ przez swoje odciski na pewno by
się zdradziła. Dziś jednak jedyne co można było zauważyć to
uginające się pod jej ciężarem liście oraz drobne gałązki.
Rage
szła szybkim krokiem w stronę polany, na której znajdowali się
Aleksiej i jego klient. Na razie nie musiała się martwić o to, że
mężczyźni zauważą jej kroki. Choć były one słabo widoczne to
osoby, które zwracały uwagę na szczegóły mogły je dojrzeć z
łatwością.
Kiedy
ujrzała już polanę od razu rzucił jej się w oczy rosły
mężczyzna, którego twarz była oświetlona przez światło
księżyca, a promienie Srebrnego Globu odbijały się od łysej
głowy faceta. Miał on koło dwóch metrów wzrostu i nie wyglądał
na osobę, która omijała siłownie szerokim łukiem. Jego twarz
była przecięta przez bliznę, która ciągnęła się od ucha,
przez policzek, do krawędzi kwadratowego podbródka.
Lily
nawet nie przyglądała się drugiemu mężczyźnie tylko ruszyła w
stronę czarnego samochodu należącego do Aleksieja. Miała o tyle
ułatwione zadanie, że jeep znajdował się tuż przy wyjeździe z
okrągłej polany i był oddalony o kilka metrów od dwójki mężczyzn
pochłoniętych... Rozmową.
Rage
powoli podeszła do auta i pomimo tego, że miała coś do zrobienie
postanowiła mu się przyjrzeć. Choć odrobinę. Czarny samochód
okazał się Jeepem Grand Cherokee. Opony samochodu były wymienione
na takie, które pozwalały na jazdę nawet gdyby zostały
przestrzelone. Samochód na pewno został przerobiony, więc prędkość
245 km/h odeszła w zapomnienie.
Potter
odwróciła wzrok od auta i podeszła do niego jeszcze bliżej, po
czym opadła na kolana. Jej zadaniem, było jedynie podrzucenie
nadajnika, ponieważ nie chcieli ryzykować, że stracą samochód z
oczu i nie dotrą do kryjówki mężczyzn. Peggy niby próbowała
znaleźć jakieś informacje o tym, gdzie mieszkają, ale nie szło
jej to zbyt dobrze. Daemonowi zresztą też nie.
Kiedy
już pozbyła się nadajnika wstała i ruszyła w drogę powrotną,
by jak najszybciej znaleźć się w Nissanie. W końcu dwójka
mężczyzn mogła w każdej chwili odjechać, a Rage musiała jeszcze
powiadomić Peggy, która miała za zadanie uruchomić nadajnik.
Lily
cały czas oddalając się słyszała za sobą głosy mężczyzn, a
właściwie jeden głos, którego właścicielem na pewno nie był
Aleksiej. Co dziwne Rage kojarzyła skąd ten głos, ale za cholerę
nie mogła sobie przypomnieć do kogo należał.
***
-
Można się było spodziewać, że będą mieszkać w czymś takim. -
powiedziała Blackness, gdy zatrzymały się niedaleko domu przed
którym zaparkował Aleksiej. Była to pokaźna, dwupiętrowa willa.
Przez której okna nie można było zobaczyć nic. No chyba, że
odbijające się w nich światło księżyca można było uznać za
„coś”.
-
Jak myślisz jest tu? - zapytała Rage.
-
Możliwe.
-
Możliwe?
-
Wiesz... Równie dobrze mogą go trzymać w jakimś pustostanie na
obrzeżach miasta, ale to jest ta bardziej ekstremalna wersja.
-
Jak ja kocham ekstremalne wersje. - prychnęła Lily i wyciągnęła
telefon z kieszeni, po czym wybrała numer Serpenta. Chłopak odebrał
po kilkunastu sekundach.
-
Czego dusza pragnie?
-
Jak idzie Peggy?
-
Nasza prędkość jest doprawdy zawrotna. Właśnie oglądamy
sobie czarny ekran.
-
Rozumiem, że jest sporo zabezpieczeń.
-
Tak, jest w ch*j zabezpieczeń, ale przeszliśmy już przez ponad
połowę. A przynajmniej tak mi się wydaję.
-
Czyli trochę sobie poczekamy. Zadzwoń jak...
-
Czekaj chwilę. Chyba zbliżamy się do mety.
