wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 7

12 października zdaniem Rage nadszedł stanowczo za szybko. To dzisiaj do Hogwartu mieli przyjechać ci cholerni goście, a konkretnie mają się pojawić za minutę, bo wtedy aktywują się świstokliki. Cała szkoła zebrała się w Wielkiej Sali oczekując na całą tą zgraję. Nauczyciele siedzieli podjarani na swoich miejscach przy stole, próbowali udawać, że wcale nie czekają na te wszystkie szkoły, z marnym skutkiem. Za to Rage i cała reszta drużyny sterczała przed stołem. Oczywiście Vogel przekazywał im, że mają się ubrać elegancko, ale jakoś im to nie wyszło.
Rage ubrała się w burgundowe rurki i białą koszulę w czarną kratę, a na nogach miała czarne, zamszowe botki. Nie obyło się też bez mocnego makijażu i bransoletki z ćwiekami.
Serpent wcisnął na siebie czarne rurki i T-shirt, na to miał narzuconą bordową koszulę w kratę oraz skórzaną kamizelkę. Na nogach miał glany, a z kieszeni wystawał mu kabel od słuchawek.
Raphael Moliere wyglądał w miarę elegancko w zgniłozielonych spodniach oraz czarnej koszuli, w której podwinął rękawy.
Hades oczywiście był ubrany cały na czarno, a jego strój składał się z bluzy, rurek i trampek. Do niedawna kaptur miał na głowie, ale pod ostrzałem spojrzeń wszystkich nauczycieli łaskawie go ściągnął.
Dwie przyjaciółki – pałkarki -, Bellona i Sana były ubrane w trochę przydługie swetry w kolorze szmaragdu i szafiru oraz obcisłej jeansy z dziurami na kolanach.
Ostatnią osobą z tej grupy byłą Natalie, ścigająca w drużynie Hogwartu. Dziewczyna może nie była zbyt mądra, ale jeśli chodzi o quidditcha stawała się prawdziwym geniuszem. Dziś ubrana w łososiową spódnicę z baskinką, żakiet w tym samym kolorze, białą bluzkę oraz szpilki wyglądała chyba najbardziej elegancko z nich wszystkich.
Gronu pedagogicznemu nie chodziło jednak o taką elegancję jaką prezentowała Natalie. Arnold Vogel wspominał chyba coś o szatach, które nie wyglądałyby jakby ktoś w nich spał, ale gdy mówił on o czymś co nie miało związku z quidditchem, drużyna wyłączała swoje myślenie i nie pamiętała nic z jego paplaniny.
Nagle w Wielkiej Sali zaczęło się pojawiać co raz więcej osób. Oczywiście byli to uczniowie z zagranicznych szkół. W jednej chwili pojawiło się osiem drużyn quidditcha wraz opiekunami i zawodnikami rezerwowymi.
Rage udało się wyłapać potępiające spojrzenie dyrektora, który spostrzegł gość z francuskiej szkoły magii dla chłopców, którzy byli wystrojeni w wyjściowe szaty.
- Nie da nam żyć przez ten strój. - mruknęła Rage nawet nie odwracając wzroku od gości. - Nadal nie rozumiem po co my tu w ogóle sterczymy.
- Pewnie będziemy się widać z tymi... No z nimi. - odpowiedziała Sana wskazując podbródkiem na przybyłych. W tej samej chwili słowa dziewczyny się potwierdziły, bo opiekun Francuzów zaczął poganiać swoich podopiecznych w swoją stronę. Gdy byli oni już dość blisko Rage przeżyła szok widząc Louisa Weasleya
- To ty nie skończyłeś jeszcze szkoły? - syknęła chłopakowi do ucha, gdy ten zamknął ją w uścisku.
- Tak jakoś wyszło. - zaśmiał się cicho i przeszedł do kolejnej osoby.
Tysiące uścisków rąk później, jedną chorą przemowę oraz bardzo głośną kolację w końcu mogli pójść do Pokojów Wspólnych. Scott Grant oczywiście podczas swojej cholernie długiej przemowy uwzględnił fakt, że ci cali goście muszą w końcu gdzieś spać więc porozdzielał po dwie szkoły na jeden dom. Gryffindorowi dostali się Francuzi oraz Rosjanie. Oczywiście trzeba było te szkoły jakoś doprowadzić do domów więc prefekci mieli porównywalną robotę jak ta na początku roku.