Przez
chwilę w słuchawce dało się słyszeć szepty, a potem cichy
tryumfalny okrzyk, który najprawdopodobniej wydała zadowolona z
siebie Peggy.
-
Okay możecie robić co wam się rzewnie podoba. Kamery i brama są
nasze.
Rage
rozłączyła się i schowała telefon z powrotem do kieszeni, po
czym spojrzała na Blackness wyciągającą broń ze schowka i
podającą jeden pistolet rudowłosej.
-
Wątpię, aby peleryna nam się przydała. - westchnęła Lily i
rzuciła srebrny materiał w miejsce w którym jeszcze przed chwilą
była schowana ich broń teraz znajdująca się za paskami spodni
dziewczyn.
-
Ta... Ale zaklęcie oślepiające nigdy nie zaszkodzi. - wyszczerzyła
się brunetka i wyciągnęła różdżkę, po czym rzuciła na siebie
i towarzyszącą jej dziewczynę odpowiednie zaklęcie.
-
Ehh... Conjunctivitis zawsze przydatny. Chociaż wolę, gdy to
ja je rzucam, a nie gdy moje ciało oślepia innych.
-
Jakoś przeżyjesz. Ciesz się, że możesz na mnie patrzeć.
-
Błagam nie komplementuj sama siebie w takiej sytuacji.
-
Jakiej sytuacji? Na razie nic nie robimy.
-
To chwilowy stan rzeczy. - rzuciła Rage i wyszła z samochodu, a
zaraz za nią ruszyła Blackness nadal szczerząca się jak głupia.
-
Już się nie mogę doczekać, gdy ludzie będą krzyczeli na mój
widok.
-
Jesteś chora wiesz?
-
Rzadko to słyszę, ale doskonale o tym wiem. W końcu przebywam z
sobą non-stop.
-
Cieszę się, że ja nie muszę z tobą siedzieć przez całą dobę.
-
Och, nie jęcz.
-
Masz środek paraliżujący?
-
Gdzieś powinien być. - Blackness zaczęła przeszukiwać kieszenie
swoich spodni.
-
Błagam tylko nie mów, że wbiłaś go sobie w tyłek...
-
Wiesz nie jestem pewna.
-
Merlinie, z kim ja żyję?!
niedziela, 28 lutego 2016
Prorok Codzienny
Niestety rozdział nie pojawi się w tym tygodniu ponieważ mam dużo na głowie, a moje (nędzne) pomysły nie chcą się ujawnić. Spróbuje dodać 13 rozdział w następny weekend. ;)
sobota, 13 lutego 2016
Rozdział 12
Wysoki,
szczupły mężczyzna stał przy gotyckim oknie i wpatrywał się w
nie zamyślony. Jedyne co można było zobaczyć za szybą to ciemne,
nocne niebo oraz księżyc, który co jakiś czas był całkowicie
zasłaniany przez ciężkie chmury zwiastujące śnieg.
-
Panie, wszystko już przygotowane.
Do
pokoju wszedł przysadzisty mężczyzna z przerzedzonymi, płowymi
włosami, które były zaczesane tak, aby zasłaniały już
kompletnie pozbawione włosów miejsca. Ubrany był w podniszczoną
czarną szatę, która mocno opinała jego ramiona. Bystre,
niebieskie oczy wpatrywały się z lekkim strachem w sylwetkę
drugiego mężczyzny.
-
Zaraz przyjdę. Muszę się przygotować. - powiedział wyniosłym
tonem mężczyzna nadal stojący przy oknie. - Lepiej wracaj i
pilnuj, by ci idioci niczego nie zniszczyli.
Kiedy
niebieskooki wyszedł z pomieszczenia drugi mężczyzna odwrócił
się, a jego twarz został oświetlona przez słabe światło, które
docierało do komnaty przez uchylone drzwi.
Czarne
oczy lustrowały pomieszczenie, a białe włosy poprzecinane czarnymi
pasemkami spływały po ramionach sięgając już niemal ud
mężczyzny. Usta same w sobie wąskie teraz były niemal nie
widoczne, bo mężczyzna zacisnął je chyba nieświadomie,
intensywnie nad czymś rozmyślając .
Po
dłuższej chwili stania w jednym miejscu ruszył w stronę szafy
stojącej w rogu pomieszczenia. Otworzył ją i wyjął z niej
krwistoczerwoną szatę ozdobioną dziwnymi znakami, które
przywodziły na myśl najgorsze rzeczy.
Białowłosy
wyszedł przez uchylone drzwi i ruszył korytarzem. Na ścianach z
szarego kamienia można było zobaczyć starodawne kinkiety. Posadzka
była wykonana z jasnego marmuru.
Mężczyzna
zatrzymał się dopiero gdy doszedł do jednej z surowych komnat pod
ziemią. Była ona dość duża, ale nie znajdowało się w niej
kompletnie nic. Na ścianach były cegły z których
najprawdopodobniej zbudowany był cały budynek, a na podłodze
marmur, który królował w całej rezydencji. Najbardziej w oczy
rzucał się pentagram wyryty w posadzce.
-
Możesz odejść. - powiedział białowłosy do mężczyzny, który
wcześniej wszedł do jego komnaty, a teraz stał w całkowicie
pustym pomieszczeniu. Niemal natychmiast wyszedł z niej i zamknął
za sobą drzwi, a czarnooki mężczyzna został sam w komnacie.
Podszedł
do wyrytego w marmurze symbolu, wyciągnął z kieszeni sztylet o
srebrnym ostrzu i czarnej, zdobionej rękojeści, po czym przeciął
nim opuszek, z którego zaczęła skapywać krew. Mężczyzna opadł
na podłogę i przyłożył palec do pentagramu. Kiedy krew przestała
już płynąć podniósł się, a symbol zaczął się jarzyć
czerwonym, oślepiającym blaskiem. Białowłosy przymknął oczy i
zaczął coś szeptać w niezrozumiałym języku.
Kiedy
znów otworzył oczy ujrzał wysoką, kobietę o krótkich, ciemnych
włosach. Jej oczy były czarne, całkowicie czarne. Wyglądało to
tak jakby gałkę oczną zastąpiła kula, którą grało się w
bilarda. Miała surową, ale piękną twarz o ostrych rysach i
wydatnych kościach policzkowych. Mlecznobiała cera kontrastowała z
ciemnymi szatami, które były tak luźne, że nie można było
określić czy kobieta jest szczupła, czy może wręcz przeciwnie.
Mężczyzna
wykrzywił swoje wargi w coś na kształt uśmiechu i spojrzał na
stojącą przed nim kobietę. Mierzył ją przez jakiś czas wzrokiem
i gdy miał się już odezwać przeszkodziła mu czarnowłosa.
-
Dawno się nie widzieliśmy Lycorisie. - powiedziała kobieta dość
niskim głosem. - Czyżbyś zapomniał o swojej starej przyjaciółce?
-
Nie śmiałbym.
-
Wiem doskonale czego ode mnie oczekujesz, ale nie wiem, czy warto
jest to dla ciebie zrobić.
-
Warto.
-
I myślisz, że twe słowa mi wystarczą.
-
Uważam, że tak. W końcu twe życie byłoby nudne bez moich
pomysłów.
-
Moje życie... - prychnęła. - Doskonale zdajesz sobie sprawę ile
mam lat i ile jeszcze będę mogła zobaczyć. Twoje wybryki są dla
mnie tym czym dla rodziców są drobne wpadki dzieci. Zaproponuj mi
coś co będzie warte poświęcenia kilku moich pobratymców.
-
Czego pragniesz? Zrobię wszystko by tylko pomścić Lucretie i by ma
zdradziecka żona w końcu pożałowała swego czynu sprzed lat.
-
Dobrze, a więc możemy teraz omówić szczegóły naszego układu...
***
Rage
obudziło ciche stukanie, które okazało się dobijającą sową.
Nikogo oprócz niej nie było w dormitorium więc zwlokła się z
łóżka i podeszła do okna by wpuścić popielatą sowę, która
wleciała do środka i wylądowała na jej szafce nocnej.
Rudowłosa
ze zrezygnowaniem znowu ruszyła do swojego łóżka i gdy na nim
usiadła odwiązała liścik od nóżki sowy, która nie miała chyba
w planach wracać, bo nadal stojąc w tym samym miejscu zaczęła
skubać pióra swoim dziobem.
Potter
spojrzała na list i bez czytania go rozpoznała kto był nadawcą.
James. Tylko on potrafił pisać tak okropnie.
Lils
nie uwierzysz co się stało!