- Czy tylko ja czuję się jak na początku roku? - zapytała Rage Devila, gdy szli skrótami do Pokoju Wspólnego.
- Wiesz tym razem znamy hasło i z łatwością dostaniemy się do środka. - mruknął chłopak w odpowiedzi i podał także hasło Grubej Damie, która odsunęła się ukazując im wejście do Pokoju Wspólnego, który jak na razie był całkowicie opustoszały.
Rage wraz z Devilem weszli do środka i od razu opadli na sofę, która stał przy kominku przez co siedzącym było przyjemnie ciepło.
- Mam jedno małe pytanko. - zaczął blondyn. - Czy ty masz znajomości wszędzie?
- A co masz tym razem na myśli?
- Tego chłopaka z którym się przytulałaś.
- Ach... To mój kuzyn, Louis. Szczerze mówiąc byłam zdziwiona, gdy go zobaczyłam, bo myślałam, że już skończył szkołę, ale jak widać myliłam się.
Gdy usłyszeli głosy wchodzących Gryfonów i reszty przerwali rozmowę. Nie minęła nawet minuta, a przysiadł się do nich Louis z wielkim uśmiechem na twarzy.
- No to co tam u ciebie Lils? - zapytał rozsiadając się na fotelu.
- To sam co zawsze. - mruknęła w odpowiedzi. - Widzę, że czujesz się jak u siebie.
- Oczywiście. W końcu chodziłem tu do aż dwa miesiące. - pochwalił się z dumą. - Znam ten zamek jak własną kieszeń.
- Echem... Coś czuję, że chyba nie nosisz spodni z kieszeniami. - Rage uniosła jedną brew patrząc na blondyna.
- Je... - Louisowi przerwał jakiś Francuz, z którego gadania jedyne co Lily zrozumiała to Louis. Takie życie, gdy zna się tylko jeden język.
- Nicolas naprawdę nie musisz szpanować swoim francuskim, bo ona na to nie leci. - zaśmiał się kuzyn Rage, a drugi chłopak posłał mu mordercze spojrzenie.
- Ty tylko o jednym myśleć. - powiedział Nicolas ze śmiesznym akcentem i rudowłosa oraz Devil musieli się powstrzymać od śmiechu.
- Och... Nie histeryzuj Nico. - Louis wstał i usadził chłopaka na swoim poprzednim miejscu. - Usiądź sobie i słuchaj naszych jakże fascynujących rozmów, a wszystko będzie dobrze.
- Ugh... Qu'est-ce que une cruche… - Nicolas zaczął coś gadać po francusku i w głowie Rage znów pojawiła się jedna myśl Co on pie*doli?
- Louis mógłbyś łaskawie przetłumaczyć. - Lily posłała chłopakowi przesłodzony uśmiech.
- No, a więc... Mówi, że jestem idiotą. Nie wie dlaczego jeszcze się ze mną zadaje. No i inne takie brednie. Jest strasznie wybuchowy więc nie próbuj go denerwować, bo twoja szkoła może zniknąć z powierzchni ziemi. - zakpił Louis. - A teraz pozwól o pani, abym mógł go odprowadzić, bo dostał słowotoku i nie skończy gadać przez następny kwadrans.
- A gdzie masz ten swój pokój? - Devil odezwał się po raz pierwszy od pojawienia się dwójki chłopaków.
- Nie mam bladego pojęcia, ale ten dyrektorek coś mówił, że mamy się zgłosić do jakiegoś prefekta. - odpowiedział. - Znacie jakiegoś?
- Ten przy wejściu. - Devil wskazał na Aleca, który stał w jednym miejscu od pewnego czasu.
- Uuu... Przystojny. - Louis zagwizdał i dostał łokciem w żebra od swojego kumpla.
- Bo jeszcze pomyślę, że jesteś gejem Lou. - Rage spojrzała na niego przenikliwie, a ten tylko poruszał brwiami w górę i w dół i pognał z Nicolasem w stronę prefekta Gryffindoru.
***
- Rage jaką sukienkę zakładasz na bal? - zapytała Blackness, która pojawiła się w Pokoju Wspólnym około dwudziestej-trzeciej, wpadła do środka, gdy jakiś Gryfon wchodził pokoju.