Postanowiłem
przyjechać dwa dni wcześniej i nie zgadniesz jaki „piękny”
widok zastałem. Nasz tatuś leżał na sofie rozpaczając, a
towarzystwa dotrzymywała mu Ognista. No i twój chrzestny, ale on
wtedy latał po kuchni w samym fartuszku. A wiesz co było tego
powodem (nie chodzi mi o powód przez który Ramsay miał na sobie
ten przeklęty strój). Uciekająca panna młoda. Chociaż chyba
bardziej pasuje uciekająca żona, która leci tylko na forsę.
Dobrze,
że przyjeżdżasz jutro, bo ja już nie wytrzymuje w tym domu
wariatów. Ojciec cały dzień jęczy o Arianie, a ja już nie mogę
tego słuchać. Niby Ramsay też u nas przesiaduje, ale to wcale nie
pomaga.
Coś
czuję, że za niedługo skończy się faza rozpaczy i Harry Potter
obudzi w sobie lwa. A to będzie jeszcze gorsze. Zacznie te swoje
poszukiwania. Jeśli komuś uda się go wtedy utrzymać w domu to
będzie mistrzem.
Twój
najprzystojniejszy,
najinteligentniejszy
i
najpopularniejszy brat,
James.
PS.
Nie
udałoby ci się przyjechać wcześniej?
Rage
uśmiechnęła się pod nosem widząc podpis swojego brata. Chwyciła
pergamin i pióro, po czym zaczęła odpisywać Jamesowi na list.
Mój najbrzydszy,
pozbawiony szarych komórek bracie,
nie,
nie uda mi się przyjechać wcześniej chociaż
cholernie bym chciała,
ale obiecuje, że jak tylko przyjadę to Ariana pożałuje, że się
urodziła. Chociaż... Potem to ja skończę martwa zabita przez
Chloe i Hadesa
Jeremiego, a byłaby to okropna strata dla ludzkości. Więc lepiej
będzie jeśli to ty zajmiesz się tą „straszną” rzeczą, bo
nikt nie będzie za tobą płakał,. A ja w czasie, gdy będziesz
odwalał czarną robotę przywrócę naszego ojca do porządku. Ale
jeśli do Bożego Narodzenia nasz sławny Harry Potter się nie
ogarnie to ja się poddaję.
Idę znaleźć Chloe,
a ty lepiej znajdź sobie nową sowę, bo ta właśnie romansuje z
moją szafką. Naprawdę zaklęcia naprawcze nie są moją dobrą
stroną, więc łaskawie jeśli będziesz chciał do mnie napisać
wysyłaj sowę ojca.
Twoja jedyna w swoim
rodzaju siostra,
Lily.
PS.
Jimmy
wiem, że śnisz o Ramsayu po nocach no, ale mógłbyś łaskawie nie
zdradzać mi szczegółów swoich fantazji. Mój chrzestny w samym
fartuszku... Niezbyt ciekawa wizja. A poza tym uwierz mi bracie, ale
on jest dla ciebie za stary i zbyt Ramsayowaty.
***
-
Wiesz może gdzie jest Ariana? - zapytała Rage podchodząc do
Blackness, która przed chwilą wyszła z Pokoju Wspólnego Krukonów.
-
Emm... Powinna być w pracy. - mruknęła dziewczyna ze zmarszczonymi
brwiami. - A od kiedy cię interesuje moja matka?
-
Od momentu kiedy mój ojciec rozpacza, brat uważa ją za uciekającą
pannę młodą, a chrzestny siedzi u mnie w domu i udaje kucharkę. -
powiedziała Lily przeczesując włosy ręką. - Czyli od chwili
kiedy Ariana nie wróciła do domu...
-
Od kiedy jej nie widzieli?
-
Nie mam bladego pojęcia. Na pewno nie ma jej już od dwóch dni.
-
Może gdzieś pojechała.
-
Może...
-
Nie pomagasz Rage.
-
Wiem. Ja tu tylko jestem informatorem. W końcu przydałoby się abyś
wiedziała o zaginięciu twojej matki. - No i o tym, że Jim
planuje zabójstwo... Razem ze mną. dopowiedziała w myślach.
-
Ona nie mogła zaginąć! M... Może ktoś ją porwał?! Ale...
Przecież ona nie miała wrogów. - brunetka próbowała utrzymać
kamienną minę, ale nie szło jej to najlepiej. No, bo komu by się
to udało, gdyby dowiedziałby się o zaginięciu swojej matki.
Chociaż... Malfoy'owi by się to udało.