- Nie zakładam. - mruknęła rudowłosa kręcąc się Pokoju Wspólnym w poszukiwaniu zasięgu. Blackness siedziała na sofie i wodziła tylko wzrokiem za dziewczyną.
- Jak to?! To idziesz w jeansach? - zszokowała się brunetka, a wszyscy którzy siedzieli jeszcze w pokoju spojrzeli się na nią.
- Nie nie idę. - warknęła, a tym razem wszyscy spojrzeli się na nią.
- Jak to nie idziesz?!
- Normalnie.
- Ale jesteś w drużynie. Musisz iść.
- Nie wiem co bycie w drużynie quidditcha ma do pójścia na jakiś cholerny bal.
- Ma i to bardzo dużo. Przecież musisz reprezentować Hogwart.
- Nie dramatyzuj Blackness. Nie idę i tyle.
- Nie martw się. Zaciągnę cię tam.
- Hmm... Raczej ci się nie uda. Mam szlaban.
- Ale... - Blackness momentalnie zamilkła nie wiedząc co powiedzieć.
Lily nadal krążyła po pokoju kiedy z dormitorium chłopców wyszedł Devil, który od razu do niej podszedł i cicho szepnął do ucha:
- Podstępna s*ka. - Rage zareagowała na to śmiechem, ale nagle urwała go i zaczęła piszczeć wisząc na jednym z foteli na którym siedział jakiś chłopak z siódmego roku. - Co ci odwala? - zapytał Devil teatralnie pocierając skronie.
- Mam zasięg! - pisnęła.
- Tutaj? - spojrzał na nią z niedowierzaniem i wyciągnął z kieszeni telefon, po czym podszedł do dziewczyny. Rzucił okiem na ekran i spostrzegł, że ma aż trzy kreski zasięgu. - Och... życie jednak jest piękne.
- Mam 48 wiadomości głosowych i 196 SMS-ów od ostatniej wizyty w klubie. - mruknęła Rage i zaraz podleciała do nich Blackness nadal z obrażoną miną. - Czy ci debile nie rozumieją, że skoro nie odpisuję przez miesiąc to już nigdy nie odpiszę?
- Jak widać. - odpowiedziała w tym samym czasie pozostała dwójka
- Czy tylko do mnie Industria wysłał tą dziwną wiadomość? - zapytała czytając SMS-a.
Rage mam nadzieję, że uda ci się odczytać tego SMS-a. Specjalnie wysyłam go wcześniej. Za miesiąc musicie być wszyscy w klubie. Podkreślam musicie. Najlepiej bądźcie przed dwudziestą. Sprawa wagi państwowej.
- Chyba tylko do ciebie. - Blackness zajrzała jej przez ramię. - Przecież wie, że będziesz szukała zasięgu za wszelką cenę. - Lily spojrzała na nią, a jej spojrzenie mówiło wszystko, ale na pewno nie zapowiadało nic dobrego. - No co taka jest prawda. - Rudowłosa nie przestała się na nią patrzeć. - Och... Mniejsza z tym. Spójrz na datę.
- 20 września.
- Dzień po meczu.
- Zajebiście.
***
- Lilyanne Luno Potter.
- Jak myślisz ma zamiar mnie zabić, bo zastanawiam się nad tym jak się bronić. Słownie czy może jednak trzeba użyć siły. - mruknęła Rage próbując zignorować chłopaka, który zbliżał się do niej co raz bardziej.
- Wiesz najlepsza będzie ucieczka. Nie wygląda na słabego. - odpowiedziała Blackness.
- Dzięki. Rozumiem, że uważasz mnie za słabego człowieka.
- Emm...
- Pie*dol się. - warknęła.
- Potter jak się wyrażasz. - upomniał ją nauczyciel mugoloznawstwa przechodzący obok.
- Przepraszam. - mruknęła potulnie.
- Trzy, dwa... - Blackness zaczęła odliczać. - … jeden i zero. - Gdy z wypowiedziała ostatnie słowo odsunęła się i stanęła pod ścianą, a Lily została złapana za ramię i gwałtownie obrócona przez bruneta. Chłopak przyparł ją do ściany, a ta zaczęła żałować, że nie ma tu jednak nauczyciela mugoloznawstwa.