-
Spokojnie Blackness. Znajdziemy ją. - Rudowłosa zaczęła ją
pocieszać. Nie była w tym najlepsza, więc po chwili postanowiła
się zamknąć i po prostu posiedzieć z dziewczyną w ciszy dopóki
ta się nie uspokoi. W końcu jeśli nie uda się uspokoić brunetki
to nie będzie się dało zdobyć żadnych informacji, które
pomogłyby im w poszukiwaniu Ariany.
***
Rage
nawet się nie zdziwiła, gdy otworzyła oczy i dostrzegła, że leży
w Pokoju Życzeń. Wczoraj siedziała w nim do późna razem z
Blackness i resztą, a że nikomu nie chciało się wracać do
dormitoriów zostali w tym pokoju na 6 piętrze.
-
Wie ktoś może która godzina? - zapytała, ale jedynym co dostała
w odpowiedzi była cisza.
Lily
z westchnięciem zwlokła się z łóżka, które wczoraj na jej
polecenie pojawiło się w Pokoju Życzeń. Chciała sięgnąć po
telefon, ale przypomniała sobie, że zostawiła go w dormitorium.
Jednak, gdy pomyślała o telefonie ten nagle pojawił się na
stoliku. Może i nie jej, ale mogła sprawdzić godzinę.
8:43
Ciekawe od kiedy ja tak wcześnie wstaje? Już chciała się z
powrotem rzucić na łóżko kiedy przypomniała sobie o czymś.
Dzisiaj wraca do domu. Pociąg odjeżdża za trochę ponad godzinę,
a ona nawet się nie spakowała. Zresztą wątpiła w to, aby reszta
osób znajdujących się w pokoju była spakowana.
Eh...
Żeby ich obudzić potrzeba sprawdzonego sposobu.
Potter sięgnęła po różdżkę i mruknęła pod nosem zaklęcie
przez co zaczął się z niej wydobywać strumień wody, którym
zaczęła oblewać każdego po kolei.
-
Zabije cię Rage. - Alie zerwała się z piskiem z łóżka i zaczęła
szukać swojej różdżki by jak najszybciej się wysuszyć.
-
Może odłożymy to na później. Za godzinę odjeżdża pociąg do
Londynu. - powiedziała Lily i cofnęła zaklęcie, bo wszyscy stali
już na równych nogach.
-
Za godzinę?! - tym razem wydarła się Isabelle i rzuciła się w
stronę drzwi, a zaraz za nią ruszyła reszta Ślizgonów. Oni
jednak nie śpieszyli się tak jak brunetka. Najwyraźniej
wyszykowanie się zajmuje Izzy o wiele więcej niż godzinę.
-
Spotkamy się pod Wielką Salą. - rzuciła Potter do Ludy i
Blackness, po czym chwyciła za ramię Devila i popchnęła go w
stronę drzwi.
Rage
i Devil szli chwilę w ciszy, ale gdy tylko chłopak już się
otrząsnął po drastycznej pobudce zaczął o czymś gadać. Na
początku rudowłosa niezbyt go słuchała, ale gdy dostała łokciem
w żebra postanowiła choć trochę się skupić na jego paplaninie.
-
...dzisiaj zaczynasz wielkie poszukiwania. - usłyszała końcówkę
wypowiedzi chłopaka.
-
James się tym zajmuje. Wiesz ja nie chce zostać zabita przez
Blackness, gdy coś pójdzie nie tak.
-
Czyli ty masz w planach wylegiwać się w domu.
-
Ja mam w planach ogarnąć mojego ojca. Wierz mi to jest trudniejsze
niż jakakolwiek akcja ratownicza.
-
Mons
leones.
- powiedział Devil do Grubej Damy i ta od razu ukazała im wejście
do Pokoju Wspólnego. Pomieszczenie było kompletnie puste, bo
wszyscy znajdowali się teraz na śniadaniu w Wielkiej Sali, a
przynajmniej powinni się znajdować.
-
Jak skończę się pakować to przyjdę do ciebie. - rzuciła Rage i
zaczęła się wspinać po schodach, które prowadziły do jej
dormitorium. Tak jak się spodziewała w pokoju nikogo nie zastała,
a kufry jej współlokatorek był ustawione przy ich łóżkach razem
z klatkami na ich zwierzęta.
Lily
otworzyła szafę i to co zobaczyła sprawiło, że zarumieniła się
lekko ze złości. Każde jej ubranie było porozrywane na kawałki
lub przynajmniej rozszarpane w jakimś miejscu.