- Moliere opanuj się, bo pomyślę, że chcesz mnie...
- Nie kończ Potter. - chłopak spojrzał na nią złowrogo. Nadal trzymał ręce na jej ramionach jednak uchwyt trochę zelżał. - Możesz mi łaskawie wytłumaczyć dlaczego nie było cię dzisiaj rano na... - Raphael nie dokończył, bo Rage pocałowała go, a ten zdziwiony momentalnie puścił ją. Lily wywinęła się i szybko stanęła w bezpiecznej odległości od chłopaka.
- Żegnaj Moliere spotkamy się na następnym treningu. Are vaire czy jak tam się u was mówi. - powiedziała Rage i podeszła do Blackness, która cicho chichotała pod nosem.
- Au revoir. - poprawił ją machinalnie Raphael po czym sam odszedł w swoją stronę.
- Widzisz nie wykorzystałaś żadnego koła ratunkowego. - zaśmiała się brunetka.
- Bo wymyśliłam nowe. - zauważyła z udawaną dumą.
- Ta... Będę wykorzystywała je za każdym razem w takim wypadku.
***
- To może jednak skusisz się na ten bal?
- Mam szlaban.
- Ale...
- Nie.
Rage spojrzała na jakiegoś chłopaka z czwartego roku, który chodził od dziewczyny do dziewczyny i wypytywał się czy pójdzie z nim na bal, co nie było za bardzo możliwe, bo prawie każda miała już partnera, a nie który łudziły się, że ten wymarzony zaprosi je.
- Okay zrozumiałem.
- No to bosko.
Lily ruszyła przed siebie omijając szerokim łukiem każdego chłopaka, który zbliżył się do niej na odległość mniejszą niż metr. Gdy szła tak slalomem omal nie wypadła na jakąś dziewczynę, która była bardzo zajęta wlepianiem oczu w jakiegoś wysokiego blondyna, którym okazał się Serpent.
Rage postanowiła się na chwilę zatrzymać i złamać swój „zakaz” pochodzenia do jakiegokolwiek chłopak na wyznaczoną odległość. Ten jednak nie stanowił zagrożenia w postaci namawiania jej na pójście na bal.
- Jeżeli nie masz jeszcze żadnej kandydatki na bal to tamta niezdara jest tobą cholernie zainteresowana. - mruknęła siadając obok Serpenta na parapecie i wyjmując mu słuchawki z uszu.
- Od kiedy tak się troszczysz o to z kim pójdę na bal? - zapytał wyjmując jej słuchawki z ręki i wsadzając je do kieszeni razem z telefonem.
- Od teraz. - wzruszyła ramionami i widząc kolejnego zdesperowanego chłopaka z siódmego roku. - Mam do ciebie sprawę, ale złapię cię jutro. - zsunęła się z parapetu.
- A ty nie idziesz na bal? - spojrzał na nią zdziwiony.
- Jeszcze nie słyszałeś? Przecież Blackness żali się z tego powodu każdej napotkanej osobie.
- Nie słucham o żadnej rzeczy z balem związanej, bo mam szlaban i nie idę. - powiedział, a Lily zagwizdała.
- No to może jednak uda mi się ci to powiedzieć dzisiaj.
- Też szlaban?
- Mhm...
- U kogo?
- Kojarzysz może moją ciocię Hermionę. - zaśmiała się.
- Ona? Myślałem, że lubi cię choć trochę.
- Żyłeś w błędzie.
- Jak widać.
***
- Ale jesteś pewna, że nie przyjdziesz chociaż na chwilę? - Blackness spojrzała na Rage oczami pełnymi nadziei, gdy ta układała jej włosy. Przy tej minię nawet Lily nie miała sumienia jej odmówić.
- Może wejdę na chwilę. - mruknęła z niechęcią, a brunetka rzuciła by jej się na szyję gdyby nie świeżo pomalowane paznokcie. Nie powstrzymało jej to jednak przed piskiem radości przez co Rage niemal pękły bębenki.
- Ale przecież nie masz co na siebie włożyć. - panikowała Blackness i znów niemal zerwała się na równe nogi, ale Rage usadziła ją z powrotem na krześle. - Weź moją drugą sukienkę. Powinna na ciebie pasować.
- Okay. - rudowłosa po utrwaleniu drugiej dziewczynie fryzury podeszła z różdżką do szafy i wyciągnęła szmaragdową suknię, którą zmniejszyła i schowała do kieszeni spodni.
- No i co ty byś beze mnie zrobiła. - zaśmiała się Blackness.
- Mogłabym powiedzieć to samo. - wskazała ręką na fryzurę dziewczyny.
- Nie moja wina, że jestem w tym słaba. - prychnęła.
- Ja już idę, bo zaraz mam szlaban, a muszę jeszcze odnieść tą twoją sukienkę do pokoju.
- Pa!
Rage wyszła z dormitorium dziewczyn z Ravenclawu i skierowała się do Pokoju Wspólnego. Nie spodziewała się tam nikogo zobaczyć, bo wszyscy z pewnością szykowali się na ten bal. Zdziwiła się jednak widząc tam Raphaela siedzącego na sofie. Chciała przemknąć nie zauważona, ale jej „misja” od razu byłą przesądzona na porażkę, bo chłopak siedział niemal na wprost wyjścia z pokoju.
- Och Potter. Spodziewałem się, że cię dzisiaj tutaj zobaczę.
- Doprawdy. - mruknęła zbliżając się do wyjścia. - A ty co czekasz na swoją dziewczynę.
- Nie mam dziewczyny.
- Bardzo mi smutno z tego powodu. Naprawdę miło było cię zobaczyć, ale śpieszę się.
- Do tego blondyna?
- Którego, bo znam dużo?
- Tego co ciągle za tobą chodzi.
- Uważaj bo uznam, że jesteś zazdrosny.
- O ciebie?
- Nie o Devila.
Rage nie zważając na to czy chłopak miał zamiar jej odpowiedzieć czy też nie wypadła z Pokoju Wspólnego i pognała w stronę wieży Gryffindoru. Miała trochę ponad pięć minut, aby dotrzeć do swojego dormitorium i odłożyć sukienkę, a potem dojść jeszcze pod gabinet woźnego.
Teraz woźny był jeszcze gorszy niż za czasów jej ojca. Czterdziestolatek z kompleksami. Pomimo, że nie był charłakiem jego umiejętności magiczne były na najniższym poziomie i miał trudności z zaklęciem rozbrajającym. Z niemałym trudem udawało mu się rzucić zaklęcie czyszczące, gdy było mu ono naprawdę potrzebne, najczęściej jednak wysługiwał się uczniami.
Gdy Lily zostawiła już sukienkę została jej minuta. Wiedziała, że nie zdąży i szczerze mówiąc nie miała zamiaru się spieszyć. Lubiła jak woźny się wydzierał przez jej spóźnienie, a ona się wyłączała i nie pamiętała nic z jego gadki.
Szła spacerkiem, a gdy dotarła pod mieszkanko woźnego była spóźniona już dobre dziesięć minut, bo nie szła skrótami, lecz okrężną drogą. Weszła do komnaty nawet nie pukając i od razu rozsiadając się na wolnym krześle przed biurkiem woźnego.
Podczas jego przemowy miała ochotę położyć nogi na drewnianym meblu zawalonym papierami ułożonymi w kupki, ale nie chciała go doprowadzać aż do takiej wściekłości. Chociaż...
- Powinien pan sobie kupić jakąś komodę na tę papiery. - niby przypadkiem lekko trąciła najwyższą kupkę i wszystkie kartki rozsypały się po komnacie. Wyścielały one posadzkę niczym dywan.
- TY nie wdzięczny bachorze, plugawy szczeniaku. - wyleciały z jego ust dwie podstawowe obelgi. - Masz to natychmiast posprzątać zanim będziesz odrabiała swoją karę z resztą.
Lily ze złośliwym uśmieszkiem wyciągnęła różdżkę. Jednym machnięciem sprawiła, że papiery ułożyły się w kupkę, a drugim, że wylądowały na biurku.
Woźny nie odezwał się ani słowem choć Rage z jego wyrazu twarzy wyczytała wszystko. Był wściekły, nawet bardzo. Gestem ręki wskazał jej i pozostałej trójce, a by zanim poszli.