-
Russell jesteś tak martwa jak to tylko możliwe. - warknęła Potter
i sięgnęła po różdżkę. Jej jedyną nadzieją było reparo.
Może
i lubiła zakupy – no bo jaka dziewczyna nie lubiła -, ale
naprawdę nie uśmiechało jej się wymienianie swojej garderoby.
Rzuciła
zaklęcie i po chwili wzięła jeden ze swoich T-shirtów do ręki by
ocenić wyniki swojej pracy. Wyglądał tak jak poprzednio, może i w
jednym miejscu było widać trochę jaśniejszą od reszty linię,
ale nie rzucała się ona w oczy. Na szczęście bluzka nie była
mieszanką trzech różnych.
Rage
nadal wściekła wzięła ubrania, w które miała zamiar się
dzisiaj ubrać, po czym jedynym zaklęciem sprawiła, że pozostałe
jej ubrania znalazły się w kufrze.
Kiedy
już się ubrała lewitując przed sobą swój bagaż pognała do
dormitorium w którym znajdował się Devil. Oczywiście chłopak na
razie stał przed szafą i zastanawiał się co ubrać.
-
Nie zgadniesz co ta su*a zrobiła. - warknęła Potter na powitanie i
opadła na łóżko chłopaka.
-
Zakładam, że mówimy o Salome. No a więc co takiego się stało.
-
Ta niezrównoważona psychicznie idiotka zniszczyła mi wszystkie
moje ubrania.
-
Jak widzę nie wszystkie. - blondyn rzucił okiem na jej dzisiejszy
strój.
-
Przeklęte reparo
zadziałało.
-
Masz jakiś szatański plan na zemstę?
-
A jak myślisz? - zapytała dziewczyna z błyskiem w oku. -
Zrealizuje go po świętach.
***
Rage
wyszła z pociągu i pierwsze co rzuciło jej się w oczy to tłum
rodziców czekający na swoje dzieci. Jednak, gdy bardziej wpatrzyła
się w te osoby zauważyła stojącego w oddali Jamesa bawiącego się
kluczykami od samochodu. Najwyraźniej tak bardzo miał dość
siedzenia w domu, że już wolał po nią przyjechać.
Lily
szybko pożegnała się ze Ślizgonami oraz Ludą i Devilem, po czym
podeszła do swojego brata rzucając jeszcze w stronę Blackness, że
będą na nią czekać. Brunetka jednak chciała jeszcze coś
załatwić na mieście, więc powiedziała, że wróci sama.
-
No w końcu przyjechałaś Lils. - James przytulił ją na
przywitanie. - Zakładam, że mam nie czekać na naszego brata, bo z
pewnością leci do tego swojego chłopaka.
-
Echem... To nie jest jego chłopak. - sprostowała dziewczyna. A
bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
-
Mniejsza z tym. Chodź. - brunet pociągnął ja za rękę i znaleźli
się w mugolskiej części dworca.
Trochę
czasu minęło za nim przepchali się przez tych wszystkich mugoli i
dotarli do wyjścia gdzie od razu skierowali się na parking na
którym czekało na nich auto Jamesa. Samochodem tym było białe BMW
M9. Rage nie raz zastanawiała się po co jej bratu auto, ale w końcu
doszła do wniosku, że w dzisiejszych czasach dość sporo
czarodziejów jeździ tym mugolskim środkiem transportu. Zresztą
ona sama należała do tych osób.
Lily
rozsiadła się wygodnie na miejscu pasażera, a James wziął jej
kufer i wrzucił go do bagażnika, po czym zajął miejsce za
kierownicą.
-
No, a więc teraz możesz mi opowiedzieć co się dzieje w naszym
domu wariatów. - powiedziała Rage, gdy wyjechali już z parkingu na
główną drogę.
-
Właściwie to nic się nie dzieję. Wiesz ojciec nic nie robi, ja
nic nie robię i Ramsey też nic nie robi.
-
Czyli przestał już rozpaczać.
-
Można tak powiedzieć. Siedzi i prawie nic nie gada.
-
Zajebiście. A co z tą przeklętą Arianą.
-
Emm... Jeszcze moje poszukiwania nie zostały rozpoczęte.
-
Tak myślałam. To co jutro zaczynamy wielkie poszukiwania?
Subskrybuj:
Posty (Atom)