Oczywiście milusi woźny podzielił ich na dwie grupy. Lily i Serpenta wysłał do łazienki, a ich zadaniem było czyszczenie toalet. Pozostałą dwójka musiała zaś szorować kociołki w sali od eliksirów. Nie ominęło ich także oddanie różdżek. Po odtransportowaniu ich na miejsca pracy zostawił ich samych sobie razem z toaletami lub kociołkami.
Rage obdarzyła toalety zniesmaczonym spojrzeniem i wyjęła jeszcze jedną różdżkę, na co Serpent patrzył bez jakichkolwiek oznak zdziwienia. Gdy wszystkie toalety były już uprzątnięte usiedli we wnęce jedynego okna w łazience i Lily wyjęła paczkę papierosów. Poczęstowała chłopaka, a ten z chęcią wziął jednego.
- Teraz czeka nas siedzenie tu przez... No dość długo. - powiedział chłopak patrząc na ekran telefonu.
- Mhm... - mruknęła i zaciągnęła się papierosem.
***
Kiedy woźny pozwolił im iść minęły już dwie godziny od momentu kiedy Rage pojawiła się w gabinecie. Oczywiście najpierw dziesięć minut zajęły mu oględziny łazienki i gdy stwierdził, że wygląda w miarę dobrze, w końcu łaskawie ich puścił.
- Co masz zamiar teraz robić? - zapytał Serpent, gdy tylko wyszli z łazienki.
- Niestety pojawię się na chwilę na tym pieprzonym balu, bo inaczej Blackness nie odezwie się do mnie ani jednym słowem przez najbliższy miesiąc. - westchnęła. - A ty?
- Też chyba pójdę. Dziewczyny nie dawały mi żyć jak się dowiedziały, że mam szlaban podczas balu. - powiedział i rozdzielili się przy schodach. On poszedł w dół, a ona w górę.
Lily dość szybko dotarła do wieży i od razu wparowała do dormitorium z miną, która nie świadczyła o jej zadowoleniu. Zabrała się od razu za wciśnięcie na siebie sukni Blackness, szmaragdowej sukni. Pieprzona Krukonka zakochana w Ślizgonie. – pomyślała Rage, gdy założyła już na siebie ubranie i przejrzała się w lustrze – Przynajmniej w miarę dobrze w niej wyglądam.
Zrobiła sobie makijaż i w miarę szybko pomalowała paznokcie. Gdy rozczesała włosy i już była przy drzwiach przypomniała sobie, że nie założyła butów. Spojrzała na wszystkie swoje buty. Raczej nie założę trampek. - pomyślała i sięgnęła po wysokie szpilki, które były cholernie nie wygodne.
Kiedy jakimś cudem udało jej się dojść pod Wielką Salą zobaczyła tam Blackness, która wyraźnie nie była w za dobrym humorze. Rage westchnęła i podeszła do niej po czym usiadła na schodach.
- Całował się z jakąś dzi*ką. - mruknęła płaczliwym tonem, ale z jej oczu nie kapały łzy.
- Pieprz go.
- Chciałabym. - zaśmiała się Blackness.
- Och... Nie użalaj się nad sobą. - powiedziała Rage. - Idź poderwać sobie jakiegoś chłopaka.
- Jestem za. - Serpent, który musiał dopiero co przyjść, stał oparty o ścianę i przypatrywał się im.
- To twój partner na bal? - zapytała brunetka.
- Chyba sobie kpisz!
- Nigdy w życiu!
- Tak myślałam. - westchnęła. - Chodźmy już.
- Jak chcesz. - Rage wzruszyła ramionami i wstała ze schodów. - Jeżeli przeżyje dzisiaj w tych butach to będzie cud.
- A co wyszłaś z wprawy. - Blackness poruszała brwiami w górę i w dół z wyraźnie lepszym humorem niż wcześniej.
- S*ka. - warknęła Lily. Pchnęła drzwi do Wielkiej Sali i weszła do środka razem z pozostałą dwójką. Oczywiście wszyscy od razu skierowali wzrok w stronę drzwi i zaczęli się przypatrywać dwójce nowo przybyłych. Zarówno Hogwartczycy jak i reszta z zagranicy.

- Pora zacząć to pie*dolone przyjęcie. - westchnął Serpent, a dziewczyny tylko mu przytaknęły. Razem ruszyli w stronę reszty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